Zamieszczone poniżej fragmenty listów i recenzji opublikowane zostały na stronie domowej wydawnictwa "Polonica".
Z recenzji Ludomira Garczynskiego-Gassowskiego: Książka Andrzeja Szmilichowskiego jest książką z kluczem, a raczej z wytrychem. Tego rodzaju książki są bardzo niebezpieczne, bo jak po paru znanych sobie cechach czytelnik rozpoznaje (lub mu się wydaje, że rozpoznaje daną postać), to potem myśli, że to co autor o danej postaci pisze jest choć w części prawdziwe, a tak najczęściej nie jest. Autor zresztą mruga do czytelnika, że to wszystko nie prawda. (...) Zachęcając państwa do lektury tej książki proponuje pamiętać, że nie Moskwa, a Leningrad; że nie rowery a samochody. Swoją recenzję tej książki zatytułuje: "Rowery, samochody i wielbłądy", bowiem dużo z tu obecnych i nieobecnych będzie musiało jeszcze długo udowadniać, że nie są wielbłądami...
Z recenzji Tadeusza Skutnika w "Dzienniku Bałtyckim": Szmilichowski nie chce rywalizować z "Emigrantami" Mrożka, nowojorską "Antygoną" Głowackiego, ze "Szczuropolakami" z chicagowskiego Jackowa wedle Redlińskiego. To czego chce? Ba! Gdyby dało się powiedzieć jednym zdaniem lub słowem - psu na buty zdawałaby się jego twórczość. Chce z całą pewnością utrwalić dla potomności galerię typów obnoszących się z polskością po Sztokholmie.
Z recenzji Dany Platter: Galeria postaci sztokholmskich zajmująca, acz niepełna. Zapewne autor nie zetknął się ze wszystkimi okazami menażerii ludzkiej, które czekają na swego prześmiewce. A swoją droga - ta prowincjonalność.... Niewiele zmieniła się polska mentalność od czasów mickiewiczowskiego zaścianka. I z czym tu do Europy?
Z listu Lecha Rzewuskiego do autora książki: Twoja banalność, fałsz, zacofanie rozwojowe właśnie budzi we mnie równie rozpacz jak i głębokie współczucie.... A do tego ten antypolski syn komunisty Jastruna.... też błazen!
Z listu Tomasza Strzyżewskiego do autora książki: Ludzie, o których Pan wspomina, oburzają się, gdyż nie rozumieją o co Panu chodzi. W ich odczuciu opisuje Pan tylko i wyłącznie to, co zauważają w pańskich tekstach "gołym okiem". Prawdopodobnie z pojęciem SATYRY nigdy nie zetknęli się, a jeśli nawet, to zupełnie nie, lub nie w pełni pojmując jego wewnętrzny sens.
Z listu Michala Moszkowicza do redakcji "Nowej Gazety Polskiej": Rodzi się pytanie, czemu naprawdę ma służyć ta książka? Chyba tylko temu by stworzyć czarny obraz emigracji sztokholmskiej. Bo nie jest to nawet w przybliżeniu ani duchowy, ani społeczny obraz emigracji. Wydaje się, że autor po trupach innych pnie się do jakiejś sławy, że zaspakaja jakieś swoje najniższe kompleksy i lęki. I oto człowiek całkowicie aspołeczny chce opisać społeczność, której w gruncie rzeczy nie zna i która go w ogóle nie obchodzi. Jedyne na czym mu w gruncie rzeczy zależy, to wbić śmierdzącą szpilę, to temu, to tam-temu. Powstała książka, przy której literatura wagonowa to arcydzieła, przy której "Abecadło Urbana", to wielka literatura.
|