Odwiedzin 37816760
Dziś 2584
Poniedziałek 29 kwietnia 2024

 
 

Pamiętajcie o Salonie!

 
 

Tekst: Krystyna Stochla

2012.05.29
 


Uroczyste otwarcie Sztokholmskiego Salonu Poezji w maju 2009 roku. Od lewej: Małgorzata Kwiecińska-Järvenson, Anna Dymna, Dana Rechowicz oraz konsul Radomir Wojciechowski. Fot. Bogusław "Bobo" Rawiński

Z okazji 10 jubileuszowej edycji Sztokholmskiego Salonu Poezji, wspominamy jego dotychczasową działalność. A jest doprawdy co wspominać, w progach Salonu na przestrzeni trzech ostatnich lat, gościły tak znakomite osobistości jak: Jerzy Zelnik, Grażyna Barszczewska, Tomasz Jastrun, Jerzy Trela czy Anna Dymna.

Pięknieje maj, kusi wypadami w plener, a tu wśród sztokholmskiej Polonii wre życie kulturalne i żal cokolwiek „odpuścić”. Ale nie tylko w maju jest tak gęsto od imprez, bo za nami wiele atrakcyjnych projektów, a nie wszystkie miały swój ślad w mediach. Dlatego zapraszam Państwa w nieodległą przeszłość, by przypomnieć o niektórych wydarzeniach kulturalnych.

Na początek, z racji jubileuszu – kronika Sztokholmskiego Salonu Poezji.

19 maja Towarzystwo Sztokholmski Salon Poezji po raz X – czyli JUBILEUSZOWO – w ścisłej współpracy z konsulem Radomirem Wojciechowskim zaprezentowało się w salach dawnego Instytutu Polskiego w programie „Bóg pisze prosto na liniach krzywych”. Tym razem gościem z Polski był aktor Wiesław Komasa. Do fortepianu zasiadła, mieszkająca w Sztokholmie i chętnie koncertująca dla Polonii, temperamentna pianistka Dorota Żarowiecka.

Pan Komasa jest aktorem wszechstronnym, znanym z teatru, filmu, telewizji i radia, chętnie też udziela swego głosu w dubbingu, tworzy programy poetyckie, wreszcie pracuje z młodzieżą jako profesor Szkoły Teatralnej w Warszawie. Jest zdobywcą wielu prestiżowych nagród, artystą niezwykle kreatywnym, niezrównanym recytatorem.


Wiesław Komasa. Fot. Michał Dzieciaszek

Specjalnie dla Salonu przygotował program poetycki oparty na twórczości naszych „sztandarowych” poetów, na wierszach filozoficznych, skłaniających do refleksji. Główną postacią tej twórczości jest człowiek, czyli my wszyscy i nasza kondycja moralna, intelektualna, społeczna. Nasz stosunek do miłości, cierpienia, radości i śmierci, do pojęcia odpowiedzialności na różnych poziomach.

Ważny to był wieczór zarówno z powodu przesłania twórców, ale też dlatego, że mogliśmy się nacieszyć strofami wierszy Tuwima, Herberta, Wojtyły, Norwida, Twardowskiego i rzecz jasna Miłosza, w iście mistrzowskim wykonaniu.


Dorota Żarowiecka i Wiesław Komasa. Fot. Michał Dzieciaszek

Nie zabrakło też akcentów jubileuszowych, były więc kwiaty, wiwaty, „stolaty”, wzajemne gratulacje i podziękowania, bo gołym okiem widać, że Salon zdobył mocną pozycję w polonijnym życiu kulturalnym, a nie wiedzieć kiedy przemknęło tych 10 edycji.

***

Skoro jubileusz, to kusi mnie by zrobić małe podsumowanie i przekazać nieco informacji tym z Państwa, którzy się jeszcze z Salonem nie zetknęli.

Nie jest to impreza masowa, przyciągająca tłumy, a potem owocująca imponującą ilością „wejść” w Internecie, bo obcowanie z poezją to przeżycie kameralne, wymagające pewnego wyciszenia, skupienia, ale i tak sala zawsze „pęka w szwach”, pojawia się młodzież. Pięknie to podkreślił podczas jednego z poetyckich wieczorów Krzysztof Orzechowski. Zanim zaczął razem z Grażyną Barszczewską czytać „Kwiaty Polskie”, wypatrzył z tyłu sali grupkę młodych i zaprosił ich do pierwszych rzędów mówiąc, że dla nich specjalnie dziś czytać będzie.


Grażyna Barszczewska rozmawia po występie ze swoimi wielbicielami. Fot. Bogusław "Bobo" Rawiński

„Matką-Założycielką” Salonów Poezji jest znana krakowska aktorka Anna Dymna. To Ona przed dziesięcioma laty wpadła na pomysł, by zaproponować kolegom-aktorom recytowanie wierszy we foyer Teatru Słowackiego w niedzielne poranki. Ku zaskoczeniu wszystkich przyszedł tłum, który z niedzieli na niedzielę coraz bardziej się rozrastał. Okazało się, że ludziom poezja jest potrzebna, że oto narodziła się nowa forma spędzania niedzielnych poranków.

Artystka zadbała o sponsorów, opracowała regulamin i osobiście zaczęła otwierać kolejne Salony w całej Polsce, bo zabiegali o nie wielbiciele poezji z innych miast. Kiedy ruszał nasz sztokholmski Salon, było ich w kraju 23 i jeden w Dublinie, a teraz przybywa ich coraz więcej i w kraju i za granicą.


Anna Dymna. Fot. Bogusław "Bobo" Rawiński

Ten sztokholmski zawdzięczamy inicjatywie Małgorzaty Kwiecińskiej-Järvenson, która nie bacząc na organizacyjne trudy, z grupą entuzjastów dwoi się i troi, by salonowe spotkania miały właściwą rangę w środowisku. Po drodze zmienił się nieco skład zarządu Salonu, każdorazowo jest trochę inny scenariusz i podział obowiązków, ale widocznych „wpadek” nie zarejestrowano.

Wszystkie Salony obowiązuje ten sam precyzyjny regulamin, a więc do prezentowania poezji zapraszani są wyłącznie profesjonaliści, no i sama poezja musi być najwyższych lotów. Grafomanom biada – nikt się nie przemknie. Jednakże gdyby ktoś dobrze piszący chciał zaprezentować swą twórczość w Salonie – musi mieć rekomendację uznanego poety.


Konsul Radomir Wojciechowski i Małgorzata Kwiecińska-Järvenson.
Fot. Bogusław "Bobo" Rawiński


Organizatorzy zobowiązani są do zapewnienia godziwych warunków, a wszystko, cała działalność odbywa się nieodpłatnie – aktorzy nie dostają wynagrodzenia, publiczność nie płaci za bilety. Koszty podróży i pobytu pokrywane są ze skromnych środków Towarzystwa i środków Sponsorów. Tu wielkie słowa wdzięczności należą się konsulowi, panu Radomirowi Wojciechowskiemu, bo gdyby nie jego życzliwość i entuzjazm – nie byłoby tak „salonowo”.

Większość tych spotkań z poezją odbyła się w pięknej stylowej willi w centrum miasta przy Villagatan 2, czyli w dawnej siedzibie Instytutu Polskiego. I zawsze czekały na gości świetnie merytorycznie i graficznie opracowane programy imprezy, co jest zasługą Dany Rechowicz.


Dana Rechowicz. Fot. Michał Dzieciaszek

Niestety, kiedy zacieraliśmy ręce z zadowolenia, że oto mamy swoją stałą, reprezentacyjną siedzibę, gruchnęła wieść, że budynek zmienia swe przeznaczenie!

Na szczęście nie zmieniło się to przeznaczenie tak od zaraz, a po drodze zawsze można było liczyć na salę w Konsulacie w Sundbyberg, no a jeden z wieczorów, z racji określonych wymagań technicznych miał miejsce w TeaterStudio Lederman. Zawsze jednak organizatorom towarzyszy ta lokalowa niepewność do ostatniej chwili i jeśli czegoś z okazji jubileuszu życzyć miłośnikom poezji, to korzystnego rozwiązania tego przyziemnego problemu.


Po zakończeniu części oficjalnej, wieczór kontynuowany jest przy tradycyjnej lampce wina. Fot. Michał Dzieciaszek

Od początku swego istnienia, Salon przyciąga dużą grupę ludzi, którym poezja jest potrzebna i dla których warto się trudzić.

Zanim więc ucichną jubileuszowe fanfary i zanim po wakacjach spotkamy się na XI edycji, pozwolę sobie przypomnieć artystów, którzy sztokholmski Salon odwiedzili. Tę galerię portretów otwiera – któżby inny – Anna Dymna.


Fot. Bogusław "Bobo" Rawiński

Jest aktorką Starego Teatru w Krakowie, w którym od wielu lat pracuje, ale znana jest również z ról filmowych. Mówi, że uprawia zawód, który jest równocześnie jej hobby, że praca wcale jej nie męczy, a wprost przeciwnie – nakręca energię. Kiedy się z nią rozmawia o planach, obowiązkach i licznych projektach, odnosi się wrażenie, że jej doba ma około 60 godzin. To ona stworzyła salony poezji, ale „oczkiem w głowie” artystki jest inna wielka inicjatywa – fundacja „Mimo wszystko”, w której pracuje dla ludzi niepełnosprawnych umysłowo.

Kraków ją kocha i pomaga w różnych inicjatywach, a kwiaciarki na Rynku wręczają kwiaty, gdy obok nich przechodzi. Kipi talentem, dobrą energią, zmysłem organizacyjnym.


Fot. Bogusław "Bobo" Rawiński

Kiedy przyjechała w maju 2009 otworzyć sztokholmski Salon, była tuż przed poważną operacją nogi, spowitej w jakieś zmyślne opatrunki i w stosownym do kontuzji obuwiu. Wcale nie przeszkodziło jej to błyszczeć talentem i wdziękiem, zaczarować nas poezją księdza Twardowskiego – bo stało się tradycją, że wszystkie nowe Salony otwiera osobiście i „chrzci” je właśnie tą poezją.

Po oficjalnej części długo rozmawiała z ludźmi, rozdawała autografy, pozowała do zdjęć. Za szeroko otwartymi oknami Instytutu odurzająco pachniały ogrody w majowym kwieciu i wszystkim nam ten wieczór z całą oprawą bardzo smakował.


Anna Dymna i Dana Rechowicz. Fot. Bogusław "Bobo" Rawiński

Współrecytatorką pani Anny była nasza „rodzima”, sztokholmska, wszechstronna Dana Rechowicz, która spisała się na medal!

***

Jesienna edycja, to było pasmo przeciwności losu! Gościem miał być Jerzy Zelnik, ale poważny rodzinny problem uniemożliwił jego wizytę w ostatniej chwili.

Na prędce, co tchu, trzeba było zorganizować coś w zamian, a to nie takie proste, bo aktorzy raczej tak „z marszu” nie bywają wolni. Rozdzwoniły się telefony i zgodziła się przyjechać krakowska aktorka Dominika Stec, by sytuację ratować.


Dana Rechowicz i Dominika Stec. Fot. Michał Dzieciaszek

Pani Dominika jest nazywana aktorką rapsodyczną, pracuje z dala od nowatorskich scenicznych eksperymentów. Bardzo chwali sobie spokój i taka organizacyjna gorączka wiele ją kosztowała. Na domiar złego rozszalały się żywioły, nawałnice spowodowały opóźnienia samolotów, a oczekując w kiepskich warunkach na lot, nasz gość ostro się przeziębił.

Pełna obaw o frekwencję nieśmiało żartowała, że miał przylecieć orzeł, a wylądował wróbel. A tu miła niespodzianka, bo sala była pełna po brzegi i wszyscy cierpliwie czekali i przywitali artystkę rzęsistymi brawami. Do fortepianu zasiadł Jacob Moscovicz, by grać Chopina, a niezawodna Dana Rechowicz przygotowawszy „w biegu” z panią Dominiką scenariusz znów zmieniła się w recytatorkę.


Jacob Moscovicz. Fot. Michał Dzieciaszek

To był montaż fragmentów utworów Słowackiego i Norwida. I przyznać trzeba, że mimo kilku nieuniknionych w tych improwizowanych okolicznościach potknięć, obie panie spisały się świetnie. Tym razem nie szumiały nam za oknem majowe ogrody, tylko wyła jesienna wichura.

***

Kolejna edycja, w pięknej śnieżnej oprawie, to były wiersze Anny Świrszczyńskiej i Czesława Miłosza, w interpretacji aktorskiej pary Mai Barełkowskiej i Piotra Cyrwusa, przy gitarowym akompaniamencie Stanisława Rejmenta i Kazimierza Drozdowskiego.


Piotr Cyrwus i Maja Barełkowska. Fot. Michał Dzieciaszek

Artyści są prywatnie małżeństwem, pracują ile tchu w piersiach w teatrze i filmie, a jednak znaleźli czas, by dla salonowych rozpoetyzowanych wieczorów tak pieczołowicie przygotować program.

Ten dwugłos, ten poetycki duet kobiecy i męski, zrobił na słuchaczach wielkie wrażenie, mało kto wiedział że twórcy znali się i rozumieli za życia. Aktorzy z wielkim wyczuciem budowali klimat swoistej bliskości, pełnej niedopowiedzeń, dzięki czemu ta poezja – tak przecież różna – komponowała się w harmonijną całość.


Stanisław Rejment i Kazimierz Drozdowski. Fot. Katarzyna Śliwa

Jak zwykle po spektaklu kwiaty i rozmowy z publicznością, zwłaszcza że Piotr znany jest z roli Rysia w tasiemcowym, niezwykle popularnym serialu.

***

Nastał kolejny maj i oto w rocznicę istnienia Salonu, przyjechał z dawna oczekiwany Jerzy Zelnik (którego – jak sądzę – specjalnie przedstawiać nie trzeba) z programem „Idę z daleka nie wiem, z piekła czyli z raju”, czyli z montażem twórczości Adama Mickiewicza.


Jerzy Zelnik. Fot. Aleksandra Olejnik

To był właściwie monodram oprawiony muzyką Wojciecha Konikiewicza, wymagający „prawdziwych” teatralnych warunków, toteż oklaskiwaliśmy gościa w TeaterStudio Lederman. Pan Jerzy jest też autorem scenariusza, a inspiracją była książka Jean Charles’a Gille-Marasani’ego: „Adam Mickiewicz-studium psychologiczne”.

Oprócz fragmentów najważniejszych mickiewiczowskich dzieł, spektakl zawiera bardzo osobistą korespondencję poety, niezwykłą relację poetycką ulokowaną w czasie i przestrzeni. Jest to mocne przedstawienie, wyczerpujące artystę fizycznie i emocjonalnie, do tego jest ogrom tekstu do pamięciowego opanowania.


Fot. Aleksandra Olejnik

Jesteśmy szczęściarzami, że udało nam się ten spektakl obejrzeć, bo pan Jerzy, który wcześniej pół świata z Mickiewiczem zjeździł, od dłuższego czasu już się tak nie eksploatuje. Ceni sobie życie rodzinne, wychowywanie wnuka, spokój. Dla nas zrobił wyjątek!

***

Nastała jesień i „w żółtych płomieniach liści” przyfrunęła do nas z Krakowa pani Monika Rasiewicz – aktorka i profesor dwóch uczelni artystycznych, Teatralnej i Muzycznej. Pani Profesor to gejzer temperamentu scenicznego – zaskoczyła nas niezwykle ekspresyjną, dynamiczną, pełną ruchu interpretacją poezji Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w programie „Kapelusz pełen gwiazd”.

Do fortepianu zasiadł Jacob Moscovicz – niezawodny, zawsze można na niego liczyć.


Monika Rasiewicz. Fot. Michał Dzieciaszek

Publiczność była zaskoczona i zachwycona; nie szczędzono artystom po programie słów uznania. Zachwycona też była pani Monika. Kiedy czas jakiś po salonie rozmawiałyśmy w kawiarnianym ogródku na krakowskim Rynku o jej oddaniu pracy z młodzieżą artystyczną, o pięknie poezji – ze wzruszeniem wspominała pobyt w Sztokholmie. Wokół kłębił się tłum spacerowiczów, stukały kopytka koni zaprzężonych do dorożek i stał nad Rynkiem ogromny księżyc – sceneria, jakby sam mistrz Ildefons się o to postarał!

Pani Monika wyznała, że czuła się z nami jak w rodzinie – ciepło, bezpiecznie, spokojnie. Wszyscy goście Salonu wyjeżdżają oczarowani gościnnością i troską, jaką otaczają ich organizatorzy podczas tych krótkich pobytów, ale tym razem nasz gość prosił o przekazanie szczególnych podziękowań – co z pewnym opóźnieniem czynię.

***

Rok 2011 był Rokiem Miłosza, co miało swój oddźwięk również w Salonie. W lutym zawitało do Sztokholmu dwoje artystów, Maria Lamers i Łukasz Figiel, by wystąpić w programie „Ogród poezji” opartym na wierszach Czesława Miłosza.


Łukasz Figiel i Maria Lamers. Fot. Bogusław "Bobo" Rawiński

Maria i jej gitara znana jest z występów w tych wszystkich ważnych krakowskich Piwnicach, natomiast Łukasz – młody wirtuoz gitary klasycznej mieszka we Wrocławiu. Oboje są również pedagogami uzdolnionej młodzieży, każdy w swoim mieście.

Ledwo zdążyli przylecieć zaczęły szaleć śnieżne burze, wichury sparaliżowały komunikację, stanęły pociągi, miasto zamarło. No to klapa, kto zdoła przedrzeć się do Konsulatu w Sundbyberg w takich warunkach? Ale oto sala zaczęła się wypełniać, jakoś wielu osobom udał się przyjechać, chociaż zaspy sięgały pasa. Zapłonęły kandelabry i popłynęły Miłoszowe strofy przy dźwiękach dwóch gitar. I śpiew Marii i recytacja i Łukaszowe niesamowite wirtuozerskie popisy coraz bardziej w nas zapadały.

***

Kolejny maj – jakże łaskawy dla sztokholmskiego Salonu, bo oto przyjeżdża aktor Jerzy Trela i pianista Michał Białk – dwóch wirtuozów, każdy w swojej dziedzinie.


Jerzy Trela

Jerzy Trela to gigant wśród aktorskiej braci, pracujący w Starym Teatrze, ale znamy go też z Teatru Telewizji (140 ról!), licznych filmów, a także udzielania się w stołecznych teatrach. Na początku swej kariery był wśród założycieli Teatru Stu, był też przez dwie kadencje Rektorem Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie.

Przede wszystkim znamy go jako odtwórcę ról bohaterów romantycznych w wielkim narodowym repertuarze, toteż w majowy wieczór przypomniał nam fragmenty tych dzieł. Michał – człowiek niezwykle pogodny o ujmującym sposobie bycia, grał Chopina, więc atmosfera była patriotycznie podniosła.


Michał Białk

Grał tak, że muzyka nie była li tylko przerywnikiem między strofami Mickiewicza, Wyspiańskiego i Norwida, ale była integralną częścią programu, równie ważną jak recytacja. Obecna na imprezie Dama Fortepianu, przysłuchując się tej grze, spontanicznie wyznała: ja znam ten instrument i skoro udało mu się z tego gruchota aż tyle wydobyć, to jest MŁODYM GENIUSZEM!

***

Wspomniałam wcześniej o wizycie Pani Grażyny Barszczewskiej i pana Krzysztofa Orzechowskiego. Oni byli w ubiegłym roku gośćmi jesiennego salonu.


Krzysztof Orzechowski. Fot. Bogusław "Bobo" Rawiński

Pana Krzysztofa można śmiało nazwać „Ojcem Założycielem” Salonów Poezji, bo nie dość, że prywatnie jest mężem Anny Dymnej, to służbowo dyrektorem Teatru Słowackiego, w którym odbywają się krakowskie Salony. Przywieźli nam emigrantom tuwimowskie „Kwiaty Polskie”.

„Jul-trubadur bez szpady i mandoliny” (tak o Tuwimie pisał Gałczyński) napisał ten poemat na emigracji, szarpany wielką tęsknotą za krajem. I chociaż tęsknił za Polską, której już nie było i której my wcale nie znamy, to siła emocji w poemacie, które my aż nadto znamy – ściskała za gardło.


Grażyna Barszczewska. Fot. Bogusław "Bobo" Rawiński

Wielka to zasługa obojga artystów, że po mistrzowsku wydobyli z tych strof całe piękno, wszystkie niuanse, cały koloryt. A do tego od początku, przez cały wieczór, mieli ciepły, bliski kontakt z widownią i chociaż pan Krzysztof przyjechał z grypą i szastał wirusami na prawo i lewo to i tak podziękowaniom i uściskom nie było końca.

Aktorom towarzyszył młody wirtuoz akordeonu pan Jacek Hołubowski.

***

Edycja IX miała charakter szczególny – pierwszy raz gościliśmy poetę i to bardzo ze Sztokholmem związanego! Gdy się jest synem obojga poetów, czyli Mieczysławy Buczkówny i Mieczysława Jastruna – trudno samemu poezji nie uprawiać.


Tomasz Jastrun. Fot. Michał Dzieciaszek

Pan Tomasz Jastrun wystąpił w towarzystwie krakowskiego aktora Grzegorza Jurasa i pianistki Aleksandry Kędry w programie ”Ojciec i Syn. Spotkanie z czasem”.

Aktor czytał wiersze Mieczysława i Tomasza przy dźwiękach fortepianu podkreślających treść i klimat wiersza, natomiast okoliczności powstania tych utworów opisywał pan Tomasz. Dołączył do repertuaru kilka wierszy matki i tak weszliśmy w sam środek historii tej nietypowej rodziny, której w dodatku przyszło żyć w niezwykle ciekawych czasach.


Grzegorz Juras i Aleksandra Kędra. Fot. Michał Dzieciaszek

Tomasz Jastrun ma wiele zawodowych wcieleń – jest m.in. publicystą w wiodących polskich czasopismach, wcześniej przez wiele lat pisał dla paryskiej Kultury pod pseudonimem „Smecz”, a przez 4 lata pracował w Sztokholmie jako pierwszy po ustrojowej transformacji dyrektor Instytutu Polskiego. Nic więc dziwnego, że to spotkanie z czasem miało dla niego dodatkowy aspekt, czym był wyraźnie poruszony. No i był rozchwytywany przez dawnych znajomych, dwoił się i troił, by wszystkiemu sprostać.

***

Tak wygląda w wielkim skrócie los Sztokholmskiego Salonu Poezji. Nie wiemy, co przyniesie życie, bo coraz trudniej zdobyć środki na dofinansowanie polonijnych projektów. Lecz póki co – PAMIĘTAJCIE O SALONIE! Warto.
 

Krystyna Stochla
PoloniaInfo (2012.05.29)



Artykuły w temacie

  Sztokholmski Salon Poezji
     Salon Poezji po raz 24!
     Andrzej Seweryn w Sztokholmskim Salonie Poezji
     Magiczny wieczór
     Sztokholmski Salon Poezji - Wiesław Komasa
     Sztokholmski Salon Poezji - Tomasz Jastrun
     Sztokholmski Salon Poezji - Grażyna Barszczewska i Krzysztof Orzechowski
     Maria Lamers śpiewa Miłosza
     Sztokholmski Salon Poezji - Monika Rasiewicz
     Jerzy Zelnik w Sztokholmskim Salonie Poezji
     Trzecia edycja Salonu Poezji
     Sztokholmski Salon Poezji w opałach
     Salon poezji w Sztokholmie otwarty
 






Sprzatanie Sztokholm (Stockholm)
Praca w firmie sprzatajacej w Sztokholmie (Stockholm)
Prace ogrodowe (Åkersberga)
ASYSTENT STOMATOLOGICZNY (Johanneshov)
zatrudnie , (Tanumshede)
Prace ogrodowe, stolarskie itp (Kungsbacka)
Firma sprzatajaca Cleanflat (Sztokholm i okolice)
Malowanie (Stockholm )
Więcej





8 najładniejszych miejsc z drzewami wiśniowymi w Sztokholmie.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Wielkanocna wyprawa do wschodniej Albanii.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Ugglegränd o jednej z najkrótszych uliczek w Sztokholmie.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Firma Sprzątająca
Polka w Szwecji
Moja historia cz.5
Polka w Szwecji
Przygoda z malowaniem
Polka w Szwecji
Nowe szwedzkie słowa 2023 - nyord
Szwecjoblog - blog o Szwecji


Odwiedza nas 32 gości
oraz 0 użytkowników.


nie uczciwi pracodawcy
Szwedzki „wstyd przed lataniem” napędza renesans podróży koleją
Katarzyna Tubylewicz: W Sztokholmie to, gdzie mieszkasz, zaskakująco dużo mówi o tym, kim jesteś
Migracja przemebluje Szwecję. Rosną notowania skrajnej prawicy
Szwedka, która wybrała Szczecin - Zaczęłam odczuwać, że to już nie jest mój kraj
Emigracja dała mi siłę i niezależność myślenia










© Copyright 2000-2024 PoloniaInfoNa górę strony