Odwiedzin 37781222
Dziś 1545
Piątek 19 kwietnia 2024

 
 

Co oznacza zaopiekować się dzieckiem z domu dziecka w Polsce?

 
 

Tekst: Magdalena Hulu Mazurska

2006.09.06
 



Zdecydowaliśmy się. Po długiej dyskusji zdecydowaliśmy się zostać opiekunami. Po miesiącu zadzwonił telefon. Adriana, koordynator działalności podała mi imiona i wiek czterech chłopców. No i jeszcze wzrost. Nie wiadomo po co. Miałam pięć minut na zdecydowanie się i właściwie, strzeliłam w ciemno, co to za różnica?

Wybrałam Kamila, lat 7. Nie potrafię wyjaśnić dlaczego.

Pierwszy raz pojechaliśmy do Polski, żeby poznać Kamila w czerwcu. Było piękne lato, cieplutko, miło, pola tryskały tysiącami barw. W domu dziecka w Czernicach przyjęli nas bardzo serdecznie. Spodziewaliśmy się odrapanych ścian i głodnych, źle ubranych dzieci, które rzucą się nam na szyje. Jakież było nasze zaskoczenie, gdy zobaczyliśmy całkiem ładne pokoiki, dzieci w firmowych ubraniach, które po prostu zainteresowały się, kim jesteśmy i co tu robimy. Pracownicy powiedzieli nam, że Kamila niestety nie ma, że jest w szpitalu, ma operacje na rozszczep podniebienia. Trochę nas to zdziwiło, ale skoro przejechaliśmy taki kawał drogi, postanowiliśmy pojechać i do szpitala.

Znalezienie chłopca nie było łatwe. Trzeba było pytać tysiąc razy, ale w końcu udało się. Wchodzimy na salę. Pięcioro dzieci, a ja wiem od razu, gdzie on leży, chociaż nie widziałam nigdy jego zdjęcia. Jest po prostu sam. Leży i czeka na nas, bo nikt go wcześniej nie odwiedził. Nie wiem co mówić. Kamil nie może mówić, więc nie musi się zastanawiać. W końcu instynkty biorą górę. Idziemy do łazienki się umyć i przebrać piżamkę. Nie to, że dziecko jest brudne, ale to zawsze mama myje, nie pielęgniarka. Mój mąż bawi się z nim klockami lego. Nie potrzebują wspólnego języka. Pielęgniarki mówią, że już dawno przyszedł czas na odstawienie kroplówki i na to, żeby zaczął jeść. Ale on nie chce. Wszyscy już próbowali, personel, inne mamy, które maja swoje dzieci na sali. Teraz ja dostaję kubek kaszki w rękę. Cała sala zamiera. Słyszę szepty, że „nie uda się, próbowaliśmy już tyle razy”. Kamil zaczyna jeść. Karmię go łyżeczka po łyżeczce, a łzy ciekną mi po policzkach. Jestem tam tylko dla niego. Tak łatwo jest dać odrobinę ciepła.

W tym momencie, gdy Kamil pozwolił się nakarmić coś między nami zaistniało. Niewidzialna wieź, coś dziwnego, nieoczekiwanego. Nie jestem jego mamą, nigdy go nie zaadoptuję i nie wiem jaka będzie jego przyszłość. Może zostanie inżynierem, a może złodziejem. Ale wiem, że każde dziecko ma prawo do odrobiny ciepła. Kamil przyjeżdża do nas każdego lata. Oczarował moją rodzinę, tą w Szwecji i tą w Polsce. Nie jest dzieckiem szczególnym, ma swoje wady i zalety i czasami potrafi doprowadzić człowieka do szewskiej pasji swoim zachowaniem czy nawykami z domu dziecka. Ale pomaga mi też w codziennych zajęciach, ma uzdolnienia manualne, rozrabia, wygłupia się i uczy, zaskakuje niesamowitym poczuciem humoru. I jest jeszcze coś. Robi najlepsze na świecie naleśniki.

Fadderförening Polenprojektet ma około 200 członków. Wspieramy pięć domów dziecka w Polsce, wszystkie znajdują się na Pomorzu Zachodnim (Czernice, Wisełka, Zdroje, Tanowo, Gryfice). Jest wśród nas kilkoro Polaków, ale większość członków to Szwedzi. Pomoc finansowa jest ważną częścią naszej działalności. Nie jest to jednak taka pomoc, o jakiej myśli większość z nas, pomoc, na którą oczekiwały domy dziecka dziesięć czy dwadzieścia lat temu. Dzieci mają jedzenie, ubrania i zabawki. Nie potrzebują używanej odzieży, czy rzeczy, które nie są potrzebne nam w domu i których tak łatwo jest się pozbyć.

Unia Europejska postawiła wysokie wymagania domom dziecka. Każda grupa musi funkcjonować jak mała rodzina, z kuchnią, możliwością przygotowywania posiłków przez dzieci, prania i życia w środowisku, chociaż przypominającym dom rodzinny. To wspaniały pomysł, bo dzieci tylko tak mogą się nauczyć żyć jak inni ludzie, ale skąd brać pieniądze na remonty, wyposażenie kuchni, zakup pralki, naczyń, czajnika czy gofrownicy?

I między innymi w tym pomagamy naszym domom dziecka. Kim jesteśmy? Ann-Kristin, Ann-Marie, Vivianne, Adriana, Monica... wszystkie Panie pracują ciężko, organizują loterie, aby uzyskać pieniądze na wyjazdy i zakupy dla dzieci. Praca trwa cały rok. Polega na zbieraniu pieniędzy, wystawaniu godzinami przed sklepem żeby sprzedać losy, szukaniu sponsorów.

Dlaczego Szwedzi, którzy na dobrą sprawę nie maja żadnych powiązań z Polską angażują się w taką organizację i poświęcają tyle energii na pracę dla polskich dzieci? Odpowiedź jest prosta. Członkowie naszej organizacji chcą pomagać i wiedzą, co jest w życiu ważne.

Punkty kulminacyjne naszej działalności to Mikołaj i wakacje.

Na początku grudnia jedziemy do Polski. Jest nas zawsze około trzydziestu osób, podróż kosztuje około 1000-1500 koron. Autokar jest pełny artykułów higienicznych, wyposażenia kuchni, łazienek i oczywiście prezentów. Istotną sprawą jest to, że każde dziecko dostaje prezent od swojego opiekuna. Prezent, który nie musi być duży czy drogi, ale jest kupiony właśnie z myślą o tym dziecku, tylko dla niego. W dzisiejszych czasach dzieci z domów dziecka dostają prezenty. Od firmy, sponsorów, fundatorów. Wtedy jednak, wszystkie paczki są jednakowe i puste, jeśli chodzi o zawartość emocjonalną.

Nasza podróż trwa zazwyczaj pięć dni. Jedyne, czego można być pewnym, to fakt, że żadna noc nie będzie przespana. Mikołaj to niesamowite przeżycie i dla nas i dla dzieci. Nowe znajomości, mnóstwo uczuć, nowi opiekunowie. Pracujemy dzień i noc, przygotowania są bardzo intensywne. W sobotę wieczorem zapraszamy na szwedzką kolację wigilijną, a dzieci dostają prezenty. Ja jestem zazwyczaj jedynym tłumaczem, czasami jedzie z nami chłopiec, który mieszkał w domu dziecka, a teraz prowadzi zupełnie spokojne życie w Szwecji. To nie jest łatwa praca, tłumaczenie dla 30 dorosłych i 50 dzieci. Ale daje dużo satysfakcji i poczucia, że robi się coś, co ma sens.

Powrót do Szwecji nie jest prosty, ale niewiele dzieci płacze. Wiedzą, że wrócimy. Wiedzą, że ich nie zawiedziemy.

Latem autokar pełen dzieci przyjeżdża do nas. Nie tylko z naszego domu dziecka, ale i z czterech innych, które należą do naszej organizacji. Na wakacje przyjeżdża w lipcu około 80 osób. Autokar jedzie przez całą Szwecję, zostawia dzieci w różnych jej częściach, aby na koniec zawitać w Sztokholmie. Wiek zaproszonych dzieci jest różny, od 4 do 25 lat.

Celem naszej organizacji nie jest zorganizowanie obozów czy koloni. Dzieci mieszkają w rodzinach. Rodzinach, które koncentrują się tylko na nich, cała uwaga jest skupiona na małym gościu. Większość rodzin, to rodziny szwedzkie, jest również kilka polskich i mieszanych. Ktoś mógłby pomyśleć, że język musi stanowić barierę. O dziwo okazuje się, że to zazwyczaj najmniejsza przeszkoda w nawiązaniu kontaktu. Dzieci zostają u nas na dwa tygodnie albo na miesiąc. Organizujemy wspólne spotkania, jeździmy się kąpać, a czasami po prostu żyjemy, jak zawsze z naszymi problemami rodzinnymi. Pokazujemy dzieciom nasz świat.

Co oznacza zostanie opiekunem (fadder) w naszej organizacji Polenprojektet? To decyzja na długie lata. Podstawą jest świadomość, że nie wolno nam zawieść dziecka i po prostu zrezygnować po roku czy dwóch. Dzieci zostały już zawiedzione przez swoich rodziców, niewybaczalne byłoby powtórzenie tego błędu przez kogoś innego.

Obowiązkiem opiekuna jest uiszczenie opłaty (250 koron na rok), utrzymywanie kontaktu listownego lub telefonicznego z dzieckiem, wysłanie prezentu na urodziny i Mikołaja. To najmniejszy wkład, jaki opiekun powinien zrobić.

Inne możliwości to zaproszenie dziecka na wakacje, wyjazdy do Polski, wspieranie finansowe w razie potrzeby, pomoc w zbieraniu pieniędzy i wyszukiwanie sponsorów.

Głównym celem naszej organizacji jest wyszukiwanie opiekunów, a nie tylko wysyłanie darów i pieniędzy. Zaprzyjaźniona rodzina w Szwecji daje poczucie bezpieczeństwa, dystans, pozytywne wzorce. Chcemy dać dzieciom to, czego im najbardziej brakuje.

Dlaczego to robimy? Bo tak trudno jest być obojętnym, tak trudno żyć z pustką w sercu i nie mieć o kogo się martwić.

Ja sama wykonuję dla organizacji część papierkowej pracy, ale również mam stały kontakt z dziećmi i opiekunami. Przez moje ręce przeszły setki listów, które przetłumaczyłam. I proszę mi wierzyć, ja wiem, że ta praca i działalność ma sens.
 

Magdalena Hulu Mazurska
PoloniaInfo (2006.09.06)



Magdalena Hulu Mazurska, sekretarz organizacji Polenprojektet, tłumacz i osoba odpowiedzialna za kontakty z domem dziecka w Czernicach i opiekunów zajmujących się dziećmi w tymże domu dziecka.

Artykuły w temacie

  Polenprojektet
     Dzielmy się miłością
     Fadderföreningen Polenprojektet
 









Praca-sprzatanie (Täby)
Brukarstwo (Täby)
Praca dla ogólno budowlańca (Skåne)
BLACHARZ, LAKIERNIK (SKOGAS)
mechanik samochodowy (SKOGAS)
Firma sprzątająca (Helsingborg)
Firma sprzątająca (Malmö,Lund, Ystad, Sjöbo i okolice)
Brukarzy, Pracy ziemne (UPPSALA)
Więcej





Szwecja o smaku lukrecji czyli spotkanie w bibliotece Morenowej.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Kristineberg slott – piękny pałacyk z Kungsholmen.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Firma Sprzątająca
Polka w Szwecji
Muzeum tramwajów w Malmköping.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Moja historia cz.5
Polka w Szwecji
Przygoda z malowaniem
Polka w Szwecji
Nowe szwedzkie słowa 2023 - nyord
Szwecjoblog - blog o Szwecji


Odwiedza nas 30 gości
oraz 0 użytkowników.


Szwedzki „wstyd przed lataniem” napędza renesans podróży koleją
Katarzyna Tubylewicz: W Sztokholmie to, gdzie mieszkasz, zaskakująco dużo mówi o tym, kim jesteś
Migracja przemebluje Szwecję. Rosną notowania skrajnej prawicy
Szwedka, która wybrała Szczecin - Zaczęłam odczuwać, że to już nie jest mój kraj
Emigracja dała mi siłę i niezależność myślenia










© Copyright 2000-2024 PoloniaInfoNa górę strony