 Jerzy Zelnik w Sztokholmskim Salonie Poezji. Fot. Aleksandra Olejnik
Towarzystwo Sztokholmski Salon Poezji już po raz czwarty zorganizowało atrakcyjny wieczór. Tym razem było nieco inaczej, bo impreza miała miejsce w Teater Studio Lederman, a nie jak zwykle przy Villagatan. Gościem Salonu był wyczekiwany od jesieni znany polski aktor Jerzy Zelnik.





Jestem z tego pokolenia, które doskonale pamięta brawurowy początek kariery aktorskiej pana Jerzego, który już po pierwszym roku studiów zagrał Ramzesa XIII w filmie Jerzego Kawalerowicza "Faraon". Film był nominowany do Oscara, a młodemu aktorowi otworzył drogę do sławy i tzw. "rozpoznawalności", która niekiedy bywa uciążliwa, gdy tłumy wielbicielek wykazują zbyt wiele inicjatywy.
Potem była praca aktorska i reżyserska w wielu polskich teatrach, filmach, serialach telewizyjnych. Najważniejsze z nich to "Dzieje Grzechu" Witolda Borowczyka, "Królowa Bona i Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny" Janusza Majewskiego czy "Doktor Murek" Witolda Lesiewicza.
 Fot. Aleksandra Olejnik
Dla nas Artysta zaprezentował program oparty na twórczości Adama Mickiewicza, z dyskretną muzyką Wojciecha Konikiewicza. Pan Jerzy jest również autorem scenariusza, dla którego inspiracją była książka "Adam Mickiewicz – studium psychologiczne". Autorem jest Jean Charles Gille-Marasani.
Spektakl jest przemyślanym montażem fragmentów Pana Tadeusza, Ballad i Romansów, Sonetów, Sonetów Krymskich, III i IV części Dziadów, kilku luźnych wierszy, a także relacji poetyckiej Śniła się Zima. Pan Jerzy wykorzystał też prywatną korespondencję Wieszcza, która lokuje Jego wyznania w czasie i przestrzeni.
 Fot. Aleksandra Olejnik
Premiera odbyła się przed 12 laty w Bostonie. Artysta wystąpił wówczas dla polonijnego środowiska lekarskiego, a potem już niestrudzenie przemierzał wiorsty i mile, by wystąpić przed najróżniejszą publicznością, w najdziwniejszych miejscach. Z czasem częstotliwość tych występów nieco zmalała, teraz – jak nam wyznał – prezentuje ten program raz w roku.
No to mamy szczęście, bo już na początku programu dech wszystkim zaparło, a w niejednym oku zakręciła się łza wzruszenia. Nawet te osoby, które zakodowały sobie przed laty twórczość Mickiewicza jako udrękę – bo tu kasztany kwitną, można pójść nad rzekę, lub pograć w piłkę, a tu "Litwo ojczyzno moja" czeka – nawet te osoby doznały olśnienia i wyznały to po spektaklu! Co znaczy talent i kunszt aktorski – w ten wieczór dzięki mistrzowskiej interpretacji pana Jerzego odkryliśmy Mickiewicza na nowo!
 Jerzy Zelnik i inicjatorka Salonu Poezji w Sztokholmie, Małgorzata Kwiecińska-Järvenson. Fot. Aleksandra Olejnik
Pan Jerzy uprawia bardzo trudną formę artystyczną – wszystkie sceniczne wydarzenia z pogranicza monodramu łatwo mogą wywołać u widza znużenie. Mając do dyspozycji bardzo skromne środki, bo zaledwie trochę zmiennego światła, kilka taktów muzyki, fotel, stolik, świecę oraz stare tomiska "w półskórek oprawne", nasz Gość tak budował dramaturgię przedstawienia, że zahipnotyzował salę!
Zaimponowała mi też dbałość o detale, np. strój Aktora tj. surdut, krój koszuli i spodni, fontaź na szyi – wszystko było "z epoki". No i ta niezniszczalna męska uroda!
 Jurij Lederman. Fot. Aleksandra Olejnik
Trzeba jeszcze dodać, że tym razem przed spektaklem publiczność powitał i Artystę przedstawił dyrektor i właściciel teatru Jurij Lederman. Wspomniał młodość, kiedy obaj studiowali w Warszawie, zanim rozeszły się ich życiowe i artystyczne drogi. Teraz spotkali się po raz pierwszy po czterdziestu kilku latach i obaj byli tym poruszeni, jakby wrócili do domu po długiej podróży. Nam też się ten nastrój udzielił, ale nikomu nie było spieszno do domu po spektaklu.
Pan Jerzy długo rozdawał autografy, odpowiadał na liczne pytania a my – publiczność – rozmawialiśmy z ożywieniem, bo spotkało się w teatrze mnóstwo znajomych osób.
 Fot. Aleksandra Olejnik
W tym powitalnym przemówieniu pan Lederman przypomniał opinię Ingmara Bergman na temat teatru. Otóż by teatr mógł PRAWDZIWE zaistnieć, muszą się spotkać trzy życiowe doświadczenia: autora, aktora i widza.
Myślę że wieczór, o którym piszę, jest tej opinii potwierdzeniem.
 Fot. Aleksandra Olejnik
Toteż w imieniu wdzięcznej publiczności składam podziękowanie sponsorom, panu Radomirowi Wojciechowskiemu i panu Jurijowi Ledermanowi, za ich wielkoduszność, zaś Zarządowi Salonu Poezji za wysiłek organizacyjny.
|