
W nowopowstałym Polskim Klubie Filmowym w kinie Zita w Sztokholmie 18 października 2007 zaprezentowano drugi z kolei film. "Co słonko widziało" (2006) traktuje o biednych Polakach wyrzuconych na margines we współczesnej Polsce. Biedni są pod dwoma względami - i materialnie, i moralnie. Nie mają pieniędzy, nie mają gdzie zarobić, kłamią i oszukują, nawet kradną i sami są okłamywani i oszukiwani.
Bohaterami filmu jest kilka osób z małego miasta na Sląsku, których życie nie rozpieszcza w nowej, polskiej rzeczywistości. Jedną z nich jest młoda dziewczyna, Marta (Dominika Kluźniak) marząca o wyjeździe do Norwegii. Jest obdarzona wspaniałym głosem, ale nie ma gdzie tego wykorzystać; może śpiewać za darmo w kościele albo za grosze w trzeciorzędnym zespole, grającym w knajpie. Oszukana przez nieuczciwego agenta z biura podróży zamiast do Norwegii jedzie na polskie wybrzeże, zwerbowana do pracy jako kelnerka. To czego Marta nie wie to, że znowu została oszukana i że wyląduje jako prostytutka.
Starszy człowiek Józef (Krzysztof Stroiński) okłamuje żonę (Jadwiga Jankowska-Cieślak) , że pracuje jako górnik, a właściwie chodzi przebrany za olbrzymiego kurczaka i rozdaje ulotki reklamowe. Usiłuje zarobić na zęby dla żony. Upokarzany przez pracodawcę rzuca się na niego, po czym zostaje wylany z pracy. Zdesperowany włamuje się do pracowni technika dentystycznego, żeby ukraść zęby. Tylko, że nie wie, które... Z zębów więc nici. Józef oszukuje też żonę i nie mówi, co wie o synu, który siedzi w więzieniu. Żona domyśla się, że jest okłamywana, nie może tego znieść i robi awanturę.
Młody, około trzynastoletni chłopak Sebastian (Damian Hryniewicz), sprzedaje wraz z ojcem czosnek i zakwas na żur na ulicznym straganie i usiłuje zarobić na drwala, który ściąłby drzewo zasłaniający grób jego matki na cmentarzu. Dorabia też myciem pleców i nie tylko, staremu pedofilowi. Kradnie na bazarze koszulkę z napisem "Beckham" i zostaje zbity przez właścicieli straganu oraz przez własnego ojca. Chłopak nie wie, że ojciec go okłamał i jego matka żyje. Zabrała pieniądze i zostawiła go jako niemowlę, a ojciec zabronił jej jakiegokolwiek kontaktu z synem w przyszłości. Kiedy po trzynastu latach matka w końcu styka się z własnym dzieckiem, kłamie i zaprzecza, że jest jego matką.
Wszystkie te niewesołe historie mają w sobie potencjał dramatyczny, ale zostały pokazane w tak, niestety, nudny i nieprzekonywujący sposób, że parę razy miałam ochotę wyjść z kina. Na miejscu kazał mi zostać tylko obowiązek recenzenta. Zastanawiam się, co zawiodło. Aktorzy są dobrzy, ale mają tak marne kwestie do wygłoszenia, że niewiele mogą z nich wykrzesać. Dialogi są bardzo słabą stroną filmu. Większość scen jest jakby obok tematu, nie trafia w sedno. No, może scena wrzucenia przez Martę swego dziecka do kontenera, żeby wyłowiło zeń torbę z ciuchami, ma jakiś tragikomiczny wydźwięk.
Rozwlekły i nużący sposób narracji filmowej wskazuje, że reżyserowi zabrakło tej iskry Bożej, która z filmu przeciętnego czyni wybitny. Materiał, który mógłby wstrząsnąć widzem, zostaje rozmydlony w mało ciekawych ujęciach. Reżyser Michał Rosa nie może się zdecydować, czy ma to być dramat, czy komedia, i w rezultacie nie wychodzi ani jedno, ani drugie.
Zabrakło w tym obrazie nerwu i zaangażowania. A zupełnie bezsensowny w tym wypadku tytuł "Co słonko widziało" mógłby równie dobrze brzmieć "Czego słonko widzieć nie powinno". Tytuł, wzięty zapewne ze zbioru wierszy Marii Konopnickiej, potencjalnemu widzowi zagranicznemu nic nie powie ani nie zachęci do obejrzenia filmu.
Olbrzymi fabryczny komin, który z wielkim hukiem zostaje rozwalony w końcowej scenie filmu, powinien był być zburzony dużo wcześniej, żeby obudzić przysypiającą publiczność. Akcja wymagała jednak tego właśnie końcowego akordu. We mgle z rozwalonego komina bohaterowie odnajdują siebie, swoje utracone ja i drogę do najbliższych sobie osób. Przyznają się do kłamstw i przeżywają oczyszczenie w gęstym, brudnym kurzu i pyle z komina. Katharsis w brudzie - no, to jest dość oryginalne...
|