Odwiedzin 37780130
Dziś 453
Piątek 19 kwietnia 2024

 
 

Stuknij się w głowę!

 
 

Tekst: Tadeusz Urbański

2001.05.08
 

Niedawno w Sztokholmie wyszła książka "Zapiski z przyjacielem w tle", której autor, Andrzej Szmilichowski, miał sporządzić zapis swojego alfabetu spotkanych ludzi i kilku zjawisk. Tego rodzaju książki, zazwyczaj są ciekawe, bo zawierają myśli i poglądy o innych. Po publikacji, przez prasę przewala się lawina sprostowań i polemik. Najczęściej chodzi o natężenie ironii i przeinaczanie faktów. Tak bywa w Polsce.

Wprowadzenie autora wzbudzało zaufanie, zwłaszcza po przedmowie Tomasza Jastruna. Dobrze wiedzieć jest nieco o autorze i temacie rekomendowanym przez znanego publicystę. Po przeczytaniu, zostałem zmuszony powrócić do przedmowy Jastruna i wprowadzenia autora.

Pisze autor: Cechą uniwersalną portretu jest, że nie pokazuje prawdy. Szminkują go bowiem różne okoliczności, jak dla przykładu: pozycja portretowanego, wymagania zamawiającego, umiejętności artysty i kasa... Tak kokieteryjnie mógłby napisać artysta malarz, a w odniesieniu do książki, to fałszywa analogia. Owe obrazki to nawet nie portrety, lecz w większości paszkwile silące się na żartobliwą przyganę. Niektóre nawet nie humorystyczne. "Portretów" u autora nikt nie zamawiał, nie mówiąc o umiejętnościach czy kasie.

...Może się zdarzyć, że jakiś obrazek zapachnie komuś infamią i przyjdzie ochota nabzdyczyć się na mnie, oskarżać o kłamstwa, pomówienia i inne obrzydliwości. Proszę się nie krępować a swobodnie i do woli mnie lżyć, gdyż i tak do niczego się nie przyznam i pióra nie połamię... Wyzwanie autora krępuje mnie nieco i nie będę go lżył, ale postaram się pokazać błędy. Robię to dla czytelników, bo autor niestety wie, że napisał wspaniale.

...Kreska chwilami wyszczerza zęby, zgoda, ale dzieje się to po pierwsze za przyczyną wysiłków, jakie portretowany wkłada w swoje życie a nie moje starania, a po drugie - kto powiedział, że to o nim. Jak ustaliliśmy, nikt tych portretów nie zamawiał, więc co z tymi wysiłkami? Opisani z ukrycia żyją jak chcą albo jak mogą i nie wiedząc, że są portretowani, nie pozują na kogoś innego. Nie czynią żadnych wysiłków, nie łaszą się do pisarza, gdy ich podgląda przez sobie tylko znane otwory. Wprowadzenie nosi tytuł: BIJ SIĘ Z MYŚLAMI! Biję się i odpowiadam jak w tytule.

Autor czasami używa archaicznego czasu zaprzeszłego: "trzymał mnie był za nogi", czy "urodził się był". Zamierzając użyć staropolskiego odumarł mnie (umarłszy pozostawić kogoś), pisze, "obumarł mnie" co nawet sensem nie trąci. Przez tą nieudaną przedwczorajszość języka polskiego chce utwierdzić czytelnika, że pisarzem jest omszałym i w ogóle językowo obytym mocarzem słowa. Ale z obrzydzeniem bierze w cudzysłów wyjęte z cytowanego listu słowo "pisarzów", co jest nieporozumieniem, gdyż forma jest poprawna, choć rzadko używana.

Ten sam list, jest przedrukowany bez zgody nadawcy, osoby prywatnej, co jest niezgodne z prawem. To według autora, razem z brodatymi dowcipami, jest warte przekazania przyszłym pokoleniom. Wielokrotnie używa szwedzkich słów, mających polskie odpowiedniki, co ma zaznaczać ukłon członka Związku Literatów Polskich i Stowarzyszenia Dziennikarzy w kierunku Związku Pisarzy Szwedzkich z uśmiechem: jestem również Wasz!

Nonszalancja, z jaką autor "Zapisków" traktuje nie tylko bohaterów, ale informacje poboczne, każe mi je wskazać: służba wojskowa jest zasadnicza a nie "podstawowa". Kiereński nie był generałem. Mówi się: primadonna assoluta a nie "absoluta". "Minki" to norki, z których szyje sie futra, a "konstapel" to po polsku konstabl. Handlarz sztuką to marszand a nie "manszard", szmalec w potocznym slangu polskim to pieniądze, a "smalec" to wszyscy wiedzą co. "Opaczność" to odwrotność, a opatrzność to Stwórca. Gombrowicz napisał "Ferdydurke" i to słowo się nie odmienia, więc nie można napisać "przeczytał Ferdydurkę", wyspa Bornholm należy do Danii a nie Szwecji...

Anegdota o Władysławie Komarze "o której młodsi czytelnicy mogą nie wiedzieć" też autorowi nie wyszła. Nieprzyjaźnie interpretuje dawno zasłyszane ploteczki: Komar zasłynął wkrótce na polskich ringach jako "szklana szczęka" - czyli robi pajaca z późniejszego olimpijczyka, który już się nie może obronić. Władysław Komar w swojej książce pt. "Wszystko porąbane" wspomina: Ja w ciągu pięciu lat boksowania stoczyłem siedemdziesiąt sześć walk, ponosząc dwanaście porażek. Zasłynąłby jako chłopak do bicia, gdyby rezultat był odwrotny. Poza tym, młodsi czytelnicy mogli tę książkę przeczytać, gdyż Komar wydał ją w 1992 roku.

Nie tak dawno felietonista "Polityki" Ludwik Stomma cytował słowa francuskiego profesora: Jeżeli nawet jesteś absolutnie przekonany, że Lizbona jest stolicą Portugalii, to jednak na wszelki wypadek sprawdź to jeszcze w encyklopedii. Publicysta ponosi odpowiedzialność za wydrukowane słowa i poglądy. Stomma przyznał się do swoich i stąd ten cytat. Ktoś inny powiedział, że nie można za dużo sprawdzać, bo wszystko okaże się trefne, dlatego nie szukam dalej, a autorowi dedykuję myśl Francuza.

Autor gdy tylko może, spycha innych na bok, by na podstawie ułamków jego życiorysu, czytelnik wyniósł wrażenie, jak wielkiej osobistości dzieło ma w ręku. Kreuje się na prekursora w kilku dziedzinach co mogę skwitować starym dowcipem: w socjalistycznej kolejce pod sklepem nieduża sprzeczka. - Ja byłam pierwsza - twierdzi jedna pani. - Chyba na świecie... - pada replika z kolejki.

W rozdziale poświęconym emigracji solidarnościowej znalazłem tak wiele bzdur, że warto przytoczyć fragment: Przyjechali i Szwedzi w krótkim czasie zdeprawowali ich dobrobytem, zacałowali niemal że na śmierć. Wbijali im bowiem na łamach prasy i w telewizji bez przerwy do głowy, jakimi to są szlachetnymi obrońcami najwyższych wartości ludzkich i ile to świat zachodni i w ogóle cały im zawdzięcza. Przystąpiono także natychmiast do konkretnego okazywania tej wdzięczności. Otrzymali wtedy od Rządu i Związków Zawodowych wszystko co było do życia potrzebne i jeszcze trochę. I gdy piszę "wszystko", to mam na myśli wszystko! Wprowadzono ich do w pełni wyposażonych - sofy, firanki, sztućce, pościel, telewizory, sól, pieprz, cukier - mieszkań, z wypełnionymi wszelkim dobrem lodówkami. Dostarczano specjalnych odbiorników radiowych, aby mogli swobodnie słuchać Polskiego Radia. Ubierano ich od stóp do głów w to na co mieli ochotę, inwalidom kupowano i specjalnie przystosowywano samochody, drzwi otwarły luksusowe sanatoria i pensjonaty. Otrzymali miesięczne pobory w wysokości przeciętnej szwedzkiej pensji, dla nich fura pieniędzy, słowem - kołderka pod szyjkę, aby się broń boże nie rozkopali. Takie traktowanie potrafiłoby zdeprawować konia, a nie tylko wrażliwą na wpływy istotę, jaką jest człowiek!

W powyższym naprawdę wszystko mija się z prawdą. Jak piszę wszystko, to wszystko! Przepisy w Szwecji były jednakowe dla wszystkich uchodźców (Erytrea, Kurdystan, Polska...), a to o czym pisze autor jak o zjawisku powszechnym, ujawnia jego dalekość od polskich spraw przed dwudziestu laty.

Adam Krzemiński w niedawnym dodatku do "Polityki" napisał o Szwecji początku lat 80-tych: ...jakkolwiek już w czasach pierwszej Solidarności okazało się, że mimo całych sympatii do ruchów wyzwoleńczych w Trzecim Świecie, Szwedzi nie bardzo wiedzieli, jak zareagować na ruch wyzwoleńczy po drugiej stronie Bałtyku. Wcześniej jednak przygarnęli liczną rzeszę marcowych emigrantów z 1968 r. (...)

Sympatia do Solidarności była więc umiarkowana. Liczyło się odprężenie, równowaga sił, reformizm...
No, tyle poważny publicysta ma do powiedzenia przy okazji rewelacyjnych wiadomości autora.

Tomasz Jastrun napisał w przedmowie: On lubi ludzi, nie może więc być nieżyczliwy, ale mając bystre oko nie potrafi zrezygnować z ironii. Czy wszyscy opisani mu to wybaczą? Przekona się wkrótce. Autor z ironią przesadził, co zmieniło się w sarkazm i drwinę, tak jak zbyt wiele radości zmienia się czasami w płacz. Ludzi się lubi lub nie, a tu tymczasem autor spowiada się, że nie lubi czterech osób. Nie lubi czterech, możliwe że trochę nie lubi siedmiu, lekko lubi trzy, obojętni mu są wszyscy inni a lubi siebie, rodzinę, Tomka Jastruna (wstęp!) i Ptaszynę (200 koron!).

Gdyby w małym miasteczku opisał w ten sposób mieszkańców, spodziewał by się wybaczenia? A przecież kolonia polska w Sztokholmie to miasteczko, by nie powiedzieć zaścianek. Autor nadużył zaufania tych, których złośliwie opisał nie przysłaniając im przy publikacji twarzy. Naruszył ich intymność. A bywał u nich, kiedyś pewnie lubił albo tylko o nich słyszał. Lecz nie chciał zrezygnować z taniej satysfakcji, gdy przyjdzie mu odpowiadać na zarzuty - ależ skąd! To nie o tobie! Tak napisał o większości. O paru obojętnie lub z dużym podlizem, a w tym kilku znanych nieboszczyków.

Gdy autor spotkał w Sztokholmie Tomasza Jastruna, został porażony jego intelektem i urodą rzymskiej głowy. Porażony, bo nareszcie spotkał prawdziwego poetę, pisarza i dziennikarza, z którym mógł wymienić zdania. Kompleksy uciekły, gdy okazało się, że Jastrun potrafi mówić po polsku o zwykłych sprawach i to prozą, a oprócz tego jeszcze gra w tenisa.

Tomasz Jastrun w swej przedmowie pochyla się nad autorem, chwali, gładzi po główce, przez chwilę zazdrości książki, a przecież nawet jej maszynopisu nie przeczytał. Inaczej zwróciłby pupilowi uwagę na błędy. Jastrun chwali się, że poznał polski Sztokholm, ale tak naprawdę, z tej galerii zna tylko kilkanaście osób. Nawet nie przypuszcza, jak wielką krzywdę wyrządził autor reszcie, gdyż napisanie takiej książki to nie kwestia bezczelności ale przyzwoitości.

Sztuką jest zilustrowanie kolonii polskiej tak, by była na obrazku prawdziwa i by nikt się nie obraził. Słowo jest złą kopią myśli, należy nad nim panować. Autor o tym nie wiedział i napisał jak myślał. Poczucie wartości słowa, zagłuszył mu łopot własnych, ogromnych pisarskich skrzydeł. Później, podrzucił tę bombę smrodu do oceny koledze, jak by nie było po piórze i po rakiecie tenisowej.

Książka rozszerzyła moją wiedzę o autorze. Wiem, że nie mogę nic przy nim powiedzieć, nie mogę dać się zobaczyć na ulicy z córką, bo obgada że to moja kochanka. Muszę się pilnować i ostrzegam innych, że złe oko może nie tylko zauroczyć ale i opisać. Lepiej się nie wychylać i faceta unikać, inaczej uzna, że się dopraszam sportretowania w nowym, wcale nie lepszym "przyjacielskim" tomie.
 

Tadeusz Urbański
PoloniaInfo (2001.05.08)



Artykuły w temacie

  Zapiski z przyjacielem w tle
     Sztuka i sztukateria
     Dygresje na temat kaloszy
     Zapiski z przyjacielem w tle - opinie cz. 3
     3 pytania do Andrzeja Szmilichowskiego
     Zapiski z przyjacielem w tle - opinie cz. 2
     Na pohybel Szmilowi
     Czy musimy być aż tak szczerzy?
     Karlavägen 35
     Zapiski z przyjacielem w tle - opinie
     Rekord świata?
     Emigracja
     Zapiski z przyjacielem w tle - słowo wstępne
 









Brukarstwo (Täby)
Praca dla ogólno budowlańca (Skåne)
BLACHARZ, LAKIERNIK (SKOGAS)
mechanik samochodowy (SKOGAS)
Firma sprzątająca (Helsingborg)
Firma sprzątająca (Malmö,Lund, Ystad, Sjöbo i okolice)
Brukarzy, Pracy ziemne (UPPSALA)
Firma sprzatajaca (Åkersberga)
Więcej





Szwecja o smaku lukrecji czyli spotkanie w bibliotece Morenowej.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Kristineberg slott – piękny pałacyk z Kungsholmen.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Firma Sprzątająca
Polka w Szwecji
Muzeum tramwajów w Malmköping.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Moja historia cz.5
Polka w Szwecji
Przygoda z malowaniem
Polka w Szwecji
Nowe szwedzkie słowa 2023 - nyord
Szwecjoblog - blog o Szwecji


Odwiedza nas 2 gości
oraz 0 użytkowników.


TEMU
Szwedzki „wstyd przed lataniem” napędza renesans podróży koleją
Katarzyna Tubylewicz: W Sztokholmie to, gdzie mieszkasz, zaskakująco dużo mówi o tym, kim jesteś
Migracja przemebluje Szwecję. Rosną notowania skrajnej prawicy
Szwedka, która wybrała Szczecin - Zaczęłam odczuwać, że to już nie jest mój kraj
Emigracja dała mi siłę i niezależność myślenia










© Copyright 2000-2024 PoloniaInfoNa górę strony