Z perspektywy Göteborga dyskusję na temat Instytutu Polskiego komentuje Piotr Kiszkiel.
Pozwalam sobie zabrać głos w sprawie, która wywołała ogromne emocje. O ”problemie” poinformował mnie w połowie lutego kuzyn z Kanady. Kiedy dostałem mail pod tytułem “Koniec instytutu polskiego w Sztokholmie!” poczułem się zdezorientowany, niedoinformowany i jak to poza stolicą bywa zawiedziony (kompleks prowincjusza).
Jednocześnie znałem nowe plany i przedsięwzięcia Instytutu związane z promocją Polski, na nową skalę, poza Sztokholmem (min. w Göteborgu i w zachodniej Szwecji).
Rzuciłem się w “sieć”. Przeczytałem wszystko, co zostało napisane (z wyjątkiem anonimów) na temat “likwidacji” instytutu. Były tam nawet wyrazy uznania dla faktu, że Instytut działał już w latach 70-dziesiątych, kiedy to przedstawicielstwa państwa ludowego omijało się przechodząc na drugą stronę ulicy.
Potem były rozmowy z przyjaciółmi ze Sztokholmu. Chyba wiem już w tej materii wszystko. Jak zwykle jednak zabrakło mi perspektywy całej Szwecji, jak zwykle wszystko dyskutowane jest z perspektywy stołecznej (bez przedmieść).
Sztokholm jako stolica jest pod wieloma względami miastem uprzywilejowanym, to bogactwo instytucji kulturalnych, elita szwedzkiej inteligencji, największe w Szwecji skupisko Polonii.
Jeżeli chodzi o promocję kultury polskiej i przełamywanie stereotypów na pewno w Sztokholmie jest najłatwiej.
Można powiedzieć, że taka jest rola stolicy i dlatego również uprzywilejowani są jej mieszkańcy, ale czy dotyczyć ma to też polskiej instytucji, której zadaniem jest promocja Polski w całej Szwecji, a nie tylko na Östermalm (?). Warto przypomnieć, że Szwecja ma ponad 9 milionów mieszkańców, a w Sztokholmie mieszka niewiele ponad 800 tysięcy spośród nich.
Jak wynika z informacji na stronie instytutu zadaniem jego jest: Promowanie w Szwecji wiedzy o Polsce i polskiej kulturze.
Stymulowanie szwedzko-polskiej współpracy w dziedzinie kultury i nauki.
Organizowanie wizyt studyjnych w Polsce dla szwedzkich przedstawicieli kultury oraz opiniotwórczych środowisk oraz pomoc finansowa i praktyczna w realizacji szwedzko-polskich projektów.
Pomoc w znajdowaniu partnerów do realizacji szwedzko-polskich projektów kulturalnych.
Wspieranie szwedzkich programów artist- in-residence, tak by mogli z nich korzystać w większym stopniu polscy artyści.
Oczywiście zadania te muszą być realizowane w całej Szwecji.
Jeszcze za kadencji Piotra Cegielskiego i ambasadora Marka Prawdy podjęto starania, aby promocja kultury polskiej odbywała się również poza Sztokholmem. To dzięki ich inicjatywie i staraniom, zorganizowany w 2003 roku przez Instytut Adama Mickiewicza oraz polskie placówki dyplomatyczne w Szwecji “Rok Polski w Szwecji” (http://www.iam.pl/pl/site/projekty/szwecja) wyszedł poza Sztokholm. Polska była głównym gościem Göteborskich Targów Książki, współorganizowała Festiwal Nauki w Göteborgu, dotarła do nowo wybudowanego domu kultury w Vara, zorganizowała dni polskie w Göteborgu.
To tylko kilka przykładów z własnego podwórka. Obecnie Instytut także działa w wielu miejscach, w zeszłym roku realizował projekty m.in. Göteborgu i Landskronie, myślę, że ma to znaczenie.
Rozumiejąc emocje związane z przywiązaniem do samego miejsca, nie należy zapominać o zadaniach instytutu, który, w moim przekonaniu, nie powinien być instytucja polonijną, tylko instytucją promującą Polskę.
Pozostaje jeszcze perspektywa, tak często podnoszona w Szwecji, podatnika. Przeciętnemu polskiemu podatnikowi na pewno obojętne jest gdzie będziemy się spotykać w Sztokholmie, na Karlavägen czy na Villagatan. Ważny jest rezultat, a nowa koncepcja funkcjonowania instytutu jest, moim zdaniem, koncepcją która nadąża z duchem czasu i daje większe szanse na promocję Polski również poza Sztokholmem.
Pamiętajmy, że Instytut jest bardzo małą instytucją z garstką pracowników, a realizowanie nawet mniejszych przedsięwzięć w całej Szwecji trudne jest do połączenia z administrowaniem dużym budynkiem i prowadzeniem w nim intensywnej działalności programowej.
Pozostaje tylko na koniec zaapelować o trochę umiaru w debacie i nie przenoszenie na szwedzki grunt najgorszych objawów debat z kraju.
Wszyscy po trochu jesteśmy ambasadorami Polski.
Göteborg, marzec 2008
Piotr Kiszkiel
|