Odwiedzin 37805148
Dziś 1472
Piątek 26 kwietnia 2024

 
 

Zmagań na Bałtyku ciąg dalszy

 
 

 
4/1995
 

"Pożar na polskim promie", "Ogień na promie ale żadnego alarmowego wezwania" - brzmiały tytuły szwedzkiej prasy. Zapowiadała się kolejna sensacja upragniona przez dziennikarzy, bo przecież prasa żyje dzięki podobnym wydarzeniom. Ale "prawdziwej sensacji" na szczęście nie było.

"Pomerania" wypłynęła ze Świnoujścia wieczorem w piątek 13 października. Na pokładzie miała 158 pasażerów. Gdy znajdowała się ok. 10 mil morskich (ok 18,5 km.) na północ od wybrzeży niemieckiej Rugii wybuchł pożar w kuchni. Płonął piekarnik. Przyczyną było prawdopodobnie zwarcie w instalacji elektrycznej. O godzinie 2.50 ogłoszono na promie alarm. Pasażerów wezwano do założenia kamizelek ratunkowych i zgromadzenia się w pobliżu szalup ratunkowych. "Pomerania" zatrzymała się a jej załoga w ciągu godziny ugasiła ogień.

Kapitan powiadomił o pożarze polską i niemiecką służbę ratownictwa morskiego. Tę ostatnią z tego powodu, że prom znajdował się w pobliżu wybrzeży niemieckich i stamtąd mogła najszybciej przybyć pomoc. Ale ponieważ ogień zlikwidowano własnymi siłami ani Polacy ani Niemcy nie wysyłali na pomoc statków ratowniczych lub helikopterów.

Wystarczy popatrzeć na mapę by zorientować się jak daleko jest od miejsca wydarzenia do najbliższego portu szwedzkiego. Tymczasem właśnie w Szwecji wybuchła panika i odezwały się głosy potępienia. Wywołało je histeryczne zachowanie się jednego ze szwedzkich pasażerów. Po ogłoszeniu alarmu na "Pomeranii" poprzez telefon komórkowy (mobiltelefon) zawiadomił o pożarze Radio Göteborg wzywając pomocy. Uznał, że będzie bezpieczny tylko wówczas gdy do akcji włączy się szwedzka służba ratunkowa. Göteborg Radio porozumiało się z Radio Arkona, stacją niemieckiego ratownictwa na Rugii. Niemcy poinformowali, iż są w stałym kontakcie z "Pomeranią" i nie ma zagrożenia dla statku i ludzi. Mimo to pierwsze informacje jakie przekazano z Göteborga do szwedzkiej agencji prasowej TT, a które podchwyciło radio i TV były pełne paniki. Mówiły o pożarze na polskim promie. Wiceszef służby ratowniczej Radia Göteborg, Björn Wrandel głosił bardzo krytyczne uwagi na temat postępowania polskiego armatora. "Nigdy nie wiadomo jak wielki będzie pożar. - powiedział też - I jeśli nas w ogóle o wydarzeniu nie poinformowano to jest to fakt godny pożałowania."

Tymczasem "Pomerania" wracała do Świnoujścia. Zdecydował o tym kapitan wychodząc z założenia, że jest to najkrótsza droga do portu. 55 mil morskich (ok 102 km) a do Malmö 77 (142,5). Istniała np. możliwość powstania po pożarze poważniejszej awarii w instalacji elektrycznej a to mogło by utrudnić kierowanie statkiem. Trasa do polskiego portu była prostsza i łatwiejsza niż żegluga przez skaliste cieśniny szwedzkie. W Świnoujściu pasażerów przeniesiono na inny prom który dotarł do Malmö bez przeszkód w sobotę wieczorem. A dziennik TV pokazywał powitanie pasażerów przez zdenerwowanych bliskich w porcie Malmö.

W niedzielę ton informacji i wypowiedzi szwedzkich wyraźnie się zmienił. Urban Hallberg szef centrali ratowniczej w Göteborgu powiedział odcinając się wyraźnie od Wrandela: "Nie ma żadnej potrzeby alarmować morską służbę ratowniczą w wypadku niewielkich incydentów." Prasa podkreślała niewielki rozmiar pożaru, szybkie ugaszenie ognia itp. TV już nie zająknęła się o sprawie ani słowem.

Żegluga promowa jest biznesem i jak w każdym biznesie trzeba bardzo dbać o klientów. Szczególnie gdy konkurencja robi co może by ich zabrać Polskiej Żegludze Bałtyckiej. A o tym jak gdyby zapomniano po polskiej stronie. Kapitan, załoga i armator postępowali wg. wszelkich przepisów. Ale nie wzięto pod uwagę nastrojów panujących w Szwecji po tragediach "Heweliusza" i "Estonii". Wówczas przekonano większość szwedzkiego społeczeństwa, że tylko szwedzkie promy, załogi, ratownictwo i organizacja mogą zapewnić bezpieczeństwo pasażerom.

Więc gdy wybuchł niewielki pożar na polskim promie, gdy jego podróż do portu uległa zakłóceniu należało zawiadomić natychmiast stronę szwedzką. Przepisy tego nie wymagały ale wymagał interes.

Zamiast tego cały kraj dowiedział się o incydencie z telefonu ogarniętego paniką pasażera. Poczęły krążyć nieprawdopodobne plotki o pięciu statkach ratowniczych o helikopterach wysyłanych na pomoc itp. Dopiero 14 października "Polferries AB", agent PŻB w Malmö mógł przekazać zainteresowanym oraz prasie prawdziwą i pełniejszą informację o losie "Pomeranii". Ale czas już stracono. Radio i TV wcześniej podały to co wiedziały. A gazety wyszły z odpowiednimi tytułami.

Kilka tygodni później niemiecki prom znalazł się w niebezpieczeństwie. Sztorm spowodował, że 9 wagonów kolejowych i samochody zwaliły się na jedną burtę. Przechył zlikwidowano. I prom popłynął dalej. Chociaż zdarzyło się to też koło niemieckich wybrzeży a statek płynął do Niemiec i w szwedzkim porcie nikt go nie oczekiwał, natychmiast zawiadomiono o tym szwedzkie stacje radiowe. Właśnie dlatego by uniknąć paniki, histerycznych telefonów i wypowiedzi podobnych do tych jakie usłyszeć można było po pożarze na "Pomeranii". W ten sposób dba się o obecnych i przyszłych klientów. Tak się robi biznes. Zmagania na Bałtyku o pasażerów i ładunki na liniach Polska - Szwecja to niełatwa sprawa. Przekonał się o tym szwedzko - rosyjski armator Baltic Line. Należąca do niego Corona Shipping Line utrzymywała połączenie Karlshamn - Gdynia zaledwie cztery miesiące. (O losach Baltic Line na tej trasie pisaliśmy szerzej w "Polonii" nr. 3. 1995) Po tym okresie, ze stratami wysokości 15,4 mln. koron, zawiesiła pracę. Dwa " Mercuri I" i "Mercuri II" odpłynęły gdzie indziej. Oba były dziwnymi jednostkami. Zbudowane w Jugosławii w 1985 pływały początkowo po Morzu Kaspijskim pod sowiecką flagą. Na Bałtyk trafiły z załogami, składającymi się głównie z obywateli Azerbejdżanu. Powodem klęski Baltic Line była niewypowiedziana oficjalnie przez Stena Line wojna cenowa. "Nie ma sensu starać się zdobyć rynek poprzez wojnę cenową" - oświadczył wicedyrektor Baltic Line, Claes-Olow Edström.

A co mógł innego powiedzieć? Konkurentem jest jeden z największych na świecie potentatów promowych. Stena Line pływająca do Gdyni z pobliskiej Karlskrony może sobie pozwolić nawet na straty finansowe. I może czekać. Na co? Wystarczy popatrzeć na zamieszczoną mapkę. Transeuropejska autostrada A1 łącząca Oslo z Atenami, ma przebiegać przez Karlskronę i Gdynię. W tej ostatniej już we wrześniu rozpoczęto prace przygotowawcze do budowy jej pierwszego polskiego odcinka. Kto ma więc w ręku taką linię promową może spokojnie liczyć na ogromne dochody w stosunkowo niedalekiej przyszłości.
 

Polonia (4/1995)



Artykuły w temacie

  Zmagania na Bałtyku
     Żegluga promowa - Co zrobi dziewiętnasty prezes?
     Żegluga promowa - kto pływa, kto tonie?
     List do redakcji - Polonią w PŻB
     Kto zrozumie PŻB?
     Zmagań na Bałtyku cd. - Nieudane zatapianie konkurencji
     Zmagania na Bałtyku
 






Dam Pracę (Värmdö )
Praca (Södertälje)
Praca od zaraz (Uddevalla)
firma sprzątającą poszukuje pracownika od zaraz (Sztokholm)
Dołącz do grona fachowców remontujących łazienki (Täby)
Pracownik återvinningscentral (Sztokholm)
Praca- sprzątanie (Tyresö )
Praca dla operatora koparki (Stockholm)
Więcej





Ugglegränd o jednej z najkrótszych uliczek w Sztokholmie.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Szwecja o smaku lukrecji czyli spotkanie w bibliotece Morenowej.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Kristineberg slott – piękny pałacyk z Kungsholmen.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Firma Sprzątająca
Polka w Szwecji
Moja historia cz.5
Polka w Szwecji
Przygoda z malowaniem
Polka w Szwecji
Nowe szwedzkie słowa 2023 - nyord
Szwecjoblog - blog o Szwecji


Odwiedza nas 27 gości
oraz 0 użytkowników.


nie uczciwi pracodawcy
Szwedzki „wstyd przed lataniem” napędza renesans podróży koleją
Katarzyna Tubylewicz: W Sztokholmie to, gdzie mieszkasz, zaskakująco dużo mówi o tym, kim jesteś
Migracja przemebluje Szwecję. Rosną notowania skrajnej prawicy
Szwedka, która wybrała Szczecin - Zaczęłam odczuwać, że to już nie jest mój kraj
Emigracja dała mi siłę i niezależność myślenia










© Copyright 2000-2024 PoloniaInfoNa górę strony