Odwiedzin 37802976
Dziś 3420
Czwartek 25 kwietnia 2024

 
 

Wysoko ustawiona poprzeczka - wywiad z Jolą Borusiewicz

 
 

Rozmawiał: Bogusław "Bobo" Rawiński
Zdjęcia: z archiwum domowego J. Borusiewicz

2001.02.01
 



Jola Borusiewicz - nazwisko zupełnie nieznane współczesnej młodzieży, ale bardzo bliskie fanom polskiej muzyki jazzowej i rhytm&bluesowej z końca lat 60-tych i początku lat 70-tych - po ponad 20 latach milczenia wystąpi z nowym programem. Koncert odbędzie się w INSTYTUCIE POLSKIM w Sztokholmie - 3 lutego 2001 roku, o godzinie 18.00.


Bogusław Rawiński: Zapowiada się wspaniały koncert, ale zacznijmy od początku - jak zaczęła się Twoja przygoda ze śpiewaniem?

Jola Borusiewicz: Oj, bardzo wcześnie, bo jeszcze w przedszkolu. Moja mama grała w amatorskim teatrze w przedstawieniach dla dorosłych i ja często grałam tam role dziecięce. Od dziecka kochałam publiczność i scenę. Ale tak naprawdę, to się zaczęło w liceum w Krakowie. Koleżanki zgłosiły mnie na festiwal Szukamy Młodych Talentów, który wygrałam i z tego powodu wyleciałam z liceum... Było ono prowadzone przez zakonnice, więc na tego typu harce nie było w nim miejsca. Zmieniłam liceum i powoli zaczęły nadchodzić propozycje występów, pierwsze nagrania itd. Zostałam po prostu zauważona.

A skąd przyszło zainteresowanie jazzem?

Od mojego szwagra, który słuchał i również grał jazz. To on wprowadził mnie w ten zaczarowany świat wspaniałych wokalistek jak Ella Fitzgerald, Sarah Vaughan czy Dinah Washington. Przysłuchując się próbom muzyków, którzy często nas odwiedzali próbowałam sama śpiewać. Później, był to chyba przypadek, zgłosił się do mnie kierownik słynnego już wtedy zespołu dixielandowego JAZZ BAND BALL (red. zespół gra do dzisiaj, ale już w innym składzie) i zaproponował współpracę.

I wtedy napisano o nas artykuł Ich siedmiu i ona jedna. To była najlepsza szkoła dla mnie, ponieważ zespół traktował mnie nie jako amatorkę, ale jako równego partnera, mimo że to były przecież moje początki... Byłam dopiero świeżo po maturze, a zespół składał się ze studentów, tak że od początku miałam wysoko ustawioną poprzeczkę. Tak, to była wspaniała szkoła rzemiosła. Ale ta przygoda pokrzyżowała mi studia. Zaczęło się pojawiać coraz więcej propozycji, pani Maria Koterbska zaproponowała mi udział w Telewizyjnej Giełdzie Piosenki, gdzie zaśpiewałam jej dwie piosenki na jazzowo i wygrałam. To spowodowało, że znalazłam się w Teatrze Wagabunda.

I tak zaczęły się wyjazdy zagraniczne?

Tak! Ale ponieważ ja nie miałam swojego własnego repertuaru, więc wybrałam ukochane stare jazzowe utwory Elli Fitzgerald i Raya Charlesa, które wykonywałam z niesamowitą werwą i entuzjazmem, po prostu szalałam na scenie, więc odbiór przekroczył wszelkie oczekiwania. To było na trzymiesięcznym tournée po ZSRR, więc można sobie to wyobrazić, taka muzyka była tam ciągle na czarnej liście, mieliśmy zawsze na widowni KGB.

I wlaśnie wtedy kierownik zespołu muzycznego - Tomasz Śpiewak, napisał dla mnie muzykę do tekstu Mariana Załuckiego Komu w drogę, temu czas i potem wystapiłam z nią na Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu w kategorii Młody Talent. Wygrałam i zaczęły się sypać nowe propozycje: telewizja, występy itp.

I ten największy sukces, mam na myśli "Hej, dzień się budzi" nadszedł zaraz po tym?

Dokładnie na VII Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu w czerwcu 1969 roku, dostałam tę piosenkę od Katarzyny Gaertner, zdobyłam specjalną nagrodę ZAKRu, którą to najbardziej sobie cenię. Magazyn Jazz Forum napisał: "... Jola Borusiewicz pokazała, że można śpiewać rhytm&bluesowo po polsku, jest jedną jedyną, która tą sztukę opanowała - mamy nadzieję, że usłyszymy ją więcej...".



W międzyczasie byłam na kolejnych tournée, między innymi we Francji z Teatrem Wagabunda i to była również wspaniała szkoła aktorstwa, którą dostałam od Bogumiła Kobieli i Mieczysława Czechowicza z bardzo wysoko ustawioną poprzeczką. Współpracowałam bardzo dużo z Romanem Orłowem - zwanym królem polskiej bossanovy - który przez przypadek mnie odnalazł. Przez niego miałam okazję pracować z gwiazdami polskiego jazzu: Włodzimierzem Nahornym, Januszem Muniakiem, Michałem Urbaniakiem. Wtedy przepiękne kobiece teksty pisał Andrzej Bianusz.

A Czesław Niemen?

Właśnie! Czułam się bardzo zaszczycona, ponieważ Czesław Niemen będąc wtedy już wielką gwiazdą, wybrał mnie, małą gwiazdkę na towarzyszkę koncertów.

Czyli znowu wysoko postawiona poprzeczka?

Ja zawsze lubiłam współpracować z kimś, kto był dużo lepszy, dlatego że ja kocham przeskakiwać trudności i kocham jak się ode mnie wymaga. Jeżeli ktoś stawia na mnie jak na przysłowiowego "konia", to ja wiem, że muszę wygrać! Ja kocham wygrywać!

W takim razie dlaczego nagle przestałaś śpiewać?

To było trochę skomplikowane, ale właściwie złożyły się na to cztery powody:

PIERWSZY - byłam zupełnie wyeksploatowana, jeździłam z festiwalu na festiwal, z koncertu na koncert, z tego powodu ciągle miałam problemy ze zdrowiem, ze strunami głosowymi;

DRUGI - przerażenie co będzie za 20 lat, przecież sława, głos, młodość i uroda mogą szybko przeminąć;

TRZECI - wypadek samochodowy w drodze z festiwalu w Innsbrucku, miałam poważny wstrząs mózgu i przez ponad 9 miesięcy w ogóle nie mogłam występować;

CZWARTY - nie chciałam się przenieść do Warszawy, a wtedy nie miałam wielkiej szansy na zrobienie kariery w Krakowie z prostego powodu - brak studia nagraniowego, co wiązało się z bardzo częstymi wyjazdami do stolicy.

I wtedy postanowiłam, że muszę mieć jakieś studia, które dadzą mi zawód, niezależny od tego co się stanie z moim głosem. Tak zaczęły się moje studia na Uniwersytecie Jagiellońskim, na wydziale filozoficzno - historycznym, specjalność pedagogika. Ale całkiem nie odpuściłam! Zaczęłam występować w Krakowskich Spotkaniach z Balladą razem z Jerzym Stuhrem.

Potem wyjechałaś do Szwecji, skąd ta decyzja?

To stało się po skończeniu studiów, będąc we Francji, w Cannes przez przypadek poznałam mojego obecnego szwedzkiego męża...

Czyżby miłość od pierwszego wejrzenia?

Ależ skąd!!! Raczej roztropność i rozwaga. Byłam wzruszona tym, że są ludzie, którzy widzą dziewczynę, nie tylko jako dziewczynę, ale przede wszystkim jako człowieka. Rozmowy na temat Marii Curie - Skłodowskiej, poezji, literatury i historii spowodowały, że z biegiem dni i miesięcy znajomość przeobraziła się w trwałe uczucie. W 1978 roku wyjechałam do Malmö, ponieważ mój mąż pracował tam jako tłumacz, a po około dwóch latach przenieśliśmy się do Sztokholmu. Rzuciłam się w wir pracy, wykorzystując moje studia z Polski, do dzisiaj pracuję jako pedagog i konsult, propagując system pedagogiczny włoskiej szkoły Reggio Emilias, który studiowałam we Włoszech.

Pracowałaś, śpiewając z dziećmi...

Tak, to był wspaniały eksperyment pedagogiczny. Było to na początku lat 90-tych. Ale ja wcale nie zakładałam żadnych chórów dziecięcych, one istniały, tylko problem polegał na tym, że dzieci były znudzone dość starym repertuarem. Więc zaczęłam z nimi swingować, bluesować, zmieniałam aranżacje, sposób wykonania itd. Nasze majowe koncerty przyjmowano z entuzjazmem.

A teraz zaczęłaś śpiewać na poważnie, skąd ten pomysł?

To był znowu przypadek. Pewnego razu byliśmy zaproszeni do takiego dość ekskluzywnego towarzystwa szwedzkiego, po jakimś czasie pojawiły się pytania w rodzaju: kim ja jestem, skąd się wzięłam w Szwecji itp. - pozwalające zaszufladkować cię w odpowiednim miejscu – a których ja bardzo nie lubię. I chyba w samoobronie powiedziałam im, że mam swój własny zawód, a z Polski nie wyjechałam z powodu biedy. I że nie jest też tak, że nigdy przedtem nie byłam za granicą, gdyż za granicę jeździłam bardzo często reprezentując Polskę, jako piosenkarka. Więc zaczęto podpuszczać mnie żebym coś zaśpiewała. I kiedy znalazła się ku temu okazja, zaśpiewałam. Było to na jakimś przyjęciu dziennikarzy, wtedy też poznałam paru muzyków i publiczność zwariowała.



Od tego momentu zostałam ich pupilkiem i często później śpiewałam przy innych okazjach. Między innymi zostałam w pewien sposób zmuszona do zaśpiewania w Nalenars Vänner, było to w 1995 roku. Dostałam dobre recenzje i wtedy właśnie pomyślałam, że jeśli ja mogę publiczność ucieszyć moim występem, przekazać jakieś wartości, jeśli to jest przyjemnie odbierane - to dlaczego ja tego właściwie nie robię, jeśli ja to tak cholernie lubię? Później wystąpiłam również w Koncercie dla Powodzian w Radiohuset w 1997 roku oraz w koncercie Kvinnor kan (tłum. Kobiety potrafią) w City Café w marcu 2000 roku.

Od jakiegoś czasu pracujesz z Leszkiem Jarmułą, polskim muzykiem zamieszkałym w Sztokholmie. Znacie się jeszcze z Polski?

Nie! To jest kolejny przypadek! Poznaliśmy się w Szwecji, a Leszek przecież grał w JAZZ BAND BALL, ale skończył rok przede mną, więc rozminęliśmy się. To wspaniały muzyk i prawdziwy profesjonalista! Bardzo wymaga przede wszystkim od siebie, ale również od współpracowników. Stawia mi poprzeczkę dużo wyżej niż ja sama potrafię, na przykład podaje jakiś pomysł, a ja po powrocie do domu zamykam się w łazience (dobra akustyka) i trenuję, trenuję... Potem na próbie śpiewam i przekonuję się, że jeśli są chęci i ambicja poparta pracą, to wszystko jest możliwe do zrealizowania.

On mi daje niesłychaną możliwość, której ja sama nie jestem w stanie sprecyzować, on otwiera we mnie coś, czego ja sama nie mogę wykorzystać, to niesłychanie procentuje... Czasami zastanawiam się, jak potoczyłaby się moja kariera gdybym poznała Leszka dużo, dużo wcześniej, jeszcze w Polsce, na samym początku...

Czy uchylisz choć rąbek tajemnicy co będzie na koncercie?

Niechętnie! To będzie niespodzianka! Mogę tylko powiedzieć, że będą 2 utwory, które śpiewałam na początku mojej przygody muzycznej ze wspaniałymi muzykami jazzowymi, czyli mała nostalgia. A cała reszta - to zupełnie nowy program, przygotowany specjalnie na ten koncert. Repertuar będzie bardzo zróżnicowany i mam nadzieję, że każdy znajdzie coś dla siebie.

To będzie w takim razie absolutna premiera!

Tak! Specjalnie na Ten Wieczór i dla Tej Publiczności, może pierwszy i ostatni raz! Kto to wie?

Czy to znaczy, że nie planujecie więcej występować?

Ależ nie! Wprost przeciwnie, bardzo chcemy, ale jak sam dobrze wiesz, nasza przyszłość jest w rękach publiczności oraz menadżerów - tym światem niestety rządzą pieniądze...

Wobec tego TRZYMAM KCIUKI!!! Przypominam: SOBOTA 3 Lutego, godz. 18.00, w INSTYTUCIE POLSKIM w Sztokholmie.
 

Rozmawiał: Bogusław "Bobo" Rawiński
Zdjęcia: z archiwum domowego J. Borusiewicz
PoloniaInfo (2001.02.01)



Artykuły w temacie

  Jola Borusiewicz
     Jazz Entertainment - jazzująca historia Joli Borusiewicz
 






Dam Pracę (Värmdö )
Praca (Södertälje)
Praca od zaraz (Uddevalla)
firma sprzątającą poszukuje pracownika od zaraz (Sztokholm)
Dołącz do grona fachowców remontujących łazienki (Täby)
Pracownik återvinningscentral (Sztokholm)
Praca- sprzątanie (Tyresö )
Praca dla operatora koparki (Stockholm)
Więcej





Ugglegränd o jednej z najkrótszych uliczek w Sztokholmie.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Szwecja o smaku lukrecji czyli spotkanie w bibliotece Morenowej.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Kristineberg slott – piękny pałacyk z Kungsholmen.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Firma Sprzątająca
Polka w Szwecji
Moja historia cz.5
Polka w Szwecji
Przygoda z malowaniem
Polka w Szwecji
Nowe szwedzkie słowa 2023 - nyord
Szwecjoblog - blog o Szwecji


Odwiedza nas 36 gości
oraz 0 użytkowników.


nie uczciwi pracodawcy
Szwedzki „wstyd przed lataniem” napędza renesans podróży koleją
Katarzyna Tubylewicz: W Sztokholmie to, gdzie mieszkasz, zaskakująco dużo mówi o tym, kim jesteś
Migracja przemebluje Szwecję. Rosną notowania skrajnej prawicy
Szwedka, która wybrała Szczecin - Zaczęłam odczuwać, że to już nie jest mój kraj
Emigracja dała mi siłę i niezależność myślenia










© Copyright 2000-2024 PoloniaInfoNa górę strony