Odwiedzin 37780203
Dziś 526
Piątek 19 kwietnia 2024

 
 

Jestem wydawcą nałogowym - wywiad z Adamem Brombergiem

 
 

Rozmawiał: Filip Istner

7/2001
 

Filip Istner: Witam Pana Adama Bromberga. Nasza znajomość trwa wiele lat i teraz mam miłą okazję przedstawić Twoją działalność w okresie poprzednim, przed przyjazdem do Szwecji. Opowiedz o sobie jako o wydawcy w Polsce.

Adam Bromberg: Jestem, można powie-dzieć wydawcą nałogowym. Zacząłem pracować w księgarni mając 18 lat, a więc wśród książek spędziłem przeszło pięćdziesiąt lat, w różnych okolicznościach. Ta pasja przez całe życie trzymała mnie mocno w garści. Właściwie nigdy innego zawodu nie miałem jak tylko wydawanie albo sprzedawanie książek. W Polsce międzywojennej pracowałem w wydawnictwie Hoesicka - ukazywały się tam głównie pozycje literatury pięknej i prawniczej. Zaraz po wojnie byłem po kolei kierownikiem różnych wydawnictw, a w ostatnich 12 latach dyrektorem Państwowego Wydawnictwa Naukowego. Ale moją największą radość stanowi wspomnienie o tym, że było mi dane inicjować i współpracować potem przy powstaniu dwóch dzieł, o których profesor Tadeusz Kotarbiński powiedział, że są największym w historii polskiej kultury dziełem zbiorowym inteligencji polskiej. Było mi dane pracować przy wydaniu dwunastotomowej encyklopedii, której objętość, przy niewielkiej czcionce, odpowiada wielkim encyklopediom zachodnim. Drugie wydawnictwo to Biblioteka Klasyków Filozofii. Z ogromną radością wspominam wszystkie spotkania z jej autorami i redaktorami.

FI: Jeśli chodzi o wydawanie dzieł filozoficznych to odrobiłeś zaległości całych wieków, gdyż w polskim wydawnictwie ukazały się dzieła filozofów i uczonych, których nie publikowały w okresie powojennym wielkie kraje o rozwiniętym rynku wydawniczym. Polska może z całym uzasadnieniem szczycić się tymi dziełami. Może powiesz o kilku z nich, które utkwiły Ci w pamięci.

AB: Nasza Biblioteka Klasyków Filozofii była ograniczona do tzw. filozofów idealistycznych, ponieważ filozofów marksistowskich wydawała "Książka i Wiedza". Trudno wymienić wszystkich autorów i wszystkie dzieła. Biblioteka Klasyków Filozofii, kiedy ją opuściłem, liczyła już przeszło sto dwadzieścia tomów. Była dziełem zbiorowym tłumaczy, autorów przedmów, komentarzy - najwybitniejszych filozofów polskich. Szczególnie wielki wkład miała Irena Krońska, której niezapomnianą zasługą jest to, że biblioteka była wydawana w tak wspaniałej postaci.

FI: A "Tygras", jej mąż, nie brał udziału w tych pracach?

AB: Oczywiście, brał jako autor przedmów. Niestety zmarł wcześnie, ale ma swój wielki wkład także w opracowywaniu tekstów. To, co powiedziałeś jest słuszne. Bibliotekę Klasyków Filozofii można porównać jedynie z francuską Pleiade zrodzoną z tradycji Wielkiej Encyklopedii wydanej przed rewolucją 1789 roku. Niestety, różni się dzisiaj ta Biblioteka Klasyków tym od zamierzonego dzieła, że jej tomów nie można obecnie dostać. W roku 1968 zniszczono cały nakład i, o ile wiem, nie wznawia się jej.

FI: Coś w rodzaju rewolucji kulturalnej można powiedzieć...

AB: Chińskiej, tak! To jest rzecz, nad którą niesłychanie boleję. Oczywiście boleję również nad zniesławieniem i zepsuciem Encyklopedii, gdzie można mówić o nadużyciu zaufania czytelników i wyraźnym oszustwie wobec subskrybentów, którzy dostali - poczynając od ósmego tomu - encyklopedię odmienną od tej, jaką zamówili, a której zakłamanie można porównać tylko z encyklopedią sowiecką. Za siedem tomów wydanych przeze mnie ręczę razem ze wszystkimi współpracownikami. My nie kłamaliśmy. Oczywiście, były pewne przemilczenia i, np. nie ma hasła "Katyń", bo nie mogliśmy wywalczyć rozsądnego sformułowania tego hasła. Nie ma również wielu innych haseł, które chciałoby się mieć. Niektóre sformułowania są dzisiaj trudne do przyjęcia, ale z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że pierwszych siedem tomów, dzięki stuosobowemu zespołowi i entuzjastom encyklopedii, to najlepsza encyklopedia tzw. obozu, jeśli chodzi o prawdę. Ostatnie tomy były już zupełnie inne. Encyklopedia zaczęła wychodzić w 1959 roku. Dopiero w październiku 1956 roku Gomułka dał się przekonać do nie przeszkadzania w jej wydawaniu. Przeszkody, jakie trzeba było pokonywać nie zmieszczą się w tej krótkiej relacji.

FI: Chciałbym poprosić Cię o przejście do drugiego okresu w Twoim życiu. Niewątpliwie zasadniczym przełomem było opusz-czenie przez Ciebie Polski i pobyt na emigracji. Rzeczą zdu-miewającą, moim zdaniem, są Twoje osiągnięcia w dziedzinie, tak trudnej dla obcokrajowca, który całkowicie nie zna języka szwedzkiego - wejścia po pewnym czasie do czołówki szwedzkich wydawców. Warto o tym obszerniej opowiedzieć.

AB: Prawdę mówiąc, kiedy przyjechaliśmy do Szwecji, nikt z nas nigdy nie marzył o tym, żeby kiedykolwiek możliwe było stworzenie wydawnictwa. Zawdzięczamy to zbiegowi rozmaitych prywatnych okoliczności. Moja córka była zachwycona moim zawodem i postanowiła pracować w wydawnictwie. Skończyła studia z wyraźnym ukierunkowaniem na pracę w wydawnictwie, praktykowała w zagranicznych wydawnictwach - rok w Anglii, rok we Francji. Była znakomicie przygotowana do wykonywania tego zawodu. Kiedy jednak próbowała po zakończeniu studiów znaleźć pracę w różnych wydawnictwach zawsze spotykała się z odmową. Trudno było jakiemukolwiek wydawcy uwierzyć, że dzięki wyjątkowemu talentowi, zdolnościom językowym, udało się jej opanować nie tylko język szwedzki, ale również wejść bardzo głęboko w źródła szwedzkiej kultury. Ja jeszcze dzisiaj, przykro o tym mówić, nie potrafię ocenić piękna prozy czy poezji szwedzkiej, ale potrafi to moja córka, która rzeczywiście ma wyjątkowe możliwości, również ze względów osobistych, wrośnięcia w kulturę szwedzką.

FI: Tutaj pozwolę sobie na małą dygresję. Widocznie skromność nie pozwala Ci powiedzieć, że przed kilkoma laty córka została "kobietą roku" w Szwecji i nie było chyba ani pisma, ani gazety, które nie rozpisywałyby się o niej i nie zamieściły jej fotografii.

AB: Bardzo dziękuję za to uzupełnienie i tu jest właśnie odpo-wiedź na Twoje pytanie. To chęć pomocy córce spowodowała, że wdałem się z nią w tę na początku, jak nam się wydawało, niebezpieczną awanturę. Udało się nam pożyczyć trochę pieniędzy i starczyło ich na wydanie jednej książki. Gdyby ta jedna książka się nie sprzedała, nie byłoby wydawnictwa. Pozostałyby tylko długi do spłacenia. Ale na szczęście sprzedała się. Sprzedało się też kilka następnych, a w dwa lata po powstaniu wydawnictwa wydaliśmy Singera. Nasz autor otrzymał Nagrodę Nobla, a w dwa lata później, w osiemdziesiątym roku-Miłosz, którego też wydawaliśmy. I to spowodowało popularność naszego wydawnictwa. Istnieją wielkie, zasłużone wydawnictwa szwedzkie, które nigdy nie wydały autora, który otrzymał Nagrodę Nobla. Oczywiście można to wytłumaczyć pewną specyfiką naszego wydawnictwa... Zarówno Singer jak i Miłosz związani są z polską tematyką i dlatego nasze zainteresowanie tymi autorami było zrozumiałe. No i udało się!

FI: Właściwie, jak to się stało, jak to się udało, że na rok czy dwa przed otrzymaniem Nagrody Nobla ich książki były już w witrynach księgarń szwedzkich?

AB: Bardzo nie lubię kiedy dziennikarze pytają mnie, jak to jest, że ja mam nosa do pisarzy, którzy otrzymują Nobla. To jest absolutny przypadek. My absolutnie nie wiedzieliśmy, nie mogliśmy wiedzieć... ale chcieliśmy wydawać Singera, dlatego że są to książki, które nam się podobały i które są związane z Polską. Zapewni-liśmy jego książkom staranną redakcję, zaprzyjaźniliśmy się z nim. W wielokrotnych rozmowach z Singerem wiele trzeba było zmieniać w polskich realiach. On absolutnie nie dbał o wierność w odtwarzaniu topografii Warszawy, czy innych miejsc. Mie-szał nazwy, inaczej nazywał wsie... Staraliśmy się poprawić to w wydaniach szwedzkich.

FI: A jak było z wydawaniem Miłosza?

AB: Zawsze byłem jego wielbicielem. Lubiłem jego wiersze, a zwłaszcza eseje, bo eseje zawsze przemawiają do mnie bardziej niż poezja. Weszliśmy z nim w kontakt wtedy, kiedy jego nazwisko było absolutnie nieznane w Szwecji. Nie miał ani jednej wydanej książki, ani jednego wiersza wydrukowanego w gazecie. Nikt się nim nie interesował. Znalazł się na naszej liście, kiedy po raz pierwszy, w roku 1976, układaliśmy z moją córką plan, jakich autorów powinniśmy wydawać. I oczywiście Miłosz znalazł się w pierwszej dziesiątce. Potem to już poszło rozmaicie. Nie można powiedzieć, że nasze wydawnictwo to wielki, nieprzerwany suk-ces finansowy. Mieliśmy lata bardzo dobre, mieliśmy też gorsze. Czasami przychodziło walczyć z trudnościami finansowym, ale ogromną satysfakcję dawała mi praca z córką, która uzupełniała właśnie to, czego ja nie miałem: znajomość języka i kultury, wrośnięcie w kulturę szwedzką.

FI: Opowiadałeś anegdotę, która utkwiła mi w pamięci, o spotkaniu z Bergmanem, znakomitym reżyserem, o którym Singer nigdy nie słyszał, a któremu na tym spotkaniu bardzo zależało... Może to były jakieś jego kompleksy z okresu kiedy był w Niemczech... Był taki okres w życiu Bergmana... Chciałbym Cię poprosić abyś opowiedział o tej historii.

AB: Bergman jest wielkim entuzjastą Singera. Nazywa go naj-większym gawędziarzem naszych czasów. Dał temu wyraz również w liście do nas. Spotkanie Bergmana z Singerem, które zorganizowaliśmy, trwało cztery godziny. Singer nie w pełni doceniał wówczas znaczenie znakomitego reżysera, chociaż widział jego "Sceny z życia małżeńskiego" w telewizji amerykańskiej. Coś tam o nim wiedział, ale nie miał wyobrażenia jak ciekawa będzie ich rozmowa. Cztery godziny obaj panowie jak to się mówi "jedli sobie z dzióbka", pochlebiali sobie nawzajem, a jeśli ktoś z Czytelników widział film "Fanny i Aleksander", to musi sobie przypomnieć, że w całej wstawce o Żydach, poczynając od mistycyzmu ży-dowskiego, a kończąc na problemach arabsko-żydowskich, ale przede wszystkim w atmosferze mistycyzmu w filmie Bergmana czuje się wyraźny wpływ Singera. I to właśnie powiedział wtedy Singerowi, że pragnie oddać sprawiedliwość jego wspaniałym gawędom, które nauczyły go żydowskiego folkloru i żydowskiego sposobu myślenia, i żydowskiej filozofii... Jak on to nazywa - optymizmu najbardziej pesymistycznego narodu, jakim są Żydzi. Tak więc przyjaźń między nimi zawiązała się w czasie tej długiej rozmowy i od tego czasu Bergman i Singer korespondują ze sobą, posyłają sobie rozmaite informacje o swojej twórczości... Warto powiedzieć, że Bergman w liście do nas pisze o Singerze: "Maestro", pisze też, że jest on najwybitniejszym współczesnym mistrzem opowiadania i tworzenia wyraźnych dla widza obrazów z kilku bardzo prostych "rysów węglem", jak on to mówi.

FI: Jeśli pozwolisz, chciałbym na zakończenie poprosić, abyś opowiedział, które z wydanych przez Ciebie w Szwecji pozycji szczególnie cenisz i co w najbliższej przyszłości czytelnik szwedzki przeczyta?

AB: Prowadzimy wraz z córką wydawnictwo, według najtrudniejszej zasady, jaką można w wydawnictwie przyjąć, to znaczy zasady wydawania tylko książek o dużej wartości literackiej. Przynajmniej taka musi być nasza ocena w momencie, kiedy podejmujemy decyzję. Dotychczas wydaliśmy 300 książek i duży ich odsetek - trzydziestu autorów - jest co roku na liście kandydatów do Nagrody Nobla. To nie znaczy, że oni tę nagrodę kiedyś w życiu dostaną.

FI: Dziesięć procent...

AB: To nie znaczy, że ją dostaną, ale chodzi o to, że mamy ambicję żeby utrzymać jak największe wymagania co do literackiej wartości dzieła. I dlatego w naszym wydawnictwie najbardziej chlubimy się zarówno szwedzkimi jak i zagranicznymi autorami, którzy należą do czołówki światowej. Autorem szwedzkim, którego bardzo cenię, jest Per Gunnar Evander. Również w języku polskim są wydane trzy jego książki... Dalej - Heidi von Born, Cor-delia Edvardson, której książka "Sparzone dziecko ciągnie do ognia" stanowi dzisiaj wielki sukces międzynarodowy. Ukazała się we wszystkich językach, a w Niemczech osiągnęła nieprawdopodobny nakład 250 tys. egzemplarzy. To są szwedzcy pisarze, ale chlubimy się nie tylko Singerem i Miłoszem jako naszymi autorami, lecz także taką czołówką światowej literatury Jak Danilo Kiś z Jugosławii, Ivan Klima z Czechosłowacji, jak Anthony Burgess, Bruce Chatwin, Iris Murdoch, Susan Sontag z literatury an-gielskiej i amerykańskiej. Nie chcę tutaj wpadać w zachwyt nad samym sobą. Zdarzają się tzw. niewypały, zarówno ekonomiczne, jak również, trzeba przyznać, niewypały literackie. Ale trudno! Wybór dzieł do wydania jest wyborem bardzo subiektywnym. Nie ma absolutnie żadnego obiektywnego kryterium, na szczęście może, ani oceny wartości książki, ani oceny możliwości jej sprzedania. Chcemy, żeby Czytelnik widząc naszą firmę na książce wie-dział, że to nie zawsze będzie pozycja łatwa do czytania, ale zawsze książka, która pozostanie na półce jako wartościowa literatura.

FI: Wypada mi jak najserdeczniej podziękować i wyrazić żal, że ta taśma nagrana jest "do druku", a nie dla radia. Dlatego, że zatracają się walory swobodnej, bardzo żywej, pełnej temperamentu wypowiedzi. - Bardzo dziękuję za rozmowę.

AB: Ja również dziękuję.

Tekst autoryzowany. Wywiad dla Relacji przeprowadzony 19 września 1988 roku.
 

Rozmawiał: Filip Istner
Relacje (7/2001)


 









Brukarstwo (Täby)
Praca dla ogólno budowlańca (Skåne)
BLACHARZ, LAKIERNIK (SKOGAS)
mechanik samochodowy (SKOGAS)
Firma sprzątająca (Helsingborg)
Firma sprzątająca (Malmö,Lund, Ystad, Sjöbo i okolice)
Brukarzy, Pracy ziemne (UPPSALA)
Firma sprzatajaca (Åkersberga)
Więcej





Szwecja o smaku lukrecji czyli spotkanie w bibliotece Morenowej.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Kristineberg slott – piękny pałacyk z Kungsholmen.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Firma Sprzątająca
Polka w Szwecji
Muzeum tramwajów w Malmköping.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Moja historia cz.5
Polka w Szwecji
Przygoda z malowaniem
Polka w Szwecji
Nowe szwedzkie słowa 2023 - nyord
Szwecjoblog - blog o Szwecji


Odwiedza nas 4 gości
oraz 0 użytkowników.


TEMU
Szwedzki „wstyd przed lataniem” napędza renesans podróży koleją
Katarzyna Tubylewicz: W Sztokholmie to, gdzie mieszkasz, zaskakująco dużo mówi o tym, kim jesteś
Migracja przemebluje Szwecję. Rosną notowania skrajnej prawicy
Szwedka, która wybrała Szczecin - Zaczęłam odczuwać, że to już nie jest mój kraj
Emigracja dała mi siłę i niezależność myślenia










© Copyright 2000-2024 PoloniaInfoNa górę strony