Wypełniona po brzegi sala Maximteatern. Fot. Katarzyna Śliwa
Trzeci wieczór jubileuszu 20-lecia działalności agencji PolArt przyszło nam spędzić w Maximteatern (dwa poprzednie wieczory opisuję w artykule 100 lat dla PolArt-u!).
Elegancka widownia w komplecie, a na scenie grają (i to jak!):
Ilona Chojnowska jako Corie Bratter – urocza, dynamiczna, beztroska, zakochana w mężu.
Andrzej Nejman to ten mąż Paul Bratter – w bloku startowym swej prawniczej kariery, toteż odpowiednio „nadęty”, stara się w żadnych okolicznościach nie uronić niczego z powagi swej funkcji.
Fot. Katarzyna Śliwa
Ewa Ziętek to Ethel Banks – osamotniona i stęskniona za swą jedynaczką matka Corie. Osoba staroświecka „w treści i formie”, nieustannie truchlejąca i przejęta grozą, na granicy zawału podczas pierwszej wizyty u córki.
Grzegorz Wons jako Victor Velasco – to ci dopiero wielobarwne ptaszysko! Pozujący na wielkiego oryginała i światowca nie zna umiaru w tzw. autokreacji. Jest sąsiadem Corie i Paula.
Fot. Katarzyna Śliwa
Andrzej Szopa to mechanik ”złota rączka” ze swą nieodzowną skrzynką z narzędziami, który kręcąc się co i raz po „gniazdku” nowożeńców niestrudzenie narzeka na wszystko, zawodowy malkontent.
To pierwsze „gniazdko” jest straszliwie ciasną norą na 6-tym piętrze bez windy, z sufitu pada śnieg, nie da się uruchomić ogrzewania. Nic więc dziwnego, że spotkanie w takich okolicznościach tych skrajnie różnych postaci jest mieszanką wybuchową, pełną absolutnie nieprzewidywalnych zwrotów sytuacji, a właściwie wszystko wiruje wokół spraw serca.
Fot. Katarzyna Śliwa
Każdy tu za wszelką cenę chce „dopiąć swego”, ale też każdy (a nowożeńcy zwłaszcza) przyciśnięty do muru odsłania, jak ważna jest miłość i ta druga osoba, a jak przytłaczająca jest samotność. Nawet Velasco ostatecznie spuszcza z tonu, a skostniała z samotności i nudy pani Banks nabiera wigoru i radości.
Śmiało więc można powiedzieć, że obejrzeliśmy radosne, optymistyczne przedstawienie ku chwale miłości!!!
Fot. Katarzyna Śliwa
No, niby nic nowego, ale pan Jan Kobuszewski powiedział mi kiedyś w wywiadzie, że mało kto zdaje sobie sprawę, jak trudną formą sceniczną jest komedia, jak łatwo jest „przedobrzyć”. Wielką sztuką jest natrafić na dobry tekst, spotkać właściwego reżysera i wreszcie skompletować odpowiedni zespół aktorski.
W przypadku „Przez park na bosaka” te wszystkie warunki zostały spełnione, a dodać jeszcze należy lekkie, pełne finezyjnych żartów tłumaczenie z angielskiego, autorstwa Andrzeja Nejmana. To oczywiste, że najbardziej śmieszył Grzegorz Wons jako Victor Velasco, bo grał postać najbardziej komiczną, szaloną, ale każdy z aktorów dzięki swemu warsztatowemu kunsztowi, talentowi i poczuciu humoru potrafił precyzyjnie wydobyć vis comica kreowanej postaci.
Fot. Katarzyna Śliwa
Trudno sobie wyobrazić lepszy wybór spektaklu na jubileuszowy wieczór!
***
Po spektaklu przeprowadziłam kilka krótkich rozmów z aktorami, ale muszę zacząć od przeprosin. Pan Grzegorz Wons, który tak nas zniewolił jako Victor Velasco, udzielił mi ciekawego, obszernego wywiadu. Niestety, w trakcie opracowania kaseta uległa zniszczeniu i w żaden sposób nie zdołałam odtworzyć naszej rozmowy. Mam nadzieję, że pan Grzegorz jeszcze nie raz zagości w Sztokholmie i znajdzie tyle zrozumienia, dobrej woli i czasu, by rozmowę powtórzyć.
Grzegorz Wons. Fot. Katarzyna Śliwa
A oto co mówili inni...
Pani Ilona Chojnowska jest aktorką teatralną i telewizyjną. Gra w teatrze TV, ale też w serialach: Na wspólnej, Czas honoru, Plebania, Klan i jeszcze kilku. Od 2005 roku pracuje w Teatrze Kwadrat.
Ilona Chojnowska. Fot. Katarzyna Śliwa
Krystyna Stochla: Pani Ilono, zachwyciła pani publiczność. Podczas antraktu słychać było uwagi: taka młodziutka, a tak dojrzale gra. Ten zespół to świetny start dla młodej aktorki.
Ilona Chojnowska: Jestem w „Kwadracie” już pięć sezonów, to wystarczająco długi czas na doskonalenie warsztatu.
Jest też pani gejzerem energii, przecież gra pani dwie i pół godziny z króciutką przerwą.
Tak, to jest duży wysiłek, ale akurat z niedoborem energii nigdy nie miałam problemu, raczej z nadmiarem. Ja lubię tak pracować, im więcej tym lepiej, na pełnym gazie. Mamy w repertuarze równocześnie jeszcze kilka przedstawień i mam przyjemność taką, że we wszystkich jestem obsadzona.
Fot. Katarzyna Śliwa
I zostanie pani w „Kwadracie” na dobre i złe?
Pewnie że tak, jeśli dyrektor pozwoli to zostanę. Tu wszyscy są fantastyczni i jako aktorzy i jako ludzie. Ja się cały czas od nich uczę i czuję się szczęściarą.
To gratuluję i życzę takiej formy i współpracy na długie lata. Dziękuję za dzisiejsze przedstawienie.
To była wielka przyjemność grać dzisiaj dla was, publiczność była obłędna!
***
Pani Ewa Ziętek pracowała kolejno w teatrach Narodowym, Rozmaitości, Dramatycznym, wreszcie w Kwadracie. Znana jest również z wielu ról filmowych i serialowych. Kto z państwa oglądał Na dobre i na złe, Złotopolskich czy Daleko od noszy, ten doskonale panią Ewę zna.
Ewa Ziętek podczas rozmowy z Krystyną Stochlą. Fot. Katarzyna Śliwa
Krystyna Stochla: Pani Ewo, zafundowaliście nam dzisiaj niezapomniany wieczór. Jesteśmy „wyśmiani” do syta, kompletnie odprężeni. Dziękuję w imieniu rozbawionej publiczności.
Ewa Ziętek: Miło to słyszeć, wspieraliście nas wspaniale. Ja pierwszy raz jestem w Sztokholmie i wszystko mnie zachwyca. Miasto i jego położenie jest piękne, wspaniali ludzie. Pewnie wszystkie wrażenia z tego pobytu do mnie dotrą jak już będę w Warszawie, muszę tu koniecznie wrócić.
Wzruszyłam się widząc panią w roli tej mocno schyłkowej osoby, bo doskonale panią pamiętam jako pannę młodą w „Weselu”.
Fot. Katarzyna Śliwa
Ale przecież nie będziemy chyba liczyć ile lat temu to było. Pamięta to pani, bo film był wybitny. Gdybym zagrała dobrą rolę w jakiejś słabej produkcji, to na pewno nie zapamiętałaby pani.
Ale mogę jeszcze długo wymieniać pani role zapamiętane przeze mnie, chociażby w serialu „Popielec”.
I wie pani, właściwie szkoda, że ten film poszedł w zapomnienie. Nie tak dawno o tym rozmawiałam.
Z tego co wiem, ma pani też za sobą emigrancki staż. Jak się gra po niemiecku?
Tak, rzeczywiście brałam udział w dużym projekcie, który nawet miał powodzenie. Wie pani, gdybym na przykład była znaną malarką , to za granicą, w obcym języku, jest jednak inny rodzaj porozumienia z odbiorcą. Pracując „w słowie” wszystko wygląda dużo trudniej.
Fot. Katarzyna Śliwa
To proszę jeszcze powiedzieć, jak się pracuje z Markiem Koterskim?
Och, pan Koterski pracuje ze starannie dobraną grupą aktorów, w której i ja się znalazłam. Ma wszystko precyzyjnie przemyślane, przygotowane i nie ma mowy o żadnych zmianach, o żadnej improwizacji. Ale to dużej klasy, utalentowany reżyser i warto z nim pracować.
Życzę więc pani wielu ciekawych propozycji w teatrze i na scenie, i do zobaczenia w Sztokholmie!
***
Andrzej Nejman, nazywany przez plotkarskie pisma celebrytą, znany jest szerokiej publiczności z serialu „Złotopolscy”. Od lipca 2010 roku jest dyrektorem Teatru Kwadrat, a w komedii Simona gra młodego prawnika Paula Brattera.
Andrzej Nejman. Fot. Katarzyna Śliwa
Krystyna Stochla: Panie Andrzeju, dziękuję w imieniu publiczności za dzisiejszy wieczór. Byliście wszyscy wspaniali!
Andrzej Nejman: No akurat ta publiczność nie musi dziękować, bo to wy byliście wspaniali i nie ma w tym co mówię żadnej kokieterii. Słyszałem często, że sztokholmska publiczność jest wyjątkowa, ale dzisiaj wasza reakcja przeszła moje oczekiwania. Kiedy pracowałem nad tłumaczeniem i zdarzały się szczególnie finezyjne żarty, myślałem: jaka szkoda, że to przejdzie bez echa.
Fot. Katarzyna Śliwa
I rzeczywiście tak było aż do dzisiaj, a mamy za sobą około 50 przedstawień. Reagowaliście żywo i wybuchaliście śmiechem akurat tam gdzie trzeba. Byliśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni. Dla tłumacza i dla aktorów to wielka sprawa, mieć przed sobą inteligentną, życzliwą błyskotliwą publiczność – chce się żyć!
Gratuluję nominacji na stanowisko dyrektora „Kwadratu”. Dla młodego aktora to duże wyzwanie. Proszę powiedzieć jak pan się czuje w TEJ roli?
Oj ciężko, bo zostałem powołany na to stanowisko z namaszczeniem pana Jana Kobuszewskiego i byłego dyrektora Edmunda Karwańskiego, akurat wtedy, kiedy „Kwadrat” stracił siedzibę. Zmieniamy ciągle tymczasowe lokale, teraz niebawem przeniesiemy się do kina „Bajka”, tego samego miejsca, gdzie niedawno w dramatycznych okolicznościach rozpadł się teatr „Bajka”, a wcale nie było wiadome, czy przetrwa „Kwadrat”.
Fot. Katarzyna Śliwa
Jestem już skrajnie wyczerpany nieustanną walką i koledzy twierdzą że gdyby dyrektorem był ktoś starszy, to by tego po prostu już nie wytrzymał! Na szczęście jesteśmy lubiani i nasza publiczność podąża za nami, to wielki atut! Jeśli będziecie w Warszawie, zapraszam do „Bajki”, Marszałkowska róg Świętokrzyskiej, w pobliżu naszej dawnej siedziby. Tam już zostaniemy do chwili przeniesienia się do naszego prawdziwego lokalu na Nowym Mieście. Niestety w dobie kryzysu trudno określić kiedy to nastąpi.
Toteż życzę wytrwałości w zmaganiach i wspaniałej nowej siedziby, a także wielu artystycznych sukcesów z zespołem „Kwadratowych” artystów.
***
Pan Andrzej Szopa grał już dla nas w komedii „Przyjazne Dusze”.
Andrzej Szopa w towarzystwie zawsze wspomagającego agencję PolArt, Teddego Treli. Fot. Katarzyna Śliwa
Krystyna Stochla: Panie Andrzeju, to miło, że znów mogliśmy pana oklaskiwać.
Andrzej Szopa: To niewielka rólka, ale ja ją bardzo lubię, lubię grać w tej sztuce. Simon napisał ją na Broadwayu jeszcze w latach 60-tych. Andrzej, który naprawdę jest mocny w angielskim, ją przetłumaczył, no i gramy.
Mówi pan „mała rólka”, ale chyba „nagrał” się pan w życiu sporo! Wszystko było: film, seriale, teatr, teatr telewizji, dubbingi, radio…
No tak, całe moje życie kręci się wokół tego zawodu, a podobnie jak wy tutaj, byłem też emigrantem. Wiele lat mieszkałem i pracowałem w Ameryce i doskonale znam i rozumiem tę tęsknotę za polskością. Niby macie blisko do kraju, ale na co dzień żyjecie przecież za granicą.
Fot. Katarzyna Śliwa
Muszę przyznać, że jesteście publicznością wyjątkową. Wie pani, zawsze na początku spektaklu jest za kulisami taka swoista giełda, bo lubimy wiedzieć dla kogo gramy. Kto schodzi ze sceny to jest przepytywany: no i co, w porządku? I dzisiaj było: chłopaki, trzymajmy się! Inteligentna publiczność! Super!
To nas niesie, daje skrzydła, nie ma mowy o żadnej abnegacji. Pozwoli pani, że wygłoszę mały apel: kochana Polonio sztokholmska, nie wracajcie do kraju, zostańcie tutaj! My tak bardzo lubimy do was przyjeżdżać, a jak stąd wyjedziecie, to co z nami będzie? Posiedźcie tu jeszcze trochę!
***
Szczęśliwe jubilatki – Joanna Janasz i Elżbieta Jakubicka z agencji PolArt. Fot. Katarzyna Śliwa
No, proszę Państwa, po takim apelu pozostaje nam tylko życzyć agencji PolArt na 100 najbliższych lat:
Niesłabnącej energii i zapału
Życzliwych dyrektorów teatrów po obu stronach Bałtyku
Hojnych sponsorów
Entuzjastycznej publiczności.
|