Opinia Rity Tornborg
Piękny pałacyk Polskiego Instytutu jest już od dwudziestu lat bardzo dobrze wpisany w mapę kultury sztokholmskiej i stał się integralną częścią tego miasta, do tego stopnia, że czasami wystarczy powiedzieć taksówkarzowi ”Polska Institutet”, a on nie pytając o adres zawiezie tam gdzie trzeba, to znaczy na Villagatan 2.
Ten otwarty, niezastąpiony dom, który tak samo serdecznie przyjmuje szwedzkich melomanów i miłośników sztuki jak i sztokholmską Polonię, ma teraz stać się miejscem zamieszkania „wymienialnych dyplomatów”. Innymi słowy: wszystko, co podczas dwudziestu lat bogato owocującej pracy zostało tam zbudowane, zapuściło korzenie w świadomość sztokholmian, zakwitło i przyniosło owoce, ma zniknąć za jednym pociągnięciem pióra.
O ile istnieje jakaś nacja, która z własnego, gorzkiego doświadczenia wie, co to znaczy w jeden moment stracić wszystko - co stworzyła w ciągu dwadziestu lat ciężkiej pracy - jest nią naród polski. Mam oczywiście na myśli krótki okres rozkwitu kraju między dwoma światowymi wojnami.
Dlatego uważam, że polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych i Ministerstwo Kultury powinno dobrze zastanowić się zanim viribus unitis wydadzą ostateczny dekret zlikwidowania Instytutu Polskiego w Sztokholmie. Niepowetowaną stratą byłoby przeniesienie witalnej działaności Instytutu do jakiegoś ciasnego lokalu wypełnionego bladymi ekranikami komputerów, lokalu w którym nie byłoby miejsca dla gości, a który także należy opłacić. I gdzie tu mowa o oszczędzaniu pieniędzy państwa polskiego?
Istnieje jeszcze jeden aspekt tej całej dziwnej historii, a mianowicie: działalność Polonii sztokholmskiej wspierająca ruch solidarnościowy, była tak efektywna, że spowodowała duże zainteresowanie i pomoc Szwedów. Czy nie powinno to zostać w jakiś (raczej konkretny) sposób uhonorowane? Czy państwa polskiego nie stać na gest, aby przedłużyć fizyczne istnienie Instytutu w obecnej formie do dnia, kiedy ta generacja Polonii się wykruszy? Jest ona na dobrej drodze do tego.
Na zakończenie: w czasach PRL-u Instytut Polski był przez Szwedów traktowany raczej humorystycznie. Doskonale pamiętam uśmiech pod wąsem jednego z członków szwedzkiego parlamentu, (byłam wtedy tłumaczem podczas wizyty przedstawicieli polskiego związku zawodowego w Sztokholmie, bodajże kolejarzy), kiedy mijając Instytut zapytał: ciekawe po co Polakom tyle anten radiowych na budynku, który tylko kulturą się zajmuje? Szwedzi mieli oczywiście odpowiedź na to retoryczne pytanie.
Rita Tornborg - pisarka i krytyk literacki
|