Już w swoim debiucie „Wesele” (2004) Wojciech Smarzowski pokazywał rzeczywistość, na jaką nie chcemy patrzeć, odsłaniał brudy, które wolelibyśmy przemilczeć. Wtedy Smarzowski był jednak debiutantem-anarchistą, który patrzył na świat w krzywym zwierciadle – w „Domu złym” jest już dojrzałym artystą, który idzie pod prąd, chce raczej widzem wstrząsnąć, niż go pokrzepić, bardziej jątrzy, niż rozgrzesza.
„Dom zły” – jeden z najlepszych polskich filmów po politycznym przełomie 1989 roku - porównywano do słynnego „Fargo” braci Coen, ale też prowokacyjnych, rosyjskich obrazów „Ładunek 200” Bałabanowa czy „Cztery” Chrzanowskiego. Jest to jednak kino na wskroś oryginalne, fascynujące i odrzucające jednocześnie, niepokorne w formie, a zwłaszcza w sposobie pokazywania przeszłości – polskiej historii oglądanej przez pryzmat małej wioski i małych, ludzkich wad, strumieni wódki i zakrwawionej siekiery.
Opowieść rozgrywa się równolegle w dwóch planach czasowych – pod koniec lat 70., kiedy w chałupie na polskiej prowincji dochodzi do morderstwa, i w roku 1982, w czasie stanu wojennego, kiedy prowadzone jest śledztwo w sprawie tego właśnie zabójstwa. Smarzowski zręcznie jednak widza zwodzi – niemal całą uwagę skupia na pytaniu o to, kto zabił (i kto został zabity), ale tak naprawdę odpowiedź jest tu najmniej ważna: bardziej interesuje go autentyzm konkretnej chwili, sceny, rozmowy niż budowanie „story”.
„Dom zły” zbudowany jest z takich właśnie naturalistycznych detali – to film gęsty, nasycony, ale tym, co wzbudza obrzydzenie. Smarzowski pokazuje świat unurzany w błocie i gnojówce, w strugach krwi i rzygowinach po zbyt dużej ilości alkoholu. Skorumpowani, załatwiający własne interesy milicjanci nie różnią się tu niczym od mieszkańców wsi, którzy zabijają mechanicznie, dla paru groszy, a może w ogóle bez powodu. Wystarczy chwila, by od sympatii przejść do agresji, od śmiechu do morderstwa.
Smarzowski nie prowadzi swojego filmu do żadnego prostego morału. Czym jest bowiem tytułowy „dom zły”? Z jednej strony to pewnie komunistyczny PRL, państwo zjadane przez chory ustrój oparty na wzajemnych podejrzeniach, niemoralnych grach i przemocy – ustrój, w którym ludzie mogą ginąć ot tak, bez żadnego powodu. Wyjątkowość tego filmu polega jednak na tym, że to nie ustrój jest winny, bo „dom zły” tworzą zwykli ludzie unurzani w nikczemnych gierkach, cynizmie i chciwości, uśpionej chwilami agresji, która czeka, żeby wybuchnąć. Zwykli ludzie – czyli my wszyscy.
Zalogowani użytkownicy mogą tu zobaczyć listę osób, które wybierają się na 'Dom zły'- film Wojciecha Smarzowskiego - festiwal Kinoteka Stockholm 2010 oraz zadeklarować swoją obecność.