Emigracja uwypukla wszystkie ludzkie wady i zalety", pisze Tomasz Jastrun we wstępie do wydanej właśnie książki Andrzeja Szmilichowskiego "Zapiski z przyjacielem w tle". "Andrzej Szmilichowski w swojej książce dokonał tego, co ja chciałem zrobić, ale nie starczyło mi czasu i energii, bo bezczelności mam dosyć", kontynuuje były dyrektor Instytutu Polskiego.
"Namalował galerię barwnych postaci polskiej emigracji. Złośliwie, a zarazem bardzo przyjaźnie. On lubi ludzi, nie może więc być nieżyczliwy, ale mając bystre oko nie potrafi zrezygnować z ironii. Czy wszyscy opisani mu wybaczą? Przekona się wkrótce."
Chyba nie, czego dowodem spotkania autorskie Szmilichowskiego i ich następstwa - krzyki i szepty, chciałoby się powiedzieć.
W każdym razie książka stała się głośna w sztokholmskim grajdołku emigracyjnym. A emigracja jaka jest, każdy widzi, każdy wie, każdy doświadcza na sobie jej "dobrodziejstw". Pisać o tym, to jakby sypać sól w swoje własne rany, rozdzierać szaty i pokazywać swoje cherlawe jestestwo.
Szmilichowski ma rację w wielu wypadkach, w innych jej nie ma, ale pisarz ma prawo do subiektywnych ocen, podobnie jak czytelnicy! Przyjaciela w tle się nie dopatrzyłem, ale w sumie autor traktuje wszystkie swoje postacie "po przyjacielsku"...
Nie jest to książka pisana ku pokrzepieniu serc. Jest to jednak dokument naszej epoki, naszej obecności w tym kraju, i jakby jej nie oceniać, to znajdzie się niewątpliwie w bibliografii do przyszłej pracy doktorskiej o Polakach w Szwecji.
|