W Sztokholmie odbył się koncert zespołu Lady Pank pod patronatem medialnym PoloniaInfo. Chętnym do posłuchania na żywo legendy polskiego rocka nie brakowało. Do klubu Debaser Medis przyszło blisko 950 osób!
Przedstawiamy obszerną relację z koncertu.
***
Obejrzyj film z koncertu Lady Pank w Sztokholmie!!!
Posłuchaj co mówił Panas. Zobacz jak dawał czadu zespół i jak szalała publiczność!
Realizacja i montaż: Jarek Nalewajko. Zdjęcia: Jarek Nalewajko, Ireneusz Ciuk, Emil Majcher.
Aby obejrzeć film na pełnym ekranie, wciśnij ikonkę: – pierwszą od prawej na dolnym pasku pod obrazem. Żeby uzyskać wtedy najlepszą jakość, wybierz opcję "720p HD" po wystartowaniu filmu.
„Wszystko się może zdarzyć”, bo dla agencji BUUM nie ma rzeczy niemożliwych. Organizatorzy postanowili po wakacjach umilić szwedzkiej Polonii powrót do szarej jesiennej rzeczywistości i zorganizować koncert kultowej grupy rockowej Lady Pank. Impreza odbyła się 2 października w klubie Debaser Medis na Medborgarplatsen w Sztokholmie i była spełnieniem marzeń wszystkich fanów tego zespołu, a jak się okazało jest ich tu wielu.
Po ostatnim koncercie, który odbył się w dość „kameralnym” gronie, organizatorzy byli pełni obaw, czy bilety się sprzedadzą. Zupełnie niepotrzebnie! Bilety, dostępne w polskich sklepach na terenie Sztokholmu oraz na stronie internetowej klubu Debaser Medis, rozeszły się jak świeże bułeczki. A chętnych nadal nie brakowało. Wtedy powstał pomysł, żeby otworzyć drugie pomieszczenie, z którego przez szybę można oglądać koncert z góry. Początkowo pomysł został przyjęty dość sceptycznie, ale chęć uczestnictwa w koncercie była silniejsza. Sprzedano 850 biletów na dół i 80 na górę.
Kilka minut po 18-tej drzwi klubu otworzyły się i w progu pojawili się pierwsi goście. Z czasem sala zaczęła się zapełniać, a końca kolejki przed budynkiem nie było widać. Nagle lokal wydał się być jakby mniejszy i wszyscy zaczęli się zastanawiać jak pomieści aż 850 osób! Chociaż w kolejce trzeba było swoje odstać, nikogo nie opuszczał dobry humor.
Ponieważ można było wchodzić tylko jednym wejściem a sporo osób przyszło na ostatnią chwilę, koncert został przesunięty z godziny 20:00 na 20:15. Nie wszyscy zmieścili się w kwadransie akademickim, jednak zespół nie mógł dłużej czekać i zaczął grać przed niezupełnie skompletowaną publicznością. Przy wejściu do klubu dało się słyszeć dobiegające z sali krzyki i owacje, co świadczyło o tym, że muzycy pojawili się na scenie, po czym popłynęły pierwsze utwory.
Wokalista zespołu, Janusz Panasewicz, w swoich ciemnych okularach porwał tłumy. Już na początku koncertu nie tylko pierwsze rzędy, ale cała sala skakała i krzyczała „Mogłaś być już na dnie. A nie byłaś.”
Zespół był w bardzo dobrej formie. Janusz Panasewicz nie stał w miejscu uwieszony na statywie z mikrofonem, ale tak jak publiczność poruszał się w rytm muzyki i zachęcał do zabawy. Fani mieli możliwość wykazania się znajomością piosenek – gdy wokalista milkł, cała sala śpiewała dalej.
Przez ponad godzinę przeplatały się ze sobą stare i nowe przeboje, wolne i szybsze kawałki. Niektóre piosenki wprowadzały na chwilę melancholijny nastrój, który wraz z końcem utworu zmieniał się w szalone owacje, które były wprowadzeniem do kolejnych mocno rockowych brzmień. Nawet widzowie w drugiej sali z miejscami do siedzenia poderwali się do tańca.
Wśród publiczności znalazła się jedna fanka, która odważyła się wejść na scenę. Chociaż wokalista nie miał nic przeciwko, ochrona zareagowała błyskawicznie. Te kilka sekund u boku Panasewicza z pewnością na zawsze pozostaną w jej pamięci.
W połowie koncertu zaczepiła mnie jedna z wiernych fanek zespołu w patriotycznej czerwonej koszulce z białym orłem i zapytała „Będziesz pisać relację? Napisz, że wszyscy się dobrze bawią i chcemy więcej koncertów! Ja chcę Kult, bo przegapiłam ich występ w Sztokholmie. I napisz, że pierwszy raz byłam na koncercie Lady Pank na Bemowie w Warszawie, jak miałam 13 lat i bardzo dziękuję organizatorom dzisiejszego koncertu za to, że mogłam przeżyć to jeszcze raz” po czym pobiegła pod scenę. I słusznie, bo chwilę później pierwszy rząd miał okazję uścisnąć dłoń Panasewicza. Mam nadzieję, że panią z orzełkiem również spotkało to szczęście!
Z każdym utworem na sali robiło się coraz bardziej gorąco. Panasewicz stwierdził „Takie duże podatki a takie złe air condition”. Niewystarczająca klimatyzacja na szczęście nikomu nie popsuła humoru i nie przeszkodziła w dalszej zabawie. Przy utworze „Zawsze tam gdzie ty” wokalista zatrzymał się na chwilę na słowach „Poskładam wszystkie szepty w jeden ciepły krzyk”, żeby posłuchać publiczności, po czym skomentował „W Sztokholmie krzyk jest zdecydowany”. Sztokholm nie tylko krzyczał, ale cały się trząsł.
Gdy popłynęły słowa „U Maxima w Gdyni”, dziewczyny rozpuściły włosy i szalały z rozwianymi fryzurami. Wyjątek stanowił jeden pan, który nie poszedł z falą i stał zamyślony po środku szalejącego tłumu. Miało się wrażenie, że przeżywa koncert w ciszy. Wrażenie okazało się dobre, bo przechodząc obok pana można było zobaczyć w jego uszach stopery.
Koncert zamknęła piosenka „Mniej niż zero”, która tylko zwiększyła muzyczny apetyt wśród publiczności. Owacje były ogromne i zespół zmuszony był bisować. Cały koncert trwał godzinę i 40 minut. Krótko, ale intensywnie. Jak mówiono w kolejce do szatni „Było zajebiście, bez dwóch zdań!”.
***
Przeczytaj też pozostałe artykuły związane z koncertem: