Odwiedzin 37846446
Dziś 2615
Środa 8 maja 2024

 
 

Słowa w najdroższym języku

 
 

Tekst: Jacek Kubitsky

1/2001
 

Język jest nie tylko środkiem komunikacji, lecz także nieprzebraną skarbnicą pamięci, w której przechowujemy własną historię. Język jest ponadto tym, co porządkuje i organizuje życie wewnętrzne każdego z nas. Rodzaj języka, jego właściwości narzucają użytkownikowi określony sposób postrzegania i rozumienia świata. Wydaje się, że mentalność danego narodu jest - przynajmniej do pewnego stopnia - sprzężona zwrotnie z językiem. Osoba mówiąca danym językiem odciska na nim swoje specyficzne piętno, język zaś wyznacza granice sposobu myślenia, a niekiedy i odczuwania.

Każdy język nieco inaczej nazywa poszczególne czynności, inaczej szufladkuje określone zjawiska i wydarzenia. Każdy język ma - podobnie jak organy - różne rejestry. Człowiek włada językiem, ale i język włada człowiekiem. Modny w Polsce, a w Szwecji np. prawie nie znany pisarz brazylijski Coelho powiedziałby, że każdy język ma swoją "legendę". Herder, urodzony pod Olsztynem niemiecki filozof uczył, że język wyraża ducha narodu, jego Volksgeist.

Od najwcześniejszych lat, a nawet przed przyjściem na świat, jesteśmy pogrążeni w morzu słów. Ta kąpiel słowna umożliwia nam nawiązanie kontaktu rzeczywistością i trafne wyrażanie uczuć. Wiadomo, że już w wieku 18 miesięcy dziecko tworzy dwuwyrazowe wypowiedzi, potem stopniowo wprowadza czasowniki, by w wieku dwóch lat formułować krótkie, lecz poprawne zdania. Sześciolatek zna już od 2500 do 3000 wyrazów, które potrafi bezbłędnie wymówić.

Każde słowo oplecione jest dźwiękiem. "Słowa chodzą w całej gamie kolorów", pisał Wańkowicz, mistrz opowieści reportażowej. I najczęściej zostają w kolorze, w jakim je po raz pierwszy przyswoiliśmy.

Poznanie nowego języka nie tylko poszerza nasz świat zewnętrzny, ale i wewnętrzny. Wyostrza naszą uwagę na wiele spraw, nad którymi nigdy wcześniej się nie zastanawialiśmy. Mówiąc obcym językiem dokonujemy spontanicznych porównań, dostrzegamy odmienne sposoby opisywania rzeczywistości i wyrażania emocji. Nie tylko inaczej mówimy, ale i inaczej się zachowujemy. Ten płodozmian, choć nie pozbawiony ryzyka, wzbogaca nas o nader cenne doświadczenia.

Z nowego języka możemy niekiedy wykrzesać wiele siły, nie tylko umysłowej, lecz i psychicznej. Drugi język może dać nam wolność i szansę uczenia się wszystkiego od nowa, jeszcze raz. Niewykluczone, że takich uczuć doznawał Conrad i Nabokow przechodząc na angielski lub Becket, który po mistrzowsku oscylował między francuskim a angielskim.

W niektórych wypadkach obcy język staje się skuteczną ochroną przed starym, niszczącym obrazem własnego ja, przyśpieszając tym samym zabliźnianie ran przeszłości. Nowe słowa i pojęcia pozwalają nam na korektę niektórych pokładów osobowości ucząc nas, jak uniknąć popadania w te same błędy. Są kobiety, które wymawiając "kocham cię" w wyuczonym języku czują, że właśnie teraz są w stanie kochać po raz pierwszy. Drugi język jest dla nich przystanią, która wycisza echa bolesnych przeżyć.

Rosyjski poeta i noblista z roku 1987, Josif Brodski, który pod koniec życia coraz chętniej wypowiadał się po angielsku, pisał w eseju "Siła żywiołów", że angielski jest dla niego językiem "albo-albo", w którym istota sprawy nie kryje się w gąszczu spraw pobocznych, jak to ma miejsce w języku rosyjskim, lecz pojawia się na początku wypowiedzi. W jego odczuciu angielski unika dygresji i zmusza rozmówcę do większej precyzji w wyrażaniu myśli, kładąc zarazem nacisk na poczuciu odpowiedzialności osobistej. W innym miejscu autor "Śpiewu wahadła" pisze, że język polski w porównaniu z rosyjskim jest bardziej dokładny i odznacza się zdolnością nazywania rzeczy po imieniu, której mu brakuje w rosyjskim. Nie chodzi tu z pewnością o zwykłą kurtuazję, zwłaszcza, że Rosjanin doskonale znał Polski i okazał się wytrawnym tłumaczem m.in. liryki Herberta i Miłosza.

Żyjąc w kraju, w którym ludzie mówią innym językiem, każdego dnia zdajemy egzamin z praktycznej znajomości co najmniej dwóch języków. Tak jest na jawie, kiedy oba języki przeplatają się w naszej głowie, to przekrzykując lub podgryzając się wzajemnie, to przychodząc sobie z pomocą.

Bezwiednie dokonujemy codziennie setki przekładów, poczynając od zdawkowych pozdrowień w windzie, krótkich pogaduszek w pracy, poprzez wiadomości telewizyjne, a skończywszy na zawiłych zwrotach recenzentów teatralnych lub komentatorów politycznych. Zestresowani szukamy w popłochu polskich odpowiedników, ślizgamy się po powierzchni tematów, albo silimy się na oryginalne sformułowania, które niejednokrotnie wywołują konsternację lub zabawne qui pro quo. Jednocześnie na próżno staramy się unikać błędów, które nas prześladują od lat i zabiegamy o to, aby nasza wymowa nie była rażąco obca. Denerwujemy się, gdy urzędniczka - mimo naszych łamańców stylistycznych - nadal nie może pojąć, o co nam chodzi. Głowa pęka, przed oczami zaczynają nam biegać czerwone płatki, kiedy tłumaczymy coś ze szwedzkiego na szwedzki (lub z hiszpańskiego na hiszpański).

Martwią nas zdrady wobec własnych myśli, dręczy nas podejrzenie, że wypowiedziane słowa są płaskie, że odbiegają od pierwszych intencji. Rozpaczamy, kiedy z dowcipu, który miał być piruetem lingwistycznym, wychodzą żałosne nici. Albo jesteśmy przybici, że rozmówca nie dostrzega wypowiedzi, która nas tyle kosztowała, że uroniliśmy coś z kolorytu lub nastrojowości oryginału. No bo jak powiedzieć nie wertując po słownikach: "warkocz rozczulał jej plecy" lub "jesień wyzłaca park". Często i słownik psu na budę się nie zda. Ile energii i wysiłku kosztują nas te bolesne improwizacje, te natrętne sprawdziany z gramatyki i znajomości słówek. Zżymamy się pytając niecierpliwie, kiedy człowiek będzie wreszcie mówił jak "ludzie"?

Lecz po nocach, kiedy cisza i mrok zalega dom, kiedy komputery, komórki i internety już od dawna usnęły z wyczerpania, kiedy możemy cisnąć w kąt słowniki, zapomnieć o czasownikach nieregularnych i pokrętnym szyku zdań, wracamy we snach do języka dzieciństwa, źródła naszych wszystkich języków, gdzie wzruszenie zlewa się ze słowem, gdzie każdy wyraz iskrzy się od niekłamanych prostych treści. Lecimy więc jak wierny bocian do pierwszego gniazda, szybujemy nad polami i zagrodami, wypatrując z utęsknieniem ciepłych jeszcze śladów, sylwetek żywych i cieni umarłych. Przysiadamy ostrożnie na znajomym dachu i chciwie łowimy słowa w najdroższym języku. Te nocne wyprawy są pokarmem, którego nic nie jest w stanie zastąpić. I tak trwamy, dopóki świt nie wyrwie nas z dobrego snu...
 

Jacek Kubitsky
Relacje (1/2001)



Jacek Kubitsky jest psychoanalitykiem wykształconym w Norwegii, absolwentem Uniwersytetu Sztokholmskiego. Mieszka w Szwecji od ponad 30 lat. Autor m.in. "Szwecji od środka", dużego słownika szwedzko-polskiego i polsko-szwedzkiego oraz przekładów.
 






Plytkarz (solna)
Firma sprzatajaca w Staffanstorp (Staffanstorp)
RomDrex Bygg AB zatrudni pracownikow (Albyberg/ Stockholm)
Sprzątanie (Norsnorg)
Poszukiwany stolarz budowlany (Linköping)
Lakiernik (Malmö)
Praca po 17 (Skogås )
Praca na stanowisku recepcjonisty/ki (Sztokholm )
Więcej





8 najładniejszych miejsc z drzewami wiśniowymi w Sztokholmie.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Wielkanocna wyprawa do wschodniej Albanii.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Ugglegränd o jednej z najkrótszych uliczek w Sztokholmie.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Firma Sprzątająca
Polka w Szwecji
Moja historia cz.5
Polka w Szwecji
Przygoda z malowaniem
Polka w Szwecji
Nowe szwedzkie słowa 2023 - nyord
Szwecjoblog - blog o Szwecji


Odwiedza nas 42 gości
oraz 2 użytkowników.


Szwecja gospodarzem Eurowizji 2024.
Dzis palạ koran w Skärholmen
Moze nastepny pomnik glupoty ?
Szwedzki „wstyd przed lataniem” napędza renesans podróży koleją
Katarzyna Tubylewicz: W Sztokholmie to, gdzie mieszkasz, zaskakująco dużo mówi o tym, kim jesteś
Migracja przemebluje Szwecję. Rosną notowania skrajnej prawicy
Szwedka, która wybrała Szczecin - Zaczęłam odczuwać, że to już nie jest mój kraj
Emigracja dała mi siłę i niezależność myślenia










© Copyright 2000-2024 PoloniaInfoNa górę strony