Odwiedzin 37806074
Dziś 2398
Piątek 26 kwietnia 2024

 
 

Bez języka polskiego usychałem jak niepodlewana roślina

 
 

Rozmawiała: Agata Naworyta

2011.05.15
 



Przed koncertem Raz Dwa Trzy w Sztokholmie rozmawiamy z liderem zespołu Adamem Nowakiem.

Agata Naworyta: Jakie są Wasze pierwsze wrażenia ze Sztokholmu?

Adam Nowak: Jestem pierwszy raz w Szwecji i pierwszy raz w Sztokholmie. Wczoraj byliśmy z całym zespołem na spacerze. Piękne miasto, zrobiło na nas niesamowite wrażenie, nie dlatego że jest wielkie czy rozległe, ale głównie dlatego że jest niezwykle spójne architektonicznie.

Nigdy Pan nie był wcześniej w Skandynawii, ale na pewno ma Pan z nią jakieś skojarzenia…

Z bratem w dzieciństwie byliśmy fanami hokeja i motocrossu, więc na pierwszym planie wymieniłbym motocykle i hokeistów, których zawsze bardzo ceniłem i trzymałem za nich kciuki każdorazowo, kiedy grali z ówczesnym Związkiem Radzieckim.

Poza tym tradycyjnie, Skandynawia kojarzy mi się z Nagrodą Nobla, z łososiem, z jeziorami, z niezwykłymi terenami, z filmami Bergmana, z teatrem, z muzyką jazzową. Przecież polscy jazzmani, z Tomaszem Stańko na czele, współpracują od lat z muzykami ze Szwecji czy Norwegii. Szwecja to również – choć to pewnie banalnie zabrzmi – ABBA. Piosenki ABBY, jak się okazuje po latach, przetrwały próbę czasu. To są często piękne melodie, a trudno dzisiaj o piosenkę z piękną, prostą i dobrą melodią.

Przyjechałby Pan tutaj na wakacje?

Tak, jeśli miałbym gwarancję ciepła. (śmiech)

Zdarza się Wam łączyć wyjazdy koncertowe z wakacjami rodzinnymi?

Zdarzało się kiedyś. Mamy jednak taką przypadłość, że naszych dzieci jest więcej niż nas w zespole. Tak więc takie wyjazdy są obecnie dosyć trudne logistycznie. Ale to była zawsze fajna grupa, świetnie się dogadywaliśmy, a nasze dzieci i żony bardzo się lubią. Lubimy spędzać ze sobą czas, więc kto wie, może jeszcze kiedyś znów się zbierzemy razem.

Dużo koncertujecie poza Polską?

Grywaliśmy w Londynie, Nowym Jorku, Chicago, Berlinie, Irlandii, Norymberdze, teraz mamy zaproszenie do Pragi. Nie marzyliśmy i nie wykonywaliśmy żadnych ruchów w kierunku kariery zagranicznej, bo mamy nadmiar pracy w Polsce. I jeśli chcielibyśmy się temu poświęcić z taką dynamiką, jaką się to powinno robić, to nie byłoby nas w ogóle w domu.

Jak odbieracie publiczność za granicą?

Przeważnie jest to polska publiczność, która przychodzi na koncerty organizowane przez Polaków dla Polaków. Trudno mi zatem powiedzieć jak się przyjmuje nasza muzyka wśród tych, którzy nie znają naszego języka i naszej kultury, ale te kontakty, które się nawiązały po koncertach, czy to w Niemczech, czy Szwajcarii, były bardzo pozytywne. Łącznie z tym, że jeden z menadżerów po koncercie w Londynie stwierdził, że gdybyśmy śpiewali po angielsku to w pół roku zrobilibyśmy tam karierę. Byłoby bardzo miło, aczkolwiek gdyby się to mogło odbyć beze mnie, to byłbym szczęśliwy. (śmiech)

Nie lubi Pan koncertować?

Ja to wręcz uwielbiam, ale nie bardzo lubię wszystko to, co temu zawodowi towarzyszy. Oczywiście staram się jak mogę i wykonuję rzetelnie to, co do mnie należy, ale by wypromować płytę czy piosenkę trzeba się temu bardzo oddać medialnie. A to nie jest moje hobby. Ja uwielbiam rozmawiać z ludźmi, a każde inne działanie, które jest działaniem tylko pozorowanym, mnie nie interesuje. W związku z tym rzadko pojawiam się w mediach.

Leszek Możdżer powiedział kiedyś, że gdyby nie grał byłby taksówkarzem. Kim mógłby Pan być, gdyby Pan nie śpiewał?

Wykonywałem różne zajęcia, łącznie z kopaniem rowów, ciężką pracą fizyczną. Byłem kelnerem, portierem, roznosiłem mleko… Od 20 lat jestem wykonawcą piosenek na scenie i to mi sprawia jednocześnie wielką przyjemność i trudność zarazem. Jeżeli kiedyś nie będzie tych dwóch zjawisk towarzyszących, to prawdopodobnie przestanę śpiewać. Zajęcie, które wykonuję, powinno bowiem być podyktowane jakimś imperatywem wewnętrznym, czymś co powoduje napięcie. Jeżeli tego by kiedyś miało zabraknąć na scenie czy w muzyce, to uważam, że po prostu lepiej tego nie robić. Bo jeżeli robi się to tylko z przyzwyczajenia, to ociera się o rutynę.



A czy mógłbym robić coś innego? Pewnie chętnie pisałbym książki, gdybym miał na to czas i możliwości finansowe, bo mam dużą rodzinę i muszę ją utrzymać. Na szczęście, jesteśmy w tak komfortowej sytuacji, że wykonując ulubione zajęcie, jesteśmy w stanie zarobić na chleb. Myślę, że jest to niezwykły dar losu i opatrzności. Wielcy z nas szczęściarze!

Czasem wspominał Pan w wywiadach, że nie zawsze tak było. Nie myślał Pan wtedy o wyjeździe za granicę?

Myślałem już nawet od najmłodszych lat, kiedy mój kolega zaplanował ucieczkę pod tirem do Szwecji i to jeszcze na długo przed filmem “300 mil do nieba”. Roztaczał przede mną swoje plany i wizję “szwedzkiego raju”. Wtedy wystarczyło “tylko” pokonać ucho igielne w postaci granicy. Na szczęście to się nie udało.

Spotykam teraz moich kolegów, którzy kiedyś wyjechali z kraju. Część z nich wraca tutaj na wakacje, część przymierza się do powrotu na stałe. Widzę, że oni w jakiś sposób przecięli nić, która ich łączyła z Polską i tak naprawdę często nie mają już do czego wracać. Emigracja jest zawsze trudnym zjawiskiem, czy jest z wyboru czy z przymusu, czy intelektualna czy ekonomiczna, to jest zawsze trudny wybór.

Nie wiem, czy ja bym umiał żyć na emigracji. Mieszkałem kiedyś dwa tygodnie w Zurychu. Po tygodniu rozmów tylko po angielsku zamknąłem się wewnętrznie. To był tylko tydzień, a bez języka polskiego usychałem jak drzewo, jak nie podlewana roślina.

Co zatem powiedziałby Pan swoim dzieciom, gdyby chciały wyjechać z kraju na stałe?

Powiedziałbym im, że świat jest bardzo ciekawy i należy go poznawać, tylko nigdy nie zapominać skąd się pochodzi i starać się utrzymać w sobie ten wirus własnej tożsamości.

Grywacie czasami z innymi zespołami, skąd wychodzi inicjatywa współpracy?

To są zaproszenia przyjacielskie. Np. z T.Lovem graliśmy na 25-lecie ich działalności. Muńka bardzo lubię, to jest bardzo szczery, “pełen słabości młody człowiek” – tak go zawsze postrzegam. Cenię go za to, że w swoich wypowiedziach i swojej postawie jest bardzo uczciwy. Czy nagrzeszy, czy dostanie nagrodę, uczciwość pozostaje ta sama.

Czasem to my zapraszamy młodych, nieznanych jeszcze artystów na nasze koncerty, użyczając im – mówiąc brzydko – naszej publiczności i często się zdarza, że są to trafne wybory.

A więc tak jak Wy kiedyś współpracowaliście z Wojtkiem Waglewskim, tak teraz młodzi artyści zwracają się do Was po pomoc?

Najczęściej ludzie przysyłają do mnie teksty z prośbą o ocenę czy zaśpiewanie. Bardzo często ci ludzie oczekują szybkiej, trafnej diagnozy i rady co zmienić, żeby było lepiej. Przysyłają teksty, przekonani, że świat powinien poznać ich twórczość. Ja lubię się przypatrywać, natomiast uciekam od oceny i lubię śpiewać swoje własne piosenki, oprócz tych z płyt z piosenkami Agnieszki Osieckiej i Wojtka Młynarskiego, choć obie właściwie były wykonane na prośbę.

W pierwszym przypadku radiowców z “Trójki” i była to przygoda jednorazowa, choć okazała się święcić niezwykłe tryumfy, czego nie rozumiem do dzisiaj, jak słucham tej płyty (śmiech). Zaś o zaśpiewanie piosenek Młynarskiego poprosił nas sam Wojtek Młynarski. A Wojciechowi Młynarskiemu się nie odmawia i ja się akurat z tej płyty bardzo cieszę. Po pierwsze wychowywałem się na jego piosenkach, a po drugie było to dla nas wyzwaniem, aby nie walcząc z charakterystycznością Młynarskiego zaśpiewać te piosenki po swojemu. To jest trudne zadanie, bo trzeba szukać języka, który powoduje, że te piosenki zyskują nie tyle nowe co inne życie, inne brzmienie i inną opowieść.

Część ludzi była oczywiście niezadowolona wiedząc, że Młynarski pisząc piosenki jest satyrykiem, a my potraktowaliśmy go jako mędrca i filozofa.

Czy w trakcie pisania Waszych własnych aranżacji do jego tekstów Wojciech Młynarski dał Wam wolność tworzenia?

Absolutną. Wysłaliśmy tylko panu Wojciechowi nagranie z próby poprzedzającej nasze wykonanie na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej. Natomiast nigdy nie uczestniczył w próbach i nie ingerował w to, co robimy, a pewnie gdyby tak było, to nic by z tego nie wyszło.

W którym momencie, pisząc tekst, wie Pan, że jest to dobry kawałek i nie trzeba nic zmieniać. Daje Pan komuś czasem do przeczytania swoje piosenki zanim zostaną umieszczone na płycie?

Czasem konsultuję, ale tylko wtedy, kiedy czegoś nie wiem. Rozmawiam z żoną lub wysyłam kilku zaprzyjaźnionym czytelnikom i bardzo się liczę z ich zdaniem. Nie dlatego, że czekam aż powiedzą mi co mam zmienić, ale oczekuję że będą mieli wątpliwości. Jeśli takowe mają, to ja sobie z nimi już radzę samotnie i dokonuję pewnych korekt, które są dla mnie istotne. Natomiast kiedy jestem pewien tekstu, to wtedy nikogo nie słucham, bo wiem że to jest dokładnie to, co chciałem żeby było. Jeden nazwie to pychą, inny nazwie to tym, że po prostu wie się, co się chce powiedzieć.



Często na koncertach dokonujemy zmian aranżacyjnych piosenek i improwizujemy, a jedyny stały element, który pozostaje to tekst piosenki. Ale mnie samemu się marzy, żeby przyzwyczaić publiczność do zmieniającego się tekstu. Sam nie lubię raptownych zmian, ale chciałbym kiedyś zacząć dopisywać czy zmieniać teksty, niekoniecznie pod wpływem chwili, ale na potrzebę własnej zmiany, która się dokonuje w świadomości każdego z nas w wyniku ciągłych przemian duchowych.

Czy pisząc tekst myśli Pan o tym, że ktoś będzie go kiedyś analizował i pisał o Pańskiej twórczości pracę magisterską?

Nie, jedynym kryterium dla mnie jest to, żebym ja jako artysta, zbierając razem słowa wysłał jak najmniej zakłóceń z jak największą precyzją przekazu. Poświęcam temu dużo czasu, żeby nie zakłócać tego co myślę i co chcę powiedzieć. A mając do dyspozycji wiele tysięcy słów, bardzo łatwo o zakłócenia…

Kiedyś powiedział Pan, że są piosenki, których już by Pan nie zagrał.

Tak, te z początku działalności. Szczególnie z płyty “To ja”, która była przedziwnym eklektycznym zjawiskiem, na które patrzę teraz z przymrużeniem oka. To była bardziej działalność kabaretowa niż stricte muzyczna. Do tych piosenek niechętnie wracam, aczkolwiek służyły one naszemu późniejszemu rozwojowi.

Macie stałych fanów, którzy są obecni na wszystkich Waszych koncertach?

Rzeczywiście jest sporo ludzi, których rozpoznajemy. Co nie do końca jest zgodne z moim widzeniem odbiorcy, bo stała publiczność powoduje dobre samopoczucie, a to jest bardzo niebezpieczne dla tzw. artysty.

Jutro ze Sztokholmu wracacie do Warszawy prosto na rozdanie Fryderyków?

Tak, to była i jest ważna nagroda, bo gdyby tak nie było, to by co roku nie pisano tyle o niej. Co roku się psioczy, że zawsze dostają ci sami i że jest to zamknięty krąg w branży. My natomiast zawsze byliśmy z boku. Znamy wielu ludzi, którzy są w akademii tej nagrody, których cenię i którzy są światowego formatu artystami. Jeśli z takich rąk można dostać nagrodę, to ja wyrażam tylko wdzięczność i podziękowanie.

Jak wyobrażacie sobie Wasz zespół za powiedzmy 20 lat?

Jeżeli nadal będziemy dla siebie życzliwi, uczciwi wobec siebie, potrafili otwarcie rozmawiać na trudne tematy i będziemy umieli przechodzić te trudności, o których jeszcze nie wiemy, a które się na pewno przydarzą, to nie widzę powodu, dla którego nie mielibyśmy grać. Natomiast dla zdrowia psychicznego myślę, że każdy z nas powinien robić też coś odrębnego, co nie jest może w głównym nurcie zespołu, ale wymusza współpracę z innymi ludźmi, to jest zawsze dobre doświadczenie.

W takim razie jak idzie praca nad płytą solową?

Pomału. Ja tęsknię za tym żeby wyjść samemu do publiczności i zagrać powiedzmy godzinny koncert. Przygotowuję się do tego, ale jednocześnie się boję i pewnie właśnie dlatego ostatnie 20 lat spędziłem grając na scenie z kolegami. Samotne granie różni się już nawet w kontekście innego zagospodarowania scenicznego. Zastanawiam się tylko czy będę potrafił ukraść publiczności tyle samo czasu, co udaje mi się ukraść, kiedy gram z zespołem.

Ostatnie pytanie – wielu Waszych słuchaczy zastanawia się, co kryje się za policjantami, którzy pojawiają się na Waszych płytach, a zdarzyło im się również biegać po sekshopie w Sztokholmie?

Wymyśliliśmy to na samym początku, jako rodzaj wentylu bezpieczeństwa dla tego co robimy. W niektórych naszych piosenkach istniało podejrzenie o zbyt poważne treści, a te kawałki z policjantami w tytułach to muzyka czysto instrumentalna, bez zbędnych słów – dla nas swego rodzaju odskocznia. Być może kiedyś uzbiera nam się tylu tych policjantów, że wydamy płytę...

Czego spodziewacie się po dzisiejszym koncercie w Sztokholmie?

Mamy nadzieję, że na koncercie wśród publiczności odezwie się trochę słowiańskiego szaleństwa połączonego z nordyckim spokojem. (śmiech)

Dziękuję serdecznie za rozmowę.
 

Rozmawiała: Agata Naworyta
PoloniaInfo (2011.05.15)


 






Tłumaczenie (Sztokholm)
Praca dla doświadczonego stolarza (Sztokholm)
Firma Sprzątające (Helsingborg)
FIRMA SPRZATAJACA (VÄNDELSÖ)
Dam Pracę (Värmdö )
Praca (Södertälje)
Praca od zaraz (Uddevalla)
firma sprzątającą poszukuje pracownika od zaraz (Sztokholm)
Więcej





Ugglegränd o jednej z najkrótszych uliczek w Sztokholmie.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Szwecja o smaku lukrecji czyli spotkanie w bibliotece Morenowej.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Kristineberg slott – piękny pałacyk z Kungsholmen.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Firma Sprzątająca
Polka w Szwecji
Moja historia cz.5
Polka w Szwecji
Przygoda z malowaniem
Polka w Szwecji
Nowe szwedzkie słowa 2023 - nyord
Szwecjoblog - blog o Szwecji


Odwiedza nas 25 gości
oraz 0 użytkowników.


nie uczciwi pracodawcy
Szwedzki „wstyd przed lataniem” napędza renesans podróży koleją
Katarzyna Tubylewicz: W Sztokholmie to, gdzie mieszkasz, zaskakująco dużo mówi o tym, kim jesteś
Migracja przemebluje Szwecję. Rosną notowania skrajnej prawicy
Szwedka, która wybrała Szczecin - Zaczęłam odczuwać, że to już nie jest mój kraj
Emigracja dała mi siłę i niezależność myślenia










© Copyright 2000-2024 PoloniaInfoNa górę strony