Odwiedzin 37795977
Dziś 3012
Wtorek 23 kwietnia 2024

 
 

Prowokatorzy w społeczeństwie są potrzebni - wywiad z Dominiką Peczynski

 
 

Rozmawiała: Magdalena Kaczanowska
Foto: Michał Dzieciaszek, Emma Wallte

2008.09.21
 


Dominika Peczynski (po prawej) podczas wywiadu dla PoloniaInfo. Fot. Michał Dzieciaszek

 Intervjun finns även på svenska: Det finns en poäng med att skaka om folk - intervju med Dominika Peczynski

Konkurs rozstrzygnięty!

Książkę kucharską Dominiki wygrał Łukasz Sokołowski ze Sztokholmu, który według nas przesłał najlepszą motywację:

"To właśnie ja powinienem dostać książkę, ponieważ jestem studentem i czasami nie wiem, co sobie ugotować. Ponadto mieszkam w akademiku w Sztokholmie ze wspólna kuchnią na korytarzu i fajnie byłoby położyć tę książką na miejscu honorowym i pokazać tym wszystkim niedowiarkom z różnych stron świata, że dziewczyny z Polski najlepszymi (najładniejszymi) kucharkami są."

Pewnego ciepłego wrześniowego popołudnia miałam przyjemność porozmawiać z Dominiką Peczynski. Zdecydowałyśmy się spotkać w restauracji Tures, niedaleko Stureplan w Sztokholmie.

Celem naszego spotkania była rozmowa na temat polskiego pochodzenia Dominiki oraz jej nowowydanej książki kucharskiej, ale to, co miało być zwykłym wywiadem, szybko przemieniło się w ciekawą dyskusję. Razem z nami siedziała również Hannah, osmioletnia córeczka Dominiki, która z radością udzielała odpowiedzi na niektóre z pytań.

Kiedy juz zamówiłyśmy przekąski i napoje, mogłam przejść do pierwszego pytania:

Magdalena Kaczanowska: Gdybyś miała sama siebie opisać kilkoma słowami, jakich byś użyła?

Dominika Peczynski: Impulsywna, roztrzepana, nawet bardzo roztrzepana, bardzo miła, taka która obiecuje i najczęściej dotrzymuje słowa, o ile o nim wcześniej nie zapomni... Uwielbiam pracować, robię to bardzo sumiennie, i mam dużo energii. Ale co mnie najbardziej denerwuje, to to, że jestem rostrzepana, zapominalska i często gubię rzeczy. Prawda, Hannah?

Co pamiętasz ze swojego dzieciństwa w Polsce?

Urodziłam się w Warszawie i przeniosłam z rodzicami do Sztokholmu jak miałam siedem lat, czyli jakieś 30 lat temu.

Nie pamiętam zbyt wiele, w pamięci mam zaledwie parę fragmentów wspomnień z dzieciństwa w Polsce. Kiedyś, gdy jeszcze byłam w Army of Lovers, pojechałam do Polski odwiedzić naszą wytwórnię płyt. Rodzice pytali mnie po powrocie czy się odnalazłam w Polsce, ale niestety tak nie było. Okazało się, że nie poznałam nawet naszego mieszkania, które wytwórnia właśnie wynajmowała.


Dominika z córką Hanną. Fot. Michał Dzieciaszek

Pamiętam wyrywkowo drobne rzeczy dopiero od momentu, kiedy się tu przeprowadziliśmy i większość od czasów, gdy miałam dziesięć lat. Szwedzkiego nauczyłam się bardzo szybko i nigdy nie czułam się jak wyobcowane dziecko imigrantów.

Czyli nigdy nie doznałaś żadnych przykrych doświadczeń z powodu swojego polskiego pochodzenia, nigdy jego nie wstydziłaś?

Nie, nigdy. Do tego chodziłam do szkoły żydowskiej, gdzie wszyscy byli inni. Nie czułam się obco ani wtedy, ani teraz gdy jestem dorosła.

Jak czujesz się dzisiaj – bardziej Polką czy Szwedką?

Czuję się jak Szwedka z „przytupem”. Mam typowo nieszwedzki temperament, na który nic się nie poradzi. Mam też dużo wschodnioeuropejskich cech jak głośne mówienie, gestykulacje, nerwowość. Ale obchodzę Midsommar, często jem pastę kawiorową Kalles. Ten temperament jednak nadal mam. Czuję się jak Szwedka, ale jednak nie do końca.

Twoje ulubione miejsce w Sztokholmie?

DP: Oj, pomóż mi z tym Hannah.

Hannah: Sklepy z biżuterią!

DP: Tak, to prawda, ale to nie wszystko. Yasuragi (japońskie spa), restauracja Pontus by the Sea, czy może masz na myśli parki? Muszę dodać archipelag sztokholmski. Mamy tam domek, w którym spędzamy dużo czasu.

Masz polskich znajomych czy przyjaciół?

Niewielu. Ci, których znam, wychowali się jak ja w Szwecji. Na przykład Izabella Scorupco, Martin Rolinski. Moi znajomi są albo tu urodzeni, albo przyjechali do Szwecji jako dzieci. Nie czuję też potrzeby przebywać wśród Polaków, ponieważ nie dorastałam w Polsce. Człowiek raczej zadaje się z tymi, którzy są do niego podobni.

Czyli znasz Martina Rolinskiego?

Tak, ale nie znamy się poprzez nasze polskie kontakty, a z powodu Army of Lovers i BWO. Po prostu przez Alexandra Barda. Martin jest niesamowicie miłą osobą, bardzo go lubię. A moja córka jest w nim po uszy zakochana. Kiedy się z nim przebywa, można zauważyć, że nie jest on do końca szwedzki – jest uprzejmy, dobrze wychowany, taka osoba, która poniesie walizkę czy przytrzyma drzwi.


Fot. Emma Wallte

Twój ojciec, Bohdan Peczyński, jest bardzo zaangażowany w polskich kręgach.

Tak rzeczywiście. Byłam z nim parę razy na eventach organizowanych przez Instytut Polski lub inne organizacje. W niektórych miałam swój współudział. Nie podzielam jednak zaangażowania w taką pracę, nie było to dla mnie naturalne. Przynależność narodowa jest dużo ważniejsza dla tych, którzy się tutaj nie wychowali. Ja odczuwam bardziej symptom „drugiej generacji”, że nie czuję się ani Polką, ani Szwedką. Ale patrzę na to jak na coś pozytywnego, uważam, że dobrze jest wyróżniać się wśród innych.

Spędzasz urlop w Polsce?

Nie. Raczej wolę pojechać w cieplejsze miejsca jak Tajlandia. Do Polski jeżdżę w ramach pracy.

Jak opisaliby Cię najbliżsi znajomi?

Tak samo pewnie jak ja samą siebie, jestem jak otwarta księga. Niczego nie ukrywam; bałaganiara, roztargniona, kreatywna - cechy, które chodzą parami. Moja najlepsza przyjaciółka nazywa mnie mums mums – twarda na zewnątrz, a miękka w środku. Próbuję sprawiać wrażenie twardej lecz w rzeczywistości...

Gdybyś miała ofiarować 10 milionów koron, jakiej organizacji byś je przekazała?

Musiałaby to być organizacja, której ta suma pozwoliłaby dużo zmienić. To, co porusza mnie najbardziej, to zarażone wirusem HIV dzieci w Petersburgu. I sieroty w rosyjskich domach dziecka. Czasem pojawia mi się myśl, żeby zaadoptować stamtąd dziecko.

A gdybyś sama dostała 10 milionów, to co byś z nimi zrobiła?

Spłaciłabym mój kredyt mieszkaniowy, tak się o niego martwię, prawie jak opętana. Odnowiłabym domek letni, tak żeby był super luksusowy, przykładowo z basenem; a na koniec kupiłabym motorówkę i miała ją w ciepłym kraju jak Tajlandia, Karaiby czy Turcja. Albo tutaj. Musiałaby to być całkowicie automatyczna łódź, tak żeby każdy mógł ją używać, nawet ja.

Czy rozpoznają Cię na ulicy?

Tak. Ale nie obchodzi mnie to.

Ludzie myślą, że jestem niemiła i zamiast podejść czy zrobić zdjęcie, tylko się gapią. Raz tylko spotkało mnie coś fantastycznego. Siedziałam w metrze naprzeciwko dwóch dziewczyn, które przez dłuższy czas rozmawiały po polsku o tym, jaka ja jestem straszna, że Army of Lovers jest beznadziejną grupą, jak nieudane były programy telewizyjne, w których brałam udział. Po pewnym czasie jedna z nich zorientowała się, że rozumiem po polsku. Zszokowana zaczęła mnie przepraszać.


Fot. Emma Wallte

Długo już jestem w branży, więc to naturalne, że mnie poznają. Ale bardzo rzadko zdarza mi się spotkać nachalnych ludzi. Kiedyś płynąc promem do Finlandii trochę więcej wypiłam i zaczęłam brać udział w karaoke. Ludzie mnie rozpoznali, zaczęli robić mnóstwo zdjęć – to było dość męczące. Ale to się zdarza tylko wtedy, kiedy ludzie są pijani.

Znalazłam Twój blog. Jak to się stało, że go piszesz?

Mam takie podejście, że jeśli mam się zastanawiać jak żyję, to wolę nie żyć w ogóle. Muszę przy tym powiedzieć, że blog nie ma żadnego wpływu na moje interesy. Moje biuro PR dostaje dużo zleceń, a klienci, którzy się do nas zwracają mają takie samo poczucie humoru jak ja. Gdyby tak nie było, to i tak nasza współpraca by nie wyszła. Klienci, których mamy, to ludzie, z którymi możemy się porozumieć. Hannah też miała swój blog, ale został po dwóch dniach zlikwidowany, ponieważ jej tata się nie zgodził. Trochę szkoda.

Jakie są Twoje zadania w biurze PR?

Sprzedaż, w czym jestem bardzo dobra, pozyskiwanie nowych klientów. Potem mój personel przejmuje rolę i zadania. Ja buduję po prostu sieć kontaktów i obmyślam główne strategie.

Czym ogólnie zajmuje się biuro PR?

Wieloma różnymi rzeczami. Część z biur jest strategiczna, część doradcza. Nasze biuro jest bardziej w stylu hands-on , czyli pomaga naszym klientom zaistnieć w mediach oraz buduje ich wizerunek na rynku. Wszystko by gazety zaczęły pisać o ich nowych produktach. To bardzo miła praca.

Założyłam Mafioso w 2002 roku, a przedtem miałam LoveSearch, największą skandynawską stronę randkową w Internecie, która też odniosła sukces.


Fot. Emma Wallte

I co się stało?

Sprzedałam ją. I wyrzucili mnie z zarządu, bo za dużo dyskutowałam. Bardzo to przeżywałam, można nawet powiedzieć, że był to jeden z największych kryzysów jakie w życiu przechodziłam, płakałam całe dnie chyba przez miesiąc. Z perspektywy czasu mogę jednak powiedzieć, że dobrze się stało, bo byłam już zmęczona tą pracą. I gdyby mnie nie zwolnili, to pewnie jeszcze bym tam siedziała. Nigdy bym nie podjęła sama tej decyzji, byłam wygodna i miałam wysoką wypłatę. Ale przy tym byłam i znudzona.

Później już wszystko poszło szybko. Po miesiącu rozpaczania zdecydowałam, że muszę zacząć coś robić. Byłam w końcu zmuszona jakoś się utrzymywać. I wtedy założyłam Mafioso.

W tym samym czasie przyszła na świat Hannah. Teraz mam nadzieję na drugie dziecko, ale mój partner nie jest tym zbytnio zainteresowany. Zrzędzę mu jednak każdego dnia.

Zauważyłaś jakąś różnicę w tym, jak Cię ludzie traktowali podczas ciąży lub po urodzeniu dziecka?

Ogólnie można sobie na dużo więcej pozwolić zanim się zostanie matką. To tak jakby wszyscy oczekiwali, że przejdziesz jakąś metamorfozę swojej osobowości. Uważam, że coś takiego nie następuje. Nie interesuje mnie jak mnie traktują ludzie. Jedyne co mnie obchodzi to to, żeby Hannah była szczęśliwa.

Do tej pory miałaś bardzo różnorodną i urozmaiconą karierę, od modelki, piosenkarki w Army of Lovers do programów telewizyjnych i business woman...

Tak, ale w tym wszystkim jest jeden wspólny mianownik – wszystko jest związane mediami. Tu utkwiłam. Jedno prowadziło do drugiego. Podczas gdy dłuższy czas byłam niepewna, obecnie nie czuję już, że chcę zmienić zawód, co jednak wcześniej często się zdarzało. Lubię moją pracę w Mafioso, ale czuję również, że chciałabym robić inne rzeczy oprócz tego, tak żeby nie zajmować się tylko jedną rzeczą.

Dużo z tego co robiłaś w życiu było kontrowersyjne. To się po prostu zdarza czy lubisz prowokować?

Część się zwyczajnie „tylko dzieje”, ale myślę, że jest jakiś cel w szokowaniu, potrząśnięciu ludźmi tak, by mogli spojrzeć na coś z innej strony. Nie musi to zmienić niczyjego stanowiska, ale pokazać, że są inne możliwości. Prowokatorzy w społeczeństwie są potrzebni. Kiedy byłam młodsza, prowokowałam dla samego prowokowania, teraz już tego nie robię. Obecnie musi istnieć jakiś powód do prowokacji.


Fot. Michał Dzieciaszek

Prowadziłaś różne programy telewizyjne?

Tak, na przykład Tutti frutti, Dominikas planet, Harem. Tutti frutti nie prowadziłam by prowokować, tylko głównie po to, by dostać wypłatę. To był zabawny, nieszkodliwy program, w którym dziewczyny pokazywały piersi – no i co z tego? Mieszkałam też długo w Anglii i tam również prowadziłam mnóstwo programów telewizyjnych. Te również nie miały na celu żadnej prowokacji, po prostu dostałam propozycję pracy. To raczej poza telewizją robię prowokujące rzeczy, jak na przykład mój blog.

Jak to się stało, że wstąpiłaś do Army of Lovers?

Zostałam poproszona przez Camillę Thulin (nieoficjalny członek grupy). Pracowałam jako jej modelka, chodziłam na pokazy i byłam w jej katalogach. Pewnego dnia dostałam ofertę przyłączenia się do ich grupy, gdyż szukali czegoś więcej niż piosenkarkę. Głos nie był taki ważny, miałam dobrze wyglądać na zdjęciach i klipach.

I latem znów zagraliśmy! Razem z BWO śpiewaliśmy kawałek do EuroPride’08, było to bardzo fajne.

Jak opisałabyś okres spędzony z Army of Lovers?

Bardzo burzliwy okres, mnóstwo przeżyć i dramatyzmu. Każdy z naszej czwórki miał wielkie ego i każdy chciał być na pierwszym miejscu. Zazwyczaj w grupie jest jedna osoba frontowa i reszta się w jakiś sposób podporządkowuje, ale nie u nas. Każdy z nas był najlepszy, najpiękniejszy, co prowadziło do wielu konfliktów. Jednocześnie mieliśmy takie samo poczucie humoru i było dużo śmiechu. Ekstremalnie intensywny okres.

Dużo jeździliśmy, między innymi do Polski. Ciągle byliśmy na walizkach, więc podczas tych lat staliśmy się swoją drugą rodziną. Bardzo się lubiliśmy, ale też kłóciliśmy często.

Jak to się stało, że napisałaś książkę kucharską Tajemnice kuchni wschodnioeuropejskiej?

Zaczęło się od tego, że spotkałam Paolo Roberto w NK podczas zakupów świątecznych w grudniu, który to właśnie wydał książkę kucharską z przepisami swoich cioć z Włoch. Przyszło mi do głowy, że też mogę coś takiego napisać o kuchni mojej mamy.


Nowa książka kucharska Dominiki

Dostałam przepisy od mojej mamy i umieściłam je w książce gotując jeden po drugim. Do momentu kiedy miałam 32 lata nie umiałam ugotować nawet jajka. Od czasu wydania książki przerobiłam wszystkie przepisy mojej mamy, i nauczyłam się przyrządzać potrawy wschodnioeuropejskie. Teraz gotuję bardzo dużo sama, szczególnie po tym, jak pięć lat temu byłam z chłopakiem, który sam był zainteresowany gotowaniem i był w tym bardzo dobry. Później właśnie odkryłam, że i ja mam serce do gotowania, ale tego się nie wie, zanim się nie spróbuje. Bardzo się cieszę, że mogłam to odkryć w sobie.

Zanim przygotowywałam potrawy do zdjęć do książki, nigdy nie przyrządzałam dań wschodnioeuropejskich. Nie są to trudne przepisy, ale niektóre zabierają dużo czasu.

To nie jest jednak tylko polskie jedzenie?

Nie, raczej mieszanka tych dań, które jadano u mnie w domu. Jak w większości polskich domów to moja mama przygotowywała posiłki. Mój tata miał swoje dwie specjalności – bigos i makowiec. Codziennym gotowaniem zajmowała się jednak mama.

Moja mama jest Żydówką i wyprowadziła się z Polski w ucieczce przed hitlerowcami w 1939 r. Później nastąpił czas wielu przeprowadzek w Związku Radzieckim, i to właśnie wtedy zebrała te przepisy. Posiłki, które jadałam w domu, były mieszanką kuchni polskiej, rosyjskiej i orientalnej.

Ile czasu zajęła Ci praca nad książką?

Pomysł zrodził się na święta Bożego Narodzenia w 2007 r., nad książką zaczęłam pracować w lutym 2008 r., a gotowa była już w sierpniu. I od samego początku uczucia wędrowały od niepewności do niesamowitej dumy z tego, co robiłam.

Wcześniej wspomniałaś że bardziej czujesz się Szwedką. Jeśli jednak chodzi o tradycje – obchodzisz Boże Narodzenie po polsku czy szwedzku?

Nie cieszą mnie te święta, za dużo stresu ze sobą niosą. Tyle jedzenia trzeba przygotować, wszystkiego musi być w bród, wszystko musi być perfekt, świecidełka, przystrajanki, a na dodatek cała masa prezentów dla wszystkich do wymyślenia i kupienia, wariuję od tej presji.

Kiedy jeszcze nie miałam dziecka, mogłam pojechać na święta do mamy i była cisza i spokój. Polskie potrawy świąteczne są o niebo smaczniejsze niż szwedzkie, ale sama ich nie przygotowuję. Zazwyczaj kupuję szwedzkie świąteczne jedzenie z Östermalmshallen, a polskie śledzie przywiezione przez mamę są tym polskim akcentem na stole.

A książkę zadedykowałaś Hannah.

Tak, chciałam, żeby zaczęła gotować wcześniej niż ja. Hannah jest tym zainteresowana, bo zawsze chce być ze mną w kuchni, czego mi nie było wolno w jej wieku. Moja mama była typem „precz z mojej kuchni”, nie można było tam przebywać, gdy ona gotowała. I może dlatego tak późno zaczęłam gotować. Staram się nie popełniać tego samego błędu, ale czasem denerwuję się, gdy Hannah jest za blisko wszystkich ostrych noży i gorących garnków. Ważne jest jednak, żeby była ze mną.

Dziękuję za miłą rozmowę.
 

Rozmawiała: Magdalena Kaczanowska
Foto: Michał Dzieciaszek, Emma Wallte
PoloniaInfo (2008.09.21)



Zobacz także:




Kim jest Martin Roliński?
PoloniaInfo rozmawia z mającym polskie korzenie piosenkarzem popularnej szwedzkiej grupy popowej BWO. (2008.02.08)




Linki do innych artykułów o książce Dominiki:

http://www.dn.se/DNet/jsp/polopoly.jsp?d=3098&a=827507

http://www.tasteline.com/Artiklar_och_guider/I-Populara-teman/kandiskockar/Dominika-Peczynski/


Inne ciekawe linki:

http://sv.wikipedia.org/wiki/Dominika_Peczynski

http://mothervirgin.com/

Blog: http://www.hanky.se/Dominika

Tutti frutti: http://www.youtube.com/watch?v=j6pVPrh3p7c

http://www.expressen.se/nyheter/1.1031099/dominika-fick-hogst-poang-i-iq-testet

http://users.skynet.be/bk239162/Army%20Of%20Lovers/Chapterlist.htm

http://en.wikipedia.org/wiki/Dominika_Peczynski

The Bells of Freedoom: http://www.youtube.com/watch?v=1n8c09QD2wU

http://www.youtube.com/results?search_query=dominika+peczynski&search_type=
 






Personlig assistans Södertälje (Södertälje)
Firma zatrudni (Bandhagen )
Mycie okien (Stockholm)
Szukam do pracy. (Stockholm )
DAM PRACE / SPRZATANIE (Ödeshög)
Pracownik lesny ( röjning) (FAGERSTA)
zatrudnie , (Tanumshede)
Sprzątanie (Stockholm )
Więcej





Ugglegränd o jednej z najkrótszych uliczek w Sztokholmie.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Szwecja o smaku lukrecji czyli spotkanie w bibliotece Morenowej.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Kristineberg slott – piękny pałacyk z Kungsholmen.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Firma Sprzątająca
Polka w Szwecji
Moja historia cz.5
Polka w Szwecji
Przygoda z malowaniem
Polka w Szwecji
Nowe szwedzkie słowa 2023 - nyord
Szwecjoblog - blog o Szwecji


Odwiedza nas 53 gości
oraz 0 użytkowników.


Sklepy Budowlane
Szwedzki „wstyd przed lataniem” napędza renesans podróży koleją
Katarzyna Tubylewicz: W Sztokholmie to, gdzie mieszkasz, zaskakująco dużo mówi o tym, kim jesteś
Migracja przemebluje Szwecję. Rosną notowania skrajnej prawicy
Szwedka, która wybrała Szczecin - Zaczęłam odczuwać, że to już nie jest mój kraj
Emigracja dała mi siłę i niezależność myślenia










© Copyright 2000-2024 PoloniaInfoNa górę strony