Odwiedzin 37780257
Dziś 580
Piątek 19 kwietnia 2024

 
 

Kto zcałuje z Twych oczu łez ślad - rozmowa z Marią Sobocińską

 
 

Tekst: Krystyna Stochla

3/2002
 

Panią Marię Sobocińską przedstawiliśmy czytelnikom Relacji, kiedy przed rokiem w ambasadzie RP w Sztokholmie awansowała na stopień majora (kwiecień 2001 “Cześć majorowi”). W numerze październikowym 2001 prze okazji książki “Zawołać po imieniu” dowiedzieliśmy się, że pani major pochodzi z rodziny, w której z pokolenia na pokolenia dzielne kobiety brały los w swoje ręce, zmagając się z wielkimi trudami i przeciwnościami.

Tak też było z 19-letnią Marylką, kiedy wybuchła wojna i seminarium nauczycielskie w rodzinnym Lipnie stało się silnym ośrodkiem konspiracji - było oczywiste jaką wybierze drogę.

Jest żołnierzem AK, ale teraz mówi, że gdyby akurat formowało się na jej terenie inne wojsko - też by wstąpiła:

“Najważniejsza była walka z wrogiem ojczyzny, a nie uwarunkowania polityczne. Nikt z nas młodych nie miał wtedy właściwego rozeznania.”

Krystyna Stochla: Jakie pełniła Pani funkcje w czasie II wojny?

Maria Sobocińska: Byłam kurierem Komendy Okręgu Pomorze do Komendy Głównej w Warszawie. Uczestniczyłam w “Akcji N”. Byłam też Komendantką Wojskowej Służby Kobiet obwodu Lipno, później Komendantką Inspektoratu Włocławek.

KS: Za tą lakoniczną odpowiedzią kryją się wszakże setki akcji, ciągła gotowość do poświęceń, nieustanne narażanie życia. Z książki prof. Elżbiety Zawackiej “Szkice dziejów wojskowej Służby Kobiet”, a także ze “Słownika biograficznego Ziemi Dobrzyńskiej” Mirosława Krajewskiego dowiadujemy się, że “Maria Sobocińska ps. “Ryśka” - piękna, rzutka, inteligentna, znająca język niemiecki, pracowała w niemieckim Urzędzie Ziemskim w Lipnie, co ułatwiało jej dojazdy do Włocławka i Torunia, dzięki czemu mogła dodatkowo pełnić funkcję kurierki dla kierowniczki Refetatu WSK w Sztabie Komendy Okręgu. Wyrabiała dokumenty osobiste i zaświadczenia pracy, posługując się niemieckimi drukami i pieczątkami, do których miała dostęp”.

MS: Od kwietnia 1940 r. należałam do Związku Walki Zbrojnej na terenie powiatu lipnowskiego, gdzie przyjęłam na siebie obowiązki oficera do zadań specjalnych. Organizowałam służbę zdrowia, służbę łączności i współdziałałam w akcjach wywiadowyczych oraz “Akcji N” prowadzonej przez Jana Nowaka-Jeziorańskiego.

KS: Nie wszyscy wiemy na czym ta akcja polegała?

MS: To było wydawanie gazetek dezinformacyjnych, dezorganizujących Niemców. Pisze o tym Jeziorański w “Kurierze z Warszawy”.

KS: W słowniku biograficznym czytamy dalej: “Była organizatorką Wojskowej Służby Kobiet w pow. lipnowskim. Pełniła także funkcję kurierki dla kierowniczki WSK w sztabie komendy Okręgu AK Pomorze, Krzeszowskiej. Razem z Marią Raszówną, pseudonim “Myszka” kierowała sprawami WSK w Inspektoracie AK Włocławek i była zastępczynią M. Raszówny. Do inspektoratu tego, oprócz Obwodu Lipno, należały obwody Włocławek i Nieszawa.

W październiku 1942 r. została mianowana komendantką WSK przy komendzie Okręgu AK Pomorze. pełniąc jednocześnie funkcję komendantki Obwodu WSK Nieszawa, Włocławek, Rypin i częściowo Brodnica. W ramach działalności konspiracyjnej współdziałała w ukrywaniu i pomocy materialnej dla zbiegłych z niewoli jeńców an-gielskich, radzieckich i Polaków ściganych przez Gestapo. W grudniu 1942 r. była współorganizatorką wysadzenia pociągu z materiałami wojennymi zdążającymi na front wschodni na linii Koziołek-Sierpc. Podczas tej akcji zniszczeniu uległo część materiału.

W 1943 r. uczestniczyła w akcji uwolnienia z więzienia w Toruniu oficera AK do zadań specjalnych, Witkowskiego, pseudonim “Żbik” oraz trzech innych kolegów. Ucie-czka ta udała się, mimo pościgu Gestapo. Po aresztowaniu Zbigniewa Klubińskiego brała udział w odbudowie władz konspiracyjnej komendy Obwodu AK Lipno, kryptonim “Postój”. Pomocy udzielał jej w tym Pietkiewicz, pseudonim “Wiktor”.

MS: I tu chcę podkreślić ogromną rolę Wojskowej Służby Kobiet, jakże często pomijaną lub umniejszaną!

KS: “Mała kobietko czy wiesz”, że w każdej chwili mogła Pani stracić życie lub wpaść w łapy Gestapo?

MS: Wpadłam dopiero w 1945 roku w łapy UB. Po pierwszej wpadce “w kotle” w Toruniu zostałam zwolniona i pojechałam do Warszawy. Tam spotkałam “Żbika”.

KS: Kto to był “Żbik”?

MS: To kolejarz Staś Witkowski. Wyrobił mi papiery do ucieczki na Zachód za Janem Nowakiem Jeziorańskim. Gdybym go posłuchała i wyjechała, to uniknąłabym drugiej wpadki i więzie-nia. “Żbik”mieszka do dziś w Kanadzie, a w “Akcji N” pełnił dużą rolę. Jest bardzo ważną, utytułowaną personą, naprawdę to: Dr S.J. hrabia Poray-Tucholski.

KS: A jak to było z tym “kotłem”.

MS: W sierpniu 1945 roku UB odnalazło na kwaterze w Toruniu przy ul. Warszawskiej 8 archiwum Sztabu Pomorskiego AK, także broń, maszyny do pisania i wiele innych niezbitych dowodów dalszej konspiracji. Wpadł też kurier wiozący z Londynu listę awansów i odznaczeń. W sumie aresztowano około 40 osób, w tym mnie z 6-osobówą grupą sztabu AK, obwód Lipno. Z dokumentów wynikało, że jestestem niezwykle aktywna i dobrze zorganizowana, więc awansowałam na porucznika. Byłam też na liście odznaczeń. Przyznano mi Srebrny Krzyż Zasługi z Mieczami.

KS: Dla UB materiał bardzo obciążający...

MS: Toteż przyznano mi rolę głównej oskarżonej i prokurator mjr. Sikorski zarządał dla mnie kary śmierci. Sąd jednak wziął pod uwagę moje wcześniejsze zasługi okupacyjne, poświadczone przez dokumentację skonfiskowaną w archiwum AK i skończyło się na 6 latach pozbawienia wolności oraz utracie praw obywatelskich i publi-cznych. Wszystkie moje stopnie wojskowe i odznaczenia zostały automatycznie unieważnione. Bardzo się cieszę, że przeżyłam radość odzyskania ich i kolejne awanse.

KS: Może porozmawiamy o procesie. Czy miała Pani obrońcę?

MS: Nie miałam, nie było czasu, ani możliwości na kontakt z rodziną, a z urzędu przydzielono mi obrońcę w mundurze UB. To był sąd WSO w Poznaniu na sesji wyjazdowej w Inowrocławiu. Skład sędziowski był bardzo umundurowany - 3 sędziów, prokurator, 2 ławników, a na sali, na tym jawnym procesie same mundury UB. To byli studenci prawa ze szkoły Duracza i na naszym przykładzie mieli uczyć się, jak prowadzić później procesy Akowców. Jeden z tych umundurowanych obrońców podszedł do moich trzech współtowarzyszy, drugi do pozostałych trzech, a do mnie nikt. A tu już dzwonek! Więc przechyliłam się przez stół i wołam: jak ja mam się bronić? A on: Ty? Ty nie musisz, ty masz... - i tu przejechał kantem dłoni po szyi. Skoro tak, pomyślałam - to przynajmniej z godnością! Wzięłam na siebie całą winę, nie wypierałam się niczego, powiedziałam, że jestem dumna z mojej służby dla Ojczyzny w AK. Ale kiedy po procesie wracaliśmy “pod celę”, zauważyłam, że strażnicy stali się trochę łagodniejsi i jakby uprzejmi. Oni też byli spędzeni na proces i sami zobaczyli jacy z nas “bandyci”. Moich 5 współtowarzyszy dostało poniżej 5 lat, ja najwięcej, bo 6 lat, ale razem z nami było sądzonych trzech innych “bandytów”, czyli żołnierzy AK i oni dostali niestety, karę śmierci.

KS: Czy pamięta Pani ich nazwiska?

MS: Byli to Władysław Raczyński “Grom”, Bolesław Kobus - 22 lata i Konrad Krzyżelewski 23 lata.

KS: Czy była możliwość nawiązania z nimi jakiegoś kontaktu w więzieniu w czasie śledztwa?

MS: W tym koszmarze los był dla mnie łaskawy, bo oprócz mnie w celi były Oleńka Sokołowska, z którą do dziś łączy mnie gorąca przyjaźń i Wanda Ostoja-Ostaszewska, która niestety już nie żyje. To ważne mieć przy sobie kogoś bliskiego w czasie koszmaru śledztwa. I razem modliłyśmy się o cud, by tych trzech Bierut ułaskawił. Posyłałyśmy im grypsy na skrawkach szarego papieru z paczek. Oni również grypsowali do nas i bardzośmy się zaprzyjaźnili. Naszym łącznikiem był Chlebuś - kalifaktor, krążący po korytarzach. Czasem, gdy było możliwe “Grom” śpiewał pięknym, dzwięcznym głosem:

“dobranoc dobranoc, tu skazaniec śpiewa ci dobranoc, dobranoc, o wolności złotej śnj...”

była też inna, ułożona przez “Groma” pieśń, której nie pamiętam, ale której motto jest ze mną przez całe życie:

“kto zcałuje z Twych oczu łez ślad...”

KS: A czasy i okoliczności były takie, że i łez brakło...

MS: I słyszałyśmy huk wystrzałów, gdy w ogrodzie pod murem wykonano egzekucję. A grudki ziemi lepkie od krwi po egzekucji udało nam się zdobyć i przechować jako relikwie.

KS: Czy cały wyrok odsiedziała Pani w jednym więzieniu?

MS: Nie, zaliczyłam ich kilka. Pierwszy raz był to areszt w Toruniu, potem znów areszt w Toruniu, część śledztwa w Bydgoszczy, a stamtąd z powodu epidemii tyfusu przewieziono nas do Inowrocławia. Z Inowrocławia trafiłam do Fordonu i tam już zostałam do końca. Przez cały czas były ze mną Oleńka i Wanda - dziewczyny z mojej organizacji, ale miały osobne procesy i mniejsze wyroki. Oleńka po wyjściu z więzienia nawiązała kontakt z moimi rodzicami i zastępowała im córkę...

KS: Czy byłyście tylko we trzy w celi?

MS: O nie, na 4 m kw. było nas dwanaście! Różne charaktery, środowiska, temperatemty. Jak łatwo się w takich warunkach zatracić, zaprzedać złu. Bo więzieniem rządzi zło i przemoc, ale jest też możliwość przyjrzenia się sobie i lepszego poznania samej siebie. I jakże inne z czasem obowiązują kryteria i jakie rodzą się zażyłości oraz solidarność. Do naszej celi wrzucono kiedyś zbrodniarkę - wykonawczynię wyjątkowo strasznego mordu. Bałam się jej i z przerażeniem słuchałam jej pełnych nienawiści pogróżek wyrzucanych gdzieś w przestrzeń, a z czasem stała się dla mnie współtowarzyszką niedoli. Osobną sprawą były paczki, też skru-pulatnie dzielone na 12 części...

KS: Często przychodziły?

MS: To było precyzyjnie określone regulaminem. Raz w miesiącu 2 kg na osobę, z określoną zawartością. Problem w tym, że nie do wszystkich przychodziły. Kiedyś dostałam paczkę od stryja, pieczołowicie, pięknie zapakowaną, Otwieram, a tu ciasteczna od Bliklego!

KS: Blikle w więzieniu, co za wykwint!

MS: Zwłaszcza, że najbardziej oczekiwana była cebula, czosnek i tłuszcz...

KS: A co ze zbrodniarką?

MS: Kiedyś jechałyśmy pociągiem z moją “paczką” i rozmawiałyśmy głośno, że po wojnie chcę studiować. W prze-dziale siedział oficer i przysłuchiwał się tej rozmowie. A w jakiś czas potem okazało się, że jest inspektorem służb więziennych. Rozpoznał mnie wśród więźniarek, zapoznał się z moimi aktami i wezwał na rozmowę. Był mi życzliwy, przysłał potem podręcznik prawniczy z pieczęcią cenzury, bo najłatwiej wtedy można było studiować prawo. Dzięki temu, w więziennym światku zyskałam miano osoby biegłej w prawniczych zawiłościach. Ta zbrodniarka była równocześnie zbolałą matką. Kiedy dowiedziała się, że jej dzieci są głodne i brudne i przepędzane precz jako dzieci zbrod-niarki, błagała o możliwość wyjścia i zaopiekowania się nimi. I ja, w oparciu o tę książkę i znajomość paragfafów, napisałam jej właściwe podanie. Rozumiałam jej ból.

KS: Zniknęły uprzedzenia?

MS: To moje największe zwycięstwo: wyrzucić nienawiść, która potem mogłaby zatruć życie moje i bliskich. Po tym wszystkim nie szukałam moich oprawców, lecz wybawicieli, by im podziękować. Najważnieszą postacią jest tu dr Czesław Zagórski.

KS: Czy był współwięźniem?

MS: Nie, był lekarzem więziennym w Inowrocławiu, mieszkającym w mieście. Aby nawiązać rozmowę upozorował badanie ginekologiczne i w ten sposób pozbył się z gabinetu strażniczki i NKWD - bo taki osobnik towarzyszył każdemu opuszczeniu celi. Ten lekarz z narażeniem życia własnego i rodziny przekazywał w obie strony grypsy, a w końcu umożliwił ucieczkę moim współtowarzyszom. Ja siedziałam dalej, ale doktor ułatwiał mi życie na każdym kroku,

KS: Czy po wyjściu z więzienia udało się Go odnaleźć?

MS: Byłam świadoma, że przez cały czas po wyjściu jestem śledzona, że UB depcze mi po piętach. Dotarłam do Niego dopiero w 1990 roku w Zakopanem. Byłam w towarzystwie Oleńki i bardzo to spotkanie przeżyłam. Doktor zdziwił się, że Jego pos-tawę traktują jako coś nadzwyczajnego. Do tej pory służy ludziom, chociaż przekro-czył 90-tkę.

KS: Trudny był start w “normalność” po wyjściu z więzienia?

MS: Bardzo trudny. Byłyśmy traktowane jak zadżumione, nie mogłam znaleźć pracy, a poza rodziną i kilkoma sprawdzonymi przyjaciółmi, ludzie odwracali się ode mnie. Przez te wszystkie lata nie dawała mi spokoju egzekucja tamtych trzech AK-owców. Oni zostali zaraz po rozstrzelaniu zagrzebani w ziemi, ot tak pod murem! Na ten motyw: “...kto z twych oczu zcałuje łez ślad...” nałożył się inny: “...jeśli ja o was zapomnę, niech o mnie zapomni Bóg...”

Nie spoczęłam i w ubiegłym 2001 roku, w czasie tego kontro-wersyjnego Zjazdu Polonii w Pułtusku, tuż po wystawie zorganizowanej w kuluarach Sejmu przez prof. Otfinowską i red. Kosewicza - uczestniczyłam w Ich prawdziwym pogrzebie. Przygotowania trwały długo, pogrzeb odbył się w Inowrocławiu, a tyle emocji koszto-wało mnie wiele zdrowia. Teraz jestem spokojna. Spełniłam powinność dużego formatu.
 

Krystyna Stochla
Relacje (3/2002)


 









Brukarstwo (Täby)
Praca dla ogólno budowlańca (Skåne)
BLACHARZ, LAKIERNIK (SKOGAS)
mechanik samochodowy (SKOGAS)
Firma sprzątająca (Helsingborg)
Firma sprzątająca (Malmö,Lund, Ystad, Sjöbo i okolice)
Brukarzy, Pracy ziemne (UPPSALA)
Firma sprzatajaca (Åkersberga)
Więcej





Szwecja o smaku lukrecji czyli spotkanie w bibliotece Morenowej.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Kristineberg slott – piękny pałacyk z Kungsholmen.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Firma Sprzątająca
Polka w Szwecji
Muzeum tramwajów w Malmköping.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Moja historia cz.5
Polka w Szwecji
Przygoda z malowaniem
Polka w Szwecji
Nowe szwedzkie słowa 2023 - nyord
Szwecjoblog - blog o Szwecji


Odwiedza nas 7 gości
oraz 0 użytkowników.


TEMU
Szwedzki „wstyd przed lataniem” napędza renesans podróży koleją
Katarzyna Tubylewicz: W Sztokholmie to, gdzie mieszkasz, zaskakująco dużo mówi o tym, kim jesteś
Migracja przemebluje Szwecję. Rosną notowania skrajnej prawicy
Szwedka, która wybrała Szczecin - Zaczęłam odczuwać, że to już nie jest mój kraj
Emigracja dała mi siłę i niezależność myślenia










© Copyright 2000-2024 PoloniaInfoNa górę strony