Odwiedzin 37804400
Dziś 724
Piątek 26 kwietnia 2024

 
 

By kruki nie uwiły gniazda we włosach...

 
 

Rozmawiał: Krzysztof Mazowski

4/2002
 

Rozmowa z Maliną Stahre-Godycką autorką książki: "Nigdy nie rodzi się byle kto..."

Opowieść zaczyna się polską sielanką na przełomie XIX i XX wieku, sielanką, choć pod zaborem rosyjskim w białoruskim Mińsku. Polska rodzina, polski dom, polski dwór na wsi z grubych sosnowych belek. Ziemia, lasy, woda, pasieka, które dają poczucie bezpieczeństwa, a żadne chmury nie zapowiadają nadchodzącej burzy...

Burza jednak nadchodzi - wybucha wojna, trzeba się ewakuować - a potem rewolucja, przed którą właściwie nie bardzo jest gdzie uciekać. Wszystko zmienia się z dnia na dzień jak w kalejdoskopie. Dotąd bezpieczniej i mądrzej było żyć tak, jak gdyby Bóg istniał. W ten sposób nic człowiek nie tracił, a ileż mógł zyskać... Odpowiedzi, które dają wewnętrzny spokój, to te właściwe... Nowe prawdy zastępują stare, nowe bolesne doświadczenia podważają cały dotychczasowy porządek...

Burza niesie cierpienie, cierpią miliony. Każdy los jest jednakowo ważny. Pamięć o jednych niech będzie dowodem pamięci o innych. Czytając o losach jednej polskiej rodziny, możemy zrozumieć lepiej losy wszystkich, którzy znaleźli się w podobnych okolicznościach - w podobnym miejscu. Zrozumieć także los tych, którzy zginęli lub zostali na nieludzkiej ziemi. Są tam do dziś... są tam ich dzieci i wnukowie. Czy pamiętają jeszcze Polskę, polski język? Jedni tak, inni pewnie już nie... O rozmowę poprosiliśmy autorkę książki "Nigdy nie rodzi się byle kto..."

Krzysztof Mazowski: Czytając Pani książkę nieodparcie nasuwają się porównania do "Archipelagu Gułag", "Innego świata" czy "Na nieludzkiej ziemi". Rzeczywistość była w nich przetworzona literacko, udramatyzowana. Czy w wypadku Pani książki można mówić o literackim udramatyzowaniu fabuły, czy też jest to literatura faktu, reportaż rozciągający się na przestrzeni wieku?

Malina Stahre-Godycka: Wszystkie okoliczności wydarzenia miejsca postacie i ich losy są prawdziwe. Dlatego myślę, że można mówić o literaturze faktu i reportażu przede wszystkim. Nawet takie detale jak kolor tapet, tematy rozmów, czy dowcipy są autentyczne. Ale fakty podałam w formie beletrystycznej, która chyba lepiej trafia do odbiorcy. Od klasyki gatunku jaką jest "Archipelag Gułag", i inne - moją książkę różni m.in. obecność wielu innych wątków całkowicie nie związanych z tematyka syberyjsko-wojenno- rewolucyjną. Akcja rozgrywa się w różnych stronach świata - gdzie komunizm i wojny nigdy nie dotarły. To, że książka obejmuje okres ostatnich stu lat - pozwala pisać o innych czasach niż komunistyczne i wojenne..

Krzysztof Mazowski: Napisała Pani książkę, której wątków starczyłoby na kilka powieści i cały serial telewizyjny. Skąd w ogóle pomysł i dlaczego wybrała Pani taką formułę? Czy nie kusiło Panią, mając zebrany tak duży materiał faktograficzny, większe udramatyzowanie akcji, napisanie sensacyjnej powieści, która łatwo trafi do masowego czytelnika, która będzie się dobrze sprzedawać?

Malina Stahre-Godycka: W książce głownie chodziło o Prawdę, która przecież jest sensacyjna i w głowie się nie mieści. Sądząc z niezwykłych okoliczności towarzyszących pisaniu - książka ma jakieś "własne tajemnicze życie". Stąd wierzę, że dotrze do wszystkich, którzy jej potrzebują. Forma rodziła się w trakcie pracy. Na początku spotkałam tylko Helenę, dopiero potem z pomocą Jej czarnego notesu dotarłam do innych. Te spotkania były szokujące. Również miejsca, które odwiedzałam, nie leżą na trasie większości podroży. Dlatego nie mogłam oprzeć się pokusie, żeby nie opisać tych wrażeń wydarzeń i miejsc. Stąd cześć reportażowa. Myślę, że jedna powieść ma ogromny plus. Można śledzić losy poszczególnych członków Rodziny, ale także Całość, Rodziny, która może stanowić ilustrację życia Milionów Rodzin.

Krzysztof Mazowski: Szukanie korzeni jest dziś bardzo modne, ludzie wertują księgi parafialne, szukają starych listów i zdjęć, szukają krewnych, potwierdzenia szlachectwa. Czy Pani książkę można zaliczyć do tego nurtu?

Malina Stahre-Godycka: Szukanie korzeni? Nie. Założeniem nie było szukanie historii przodków. Dziadek latami zerkał na mnie surowo z fotografii, w dzieciństwie dolatywały mnie strzępy opowiadań Babci. I to mi wystarczało. Aż do spotkania z Heleną. Osłupiałam słuchając tego, co mówiła o sobie, ale nie tylko. Ona otworzyła okno na te Czasy. Książka jest "Osobista", ale nie "Prywatna". Zaryzykuję twierdzenie, iż prawie każda polska rodzina może odnaleźć, rozpoznać swój własny wątek w losach tych ludzi. Umacniają mnie w tym przekonaniu listy czytelników.

Krzysztof Mazowski: Co stanowiło impuls do napisania książki?

Malina Stahre-Godycka: Impulsów było wiele, tak jak wiele przyczyn składa się na to, że coś staje się dla człowieka ważne. Takim "zewnętrznym" bodźcem było spotkanie z Heleną. Tym "wewnętrznym" piorunujące wrażenie, jakie wywarła na mnie jej opowieść. Każda następna zasłyszana historia dolewała "oliwy do ognia". Opanował mnie nieopisany wręcz Żal. Żal - z powodu tego gigantycznego cierpienia, o którym usłyszałam. A potem fakt, że bohaterowie patrzyli na życie BEZ GORYCZY obrócił mnie w słup soli.

Krzysztof Mazowski: Jakim wyjściowy materiałem Pani dysponowała, np. pamiętnikiem Ojca? Jak zbierała Pani kolejne materiały - czy używała Pani notatnika, magnetofonu, ufała Pani własnej pamięci, czy chłonęła Pani atmosferę opowiadań swoich rozmówców, czar miejsca i sytuacji? Jak potem sortowała Pani te wszystkie informacje, aby wyszła z tego spójna całość?

Malina Stahre-Godycka: Co do materiałów - jak wyglądały? W Kanadzie pisałam nocami pamiętnik i nie miałam pojęcia, że to jakiś "materiał": Potem zorientowalam sie, ze musze notowac systematycznie. Potem kupilam magnetofon... I tak się zaczęło. Rezultat: notatki, taśmy, listy - parę metrów. Notatki nie były zapiskami z prelekcji "na temat", ale były zapiskami żywych, spontanicznych rozmów, wspomnień, wydarzeń, refleksji - chwytanych na gorąco obserwacji. Dlatego też Wielka Historia, przeplatała się z uwagami o stewardesie aeroflotu czyszczącej widelcem paznokcie. Rozkład dnia na budowie kanale Wołga Moskwa w 1930, kończyły moje wrażenia z wieczoru w Sydney Opera House 1996. Gwałt dziewczyny w Portsheim w 1945 r. i podroż statkiem do Australii - poprzedzał opis mebli w Mińsku ad 1898 i akapit zawierający rozważania o dzieciach , szkole, duszy ,źródle zła i Bogu...

Jak segregowałam notki? To było kilka etapów: przepisanie z taśm, porządkowanie wg tematów, czasów, miejsc, osób .. Osobna fazę stanowiło zrekonstruowanie życiorysów. Każdego z osobna i wszystkich osób razem. Potem pierwsza "pocięta " i rozklejona na ścianie wersja była punktem wyjścia do układania tematyki i chronologii rozdziałów. Ale przede wszystkim ważne było uzupełnienie luk. Szukanie dodatkowych niezbędnych informacji. Informacji takiej jak treść rozkazu Tuchaczewskiego, wartość rubla w 1917 czy reguła francuskiego klasztoru trapistów itp itd .

Zdarzały się też niespodzianki, jak ta z francuskimi rozdziałami Skończyłam je, aż pewnego dnia okazało się, że w Paryżu żyje młodszy kolega Michała. Ma 94 lat i brylantową pamięć. Musiałam pisać od początku. Pamiętnik Michała "pojawił się" dopiero później. Jakby cudem- w momencie, kiedy najmniej się spodziewam i kiedy był mi najbardziej potrzebny.

Krzysztof Mazowski: Odnoszę wrażenie, że wydawnictwo Pax nie bardzo zdawało sobie sprawę, jaki materiał dostało. Czy nie sugerowano Pani dokonania zmian redakcyjnych, skomercjalizowania publikacji, dodanie efektownego tytułu? Skąd zresztą pomysł takiego tytułu?

Malina Stahre-Godycka: - W ostatnim stuleciu mamy do czynienia z ogromnymi katastrofami - pierwsza wojna, druga wojna, rewolucja październikowa, hitleryzm stalinizm i te miliony ludzi, które były postrzegane jako bezkształtna masa bez twarzy w czasach bez twarzy lub może z twarzą Lenina, Stalina czy Hitlera. Tymczasem tych ludzi - którzy - byli podmiotem ich działań utożsamia się właśnie z "masą"... Może ta książka nada twarz tym milionom poprzez moich bohaterów. Bo "nigdy nie rodzi się byle kto..." Mnie się wydaje, że tytuł jest dobry. "Nasuwa refleksje o nas samych" - jak powiedział jeden psycholog w Poznaniu. Refleksje o bliźnich - dodałabym. Ostatnio zauważyłam sformułowania typu "byle kogo nie wezmą" czy tym podobne... Ciekawe, jakie praktyczne konsekwencje wynikałyby z faktu gdybyśmy uwierzyli, że na prawdę nigdy nie rodzi się byle kto? A jeśli jesteśmy stworzeni na "obraz i podobieństwo", to nigdy nie rodzi się byle kto...

Krzysztof Mazowski: Mieszka Pani w Szwecji, w kraju, o którym mówi się, że jest zaściankiem kulturalnym i intelektualnym, w kraju, o którym mówi się żartobliwie, że ludzie mają tu tylko dwie książki - telefoniczną i kucharską. Tu wszystko jest uregulowane, unormowane, bezpieczne, nijakie, dalekie od wszelkiej inspiracji. Atmosfera nie sprzyja tu rozwojowi intelektualnemu.. Czy pisanie stanowi dla Pani formę obrony, sposób na ocalenie samej siebie?

Malina Stahre-Godycka: Teza o Szwecji jako o zaścianku intelektualnym, którą czasem się słyszy, skłania do refleksji nad tylko pozornie łatwymi pytaniami: Co to jest intelektualny zaścianek? Co i kiedy inspiruje człowieka do działań? A może teza jest stereotypem. ".Każdy naród czy plemię wytwarzają stereotypy swoich sąsiadów. Stereotypy- quasi empiryczne generalizacje, które oszczędzając nieustannego wysiłku korygowania pojęć są nieodzowne dla naszego umysłowego bezpieczeństwa "pisze Leszek Kołakowski." Anglia jak" wiemy" pisze dalej " ma reputacje kraju dżdżystego. Reputacja ta nie opiera się na studiach statystyk meteorologicznych, czy to jak pada we Francji to po prostu pada. Ale każdy deszczowy dzień w Anglii daje potwierdzenie stereotypu - to jest kraj dżdżysty. Słoneczny dzień w Anglii jest wtedy logicznie bez znaczenia. Nasze zwykle codzienne myślenie nie daje się uleczyć itp." Abstrahując od dyskusji na temat, czy Szwecja jest, czy nie jest zaściankiem intelektualnym - w pisaniu nie szukam ocalenia przed rzeczywistością w której żyję. Rzeczywistość ta sprzyja mojej pracy.

Krzysztof Mazowski: Bohaterowie Pani książki nie poddają się losowi, mimo, że ten sprowadza na nich iście hiobowe nieszczęścia, ale mimo to się nie poddają, zachowują nawet optymizm, wiarę w przetrwania, choć momentami tracą np. wiarę w Boga, który, choć Wszechmogący, zezwala na takie okropności... Ten wątek opuszczenia ludzi przez Boga przewija się często w literaturze, szczególnie po epoce gułagów i pieców. Jak zachować wiarę w takim świecie w człowieka, jak zachować wiarę w Boga?

Malina Stahre-Godycka: Moim zdaniem zachowanie wiary w Boga zależy od tego jak odczuwamy Go we Własnym Życiu. Jak "sprawuje się" w nim ten "osobisty Bóg". Nie od tego, jaki świat jest wokoło. W książce każdy bohater ma inne nastawienie. Czytelnik może "wybierać" które do niego przemawia i dlaczego. Argument "nie mogę wierzyć w Boga, który dopuścił Syberię/Oświęcim " ma na pewno znaczenie dla niektórych. Do innych przemawia lektura księgi Hioba, która daje radę: ufaj Bogu! Można zawsze zadawać sobie pytanie: jakim cudem Ojciec Kolbe i mu podobni wiarę zachowali. I dlaczego nie zachował jej Józef z książki, który w końcu nawet przeżył, a Kolbe nie. Dla mnie ważne są przede wszystkim własne doświadczenia. Stąd czerpię Nadzieję. Z wiarą w człowieka stworzonego "na obraz i podobieństwo" jest chyba podobnie... Polecam ciekawa książkę na temat wewnętrznego świata przeżyć, którą napisał profesor w Lund i Amsterdamie Antonn Geels. Książka nosi tytuł "Förvandlade ögonblick. Guds uppenbarelse i modern tid ."

Krzysztof Mazowski: Czym zajmuje się Pani zawodowo? Jak wygląda Pani zwykły dzień? Pytam się dlatego, gdyż chciałbym zrozumieć, kiedy zaczyna się coś iskrzyć... kiedy w zakamarkach mózgu powstaje jakaś myśl natrętna, która każe Pani usiąść przy biurku i pisać, albo każe Pani jechać gdzieś daleko i rozmawiać z ludźmi. Dociekać, dochodzić prawdy... Przecież tak łatwo usiąść przed telewizorem, postawić obok siebie coś słodkiego i poddać się... Większość ludzi tak robi. Czy są szczęśliwi to już inna sprawa. Pani jednak postępuje inaczej. Dlaczego?

Malina Stahre-Godycka: Każdy chyba marzy o takiej "iskrze", o której Pan mówi mobilizującej do działań. W moim przypadku świadomość, że chcę pisać i samo zabranie się do tego pisania to były dwie różne sprawy. Stąd pewnie długo trzymałam się "bezpiecznych" zawodów prawnika i ekonomisty... Przyznam, że w międzyczasie nie raz "patrzyłam na TV" z przyjemności z ciekawości, ale z frustracji też... Potem okazało się, że pisanie "na kolanie" nie wystarcza. Książka wymagała coraz więcej pracy i czasu. Zaczęłam pisać "full time". No i od tego czasu - z bijącym sercem - stawiam pierwsze kroki "przy piórze". Staram się podołać obowiązkom agenta książki, o której mówimy (promocje , sprawy filmu,tłumaczenia, książka dla niewidomych, dużo wyjeżdżam itp.) zajmuje to niemało czasu. Ale przede wszystkim pracuję nad następną książką i mam coś napisać dla radia. Odwagi dodają mi listy czytelników, z których wynika że i "Nigdy nie rodzi się byle kto" i książka, którą tłumaczyłam "Życiodajna śmierć" Elisabeth Kubler Ross) - znajduje odzew u ludzi.

Krzysztof Mazowski: Są książki, po przeczytaniu których idę do łazienki, aby umyć ręce. Po przeczytaniu Pani książki człowiek czuje, że się budzi, że chce stać się lepszy, chce żyć świadomie, pamiętać i być czujnym. To, co grozi nam dziś, nie jest może takie namacalne, jak to, co przeżywali Pani bohaterowie, ale może równie groźne. Gdzie będziemy niewolnikami - na budowie kanału gdzieś na Syberii, czy w eleganckim biurowcu z klimatyzacją. Jak dziś nazywa się ten, komu będziemy oddawali cześć, Stalin? On miał po prostu mniej wyrafinowane metody. Dziś żyjemy w skomercjalizowanym świecie, gdzie wszelkie granice są nieostre, w którym światopogląd otrzymuje się za pośrednictwem telewizji. Pani bohaterowie, w każdym razie ci którzy przeżyli, wychodzą ze wszystkich katastrof XX wieku wzmocnieni, mądrzejsi, Czy dziś jednak nie grozi nam o wiele większa katastrofa niż ta, której doświadczyli? Katastrofa zobojętnienia, sprowadzenia życia do biologicznej jedynie egzystencji pozbawionej wyższych wartości?

Malina Stahre-Godycka: Poruszył Pan jedna z centralnych kwestii, jaką jest odpowiedzialność za własne życie, kontrola nad tym co się dzieje. Wiele o tym w książce, bohaterowie mnie zaskakują..."Józef " gość łagrów" przez 13 lat mówi " nie miałem wpływu na to, że mnie zamknęli - ale miałem wpływ na to, co robiłem w tej celi " Może mamy jakiś wpływ na to, co robimy w tym wieżowcu (choćby burzyć się! to zawsze początek.. bo lepiej się burzyć niż wzdrygać ramionami). Może trzeba uczyć się żyć wg chińskiego przysłowia którego sens mniej więcej jest taki :" kiedy nie można poradzić na to, że czarne kruki przelatują nad głowa, można postarać się o to, by nie uwiły sobie gniazda we włosach ""

Krzysztof Mazowski: Oczywiście są jakieś prawdy uniwersalne, które każdy uczciwy i świadomy człowiek powinien starać się przekazywać następnemu pokoleniu. To jakby coś w rodzaju misji. Kiedyś wydawnictwo Pax, które wydało Pani książkę, opublikowało książkę pt. "Życie jako obowiązek". Czy traktuje Pani swoje życie jako obowiązek i m.in. to było powodem napisania książki?

Malina Stahre-Godycka: Pozycji, o której Pan wspomina nie czytałam. Dla mnie Życie jest Darem. Jest misterium. Napisanie książki było Szansą, Wyborem, Zadaniem. Jednym z wielu w życiu. Książka była rezultatem wewnętrznej potrzeby. Wydaje mi się, że "Czerwony Holocaust" powinien skupiać uwagę ludzi w nie mniejszej mierze niż jego "brunatny kuzyn".. A bez zrozumienia tej twarzy Zła łatwo o to, by ludzie znowu ulegli iluzjom. Na myśl, że w szwedzkim rządzie w roku 2002 może pojawić się komunistyczny minister - cierpnie skóra.

Krzysztof Mazowski: Pani rodzina w Mińsku postanawia trwać na miejscu, postanawia zostać, bo są przecież u siebie. Bolszewicy bolszewikami, ale to ich dom... Wierzą jeszcze w możliwość przetrwania, zamknięcia się w czterech ścianach i niedopuszczenia zła do siebie. Gdzie mają iść, są tutejsi. To trochę naiwna wiara, zweryfikowana brutalnie przez historię. Wszyscy mogli przecież próbować wyjechać do Polski, a nie czekać, aż Polska przyjdzie do nich. Przyszła wprawdzie, ale przecież na bardzo krótko. Czy bohaterom Pani książki nie brakowało po prostu instynktu samozachowawczego? Już krótkie doświadczenia z okresu pierwszej okupacji bolszewickiej wskazywały, że nie zanosi się na nic dobrego? Pani przecież wyjechała z Polski, dlaczego?

Malina Stahre-Godycka: Myślę, że sprawa przemieszczania się z jednego miejsca w drugie - to w dużej mierze kwestia generacji do której człowiek należy. Młoda generacja, do której nalezal i Michal i Anton i Julian i .....Malina - inaczej wyobraża sobie Przyszłość Inaczej widzi: Dobrodziejstwa, Ciężary, Ryzyko wyjazdów czy pozostania w miejscu urodzenia i zamieszkania. Może ten sam instynkt, który każe Rodzicom zostawać sprawia, że młodzież wyjeżdża. Ja byłam młoda.

Dziękuję za rozmowę
 

Rozmawiał: Krzysztof Mazowski
Relacje (4/2002)



Książkę można zamawiać u autorki: malina.stahre@bolina.hsb.se
 






Dam Pracę (Värmdö )
Praca (Södertälje)
Praca od zaraz (Uddevalla)
firma sprzątającą poszukuje pracownika od zaraz (Sztokholm)
Dołącz do grona fachowców remontujących łazienki (Täby)
Pracownik återvinningscentral (Sztokholm)
Praca- sprzątanie (Tyresö )
Praca dla operatora koparki (Stockholm)
Więcej





Ugglegränd o jednej z najkrótszych uliczek w Sztokholmie.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Szwecja o smaku lukrecji czyli spotkanie w bibliotece Morenowej.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Kristineberg slott – piękny pałacyk z Kungsholmen.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Firma Sprzątająca
Polka w Szwecji
Moja historia cz.5
Polka w Szwecji
Przygoda z malowaniem
Polka w Szwecji
Nowe szwedzkie słowa 2023 - nyord
Szwecjoblog - blog o Szwecji


Odwiedza nas 6 gości
oraz 0 użytkowników.


nie uczciwi pracodawcy
Szwedzki „wstyd przed lataniem” napędza renesans podróży koleją
Katarzyna Tubylewicz: W Sztokholmie to, gdzie mieszkasz, zaskakująco dużo mówi o tym, kim jesteś
Migracja przemebluje Szwecję. Rosną notowania skrajnej prawicy
Szwedka, która wybrała Szczecin - Zaczęłam odczuwać, że to już nie jest mój kraj
Emigracja dała mi siłę i niezależność myślenia










© Copyright 2000-2024 PoloniaInfoNa górę strony