Odwiedzin 37797432
Dziś 1209
Środa 24 kwietnia 2024

 
 

Od inwalidy do mistrza świata

 
 

Tekst: Monika Henriksson
Foto: Monika Henriksson

2014.12.25
 


Fot. Monika Henriksson

Pan Witold Golus, od 30 lat mieszkający w Szwecji właściciel firmy budowlanej, prowadzi na pozór całkiem zwyczajne życie. Codziennie przed pracą ćwiczy w swojej małej salce treningowej, jednak nic nie wskazuje na to, że niedawno zdobył złoty medal w Amatorskich Mistrzostwach Świata w podnoszeniu ciężarów.

A droga do tego medalu była bardzo wyboista...

Jest piękny zimowy dzień, początek 2005 roku. Pan Witold przewraca się na oblodzonym kontenerze i spada z dużej wysokości na ziemię. Uderza o twardy grunt plecami i głową, traci przytomność. Kiedy po kilku godzinach w szpitalu odzyskuje świadomość, nie czuje nóg.

Spotykam się z panem Witoldem w jego firmie w gminie Järfälla w północno-zachodniej części Sztokholmu. Pan Witek to wysoki, postawny 53-letni mężczyzna o łagodnych rysach twarzy, sprawiający wrażenie człowieka bardzo spokojnego, pełnego harmonii i spełnionego. W trakcie rozmowy przekonuję się, że to także wielki optymista z poczuciem humoru i autoironii.

Swoją opowieść zaczyna od opisania wypadku i momentu przebudzenia się w szpitalu.

– Byłem załamany, bo kompletnie nie czułem nóg – wspomina. – Wizja wózka inwalidzkiego dobijała mnie zupełnie.

Lekarze proponują operację, ale dają tylko jeden procent szansy na wyzdrowienie. Uprzedzają za to, że w jej wyniku istnieje duże ryzyko całkowitego paraliżu od pasa w dół.

– Nie chciałem ryzykować – opowiada pan Witek. – Poza tym, ja boję się nawet błahych zabiegów, źle znoszę lekarzy i leczenie. Dlatego nie zgodziłem się na operację. Ale mimo wszystko pragnąłem wrócić do zdrowia.



Na szczęście żyjemy w Szwecji, która zapewnia w miarę dobre warunki i metody leczenia oraz prawie bezpłatną opiekę lekarską. Rozpoczyna się żmudna rehabilitacja, mająca na celu przede wszystkim przywrócenie władzy w nogach. Pan Witek odwiedza wielu fizjoterapeutów i podejmuje różne rodzaje terapii. Jedne pomagają bardziej, inne mniej, ale powoli i stopniowo odzyskuje czucie w nogach. Zaczyna chodzić o kulach i cieszy się, że wizja poruszania się na wózku oddala się coraz bardziej.

– Życie po takim wypadku wygląda zupełnie inaczej, można powiedzieć, że staje na głowie – opowiada. – Sporo się zmieniło, przede wszystkim sytuacja ekonomiczna.

Pan Witek nie dostał ani odszkodowania, ani wynagrodzenia za ostatni miesiąc pracy przed wypadkiem. Szczęście w nieszczęściu, że przyznano mu status osoby niepełnosprawnej i zasiłek chorobowy.

Po czterech latach przez niedopatrzenie z jego strony – nie zmienił statusu z chorobowego na bezrobotny i nie zgłosił się do Urzędu Pracy jako osoba bezrobotna – panu Witkowi cofnięto wszelkie świadczenia. Pozbawiony zasiłku chorobowego, nie mając innego wyjścia, zmuszony jest poprosić o zasiłek socjalny.

Brak środków do życia, brak pracy i zajęcia, niemożliwy do zniesienia ból, konieczność zażywania bardzo silnych leków, żmudna terapia fizyczna, zależność od pomocy innych osób – wszystko to niejednego by załamało. Pan Witek chce jednak pracować, działać, realizować swoje plany i osiągać sukcesy, a nie „być inwalidą i żyć na socjalu”.

Stara się też nie być obciążeniem dla otoczenia i zaczyna od czasu do czasu „pomagać” w zajęciach domowych.

– Pamiętam, jak stojąc w kuchni próbowałem obierać ziemniaki oparty głową o wiszącą tam szafkę i jaki mi to po pewnym czasie sprawiało paskudny ból – opowiada. – Ale udawałem, że wszystko jest w porządku, chcąc być w jakiś sposób przydatnym dla rodziny.



Mimo przeszkód i niedogodności pan Witek próbuje jakoś funkcjonować i nie traci nadziei na wyzdrowienie. Wyszukuje nowe rehabilitacje, nie poddaje się, walczy. Rehabilitacja przynosi pewną zauważalną poprawę. Pan Witek zaczyna chodzić o własnych siłach, ale wciąż jeszcze ma trudności ze schylaniem się, kucaniem, a nawet siedzeniem i staniem w jednym miejscu.

Przełomowym momentem okazuje się wyjazd do Polski w 2013 roku. Pan Witek udaje się do Centralnego Ośrodka Sportu w Spale, żeby za namową przyjaciela spróbować leczenia zimnem (krioterapia) i spotkać się z lekarzami pracującymi dla olimpijczyków.

Tam właśnie opatrzność losu prowadzi go do spotkania z wyjątkowym, tajemniczym człowiekiem i „uzdrowicielem” Mirosławem Orłowskim, zwanym przez wielu „Guru dla połamańców”. Mimo, że pan Mirosław nie jest ani lekarzem, ani fizjoterapeutą, osiągnął zaskakujące sukcesy uzdrawiając wielu ludzi (poczynając od siebie samego) poprzez odpowiednią terapię opartą na podnoszeniu ciężarów.

Po wnikliwej rozmowie pan Mirosław zaleca naszemu bohaterowi martwy ciąg (podnoszenie ciężaru do pozycji wyprostowanej – przyp. aut.).

– Pamiętam mój pierwszy przysiad - wspomina pan Witek. – Trzymałem w rękach na plecach zwykły kij od szczotki zamiast sztangi, miałem łzy w oczach i zawyłem z bólu. Ledwo się podniosłem. Podziwiałem guru, który sam wykaraskał się z ciężkiego kalectwa dzięki podnoszeniu ciężarów. Wierzyłem, że mnie też podnoszenie tego żelastwa pomoże.



Pan Witek wraca do domu w Sztokholmie i zaczyna robić przysiady oraz wykonywać zalecony martwy ciąg.

– Wyłem z bólu i zaciskałem zęby, żeby nie płakać – wspomina. – Potem przekonywałem siebie: jeszcze raz. Ból był moim wiernym towarzyszem od dnia wypadku przez ponad 8 lat, więc ignorowałem go. Nadal ćwiczyłem i nadal płakałem. I tak dzień w dzień.

– Po paru dniach zacząłem czuć się lepiej, a po kilku tygodniach zniknęły prawie wszystkie bóle – kontynuuje. – Skończyłem zażywać wszelkie leki, które tak mnie niszczyły.

Wkrótce urządza sobie małą salę treningową z prawdziwą ławą, ciężarami i sztangą. Początki są trudne i każda wymówka jest dobra. Ale poprawa samopoczucia i zdrowia jest najlepszą nagrodą i motywacją do dalszych treningów.

– Lubię zaczynać dzień od ćwiczeń – stwierdza. – Trenuję na rowerku, bieżni, robię przysiady. Trening wysiłkowy z ciężarami robię trzy razy w tygodniu. Czuję, że mógłbym przenosić góry!

– Prawdę mówiąc podnoszenie ciężarów to była ostatnia rzecz, o której myślałem. Ten sport w ogóle mnie nie interesował, nigdy o nim nie marzyłem – śmieje się. – Z młodych lat pamiętałem tylko sztangistę Waldemara Baszanowskiego, ale zawsze kręciła mnie bardziej piłka nożna. Marzyłem, żeby być drugim Lubańskim czy Gadochą.

Pod koniec roku 2013 wspomniany wyżej Mirosław „Guru” Orłowski zaprasza Pana Witka do podejścia do pierwszych zawodów i do przystąpienia do Federacji WUAP – Międzynarodowego Zrzeszenia Amatorskiego Podnoszenia Ciężarów (World United Amateur Powerlifting).



Orłowski wraz z trzema kolegami prowadzi w Tomaszowie Mazowieckim klub „Grom”, grupę starszych siłaczy. Pan Witek dołącza do grupy i próbuje swoich sił w zawodach. Sportowa atmosfera i widok innych niemłodych już ludzi, którzy z kuśtykających staruszków zamieniają się na polu walki w prężnych siłaczy, wyzwala w nim chęć walki i mobilizuje. Do zawodów przystępuje bez presji na wygraną, ale kiedy okazuje się, że może sporo udźwignąć, odzywa się w nim żyłka sportowca.

Na początku 2014 nasz bohater czuje się na tyle silny i sprawny, że postanawia pojechać na narty. Poinformowany o tym lekarz neurolog przeraża się i zdecydowanie odradza mu ten szalony pomysł. Tłumaczy: „Narty wymagają gibkości, balansowania, a pan nie może się schylać ani kucać.” Lekarz nic nie wie o treningach i radykalnej poprawie zdrowia swojego pacjenta, bo ten nigdy nie przepadał za służbą zdrowia, rzadko odwiedzał lekarzy i nie informował ich o swoich poczynaniach.

Uparty i uwielbiający zimowe szaleństwo pan Witek jedzie na narciarski urlop, z którego wraca cały i zdrowy. Wciąż kontynuuje swoje treningi.

W kwietniu 2014 roku pan Witek bierze udział w Mistrzostwach Polski w Wyciskaniu Sztangi Leżąc (Benchpress – oficjalna nazwa w jęz. angielskim) w Zalesiu – miejscowości znanej z organizacji zawodów rangi międzynarodowej. Zdobywa w nich Złoty Puchar – pierwsze miejsce w wadze do 85 kg. Daje mu to możliwość wzięcia udziału w Mistrzostwach Świata.

W październiku w austriackim Telfs zdobywa tytuł Mistrza Świata WUAP w Wyciskaniu Sztangi Leżąc w kategorii wiekowej 50–54 lata i szczęśliwy staje na najwyższym podium.



Zapytany, co poczuł i pomyślał, kiedy wygrał złoty puchar i zdobył mistrzostwo świata, odpowiada po chwili namysłu: – Byłem przyjemnie zaskoczony, dumny i szczęśliwy. Myślałem, ile mnie to kosztowało wysiłku, pieniędzy i czasu. Ale to była najlepsza inwestycja, jaką mogłem zrobić. Wygrałem zdrowie.

Dziś pan Witek prowadzi w miarę normalne życie. Zarządza własną firmą budowlaną w Sztokholmie, trenuje, i choć zdrowia sprzed wypadku nigdy już nie odzyska, ze wszystkim radzi sobie sam. I co najważniejsze, czuje się sprawnym i silnym człowiekiem.

Zapytany, czy chciałby coś powiedzieć ludziom, którzy dziś znajdują się w równie trudnej sytuacji jak on kiedyś, odpowiada: – Moja recepta zawiera się we wszystkim, co do tej pory opowiedziałem. Trening, upór, wiara. No i Benchpress! – śmieje się.
 

Monika Henriksson
Foto: Monika Henriksson
PoloniaInfo (2014.12.25)


 









Personlig assistans Södertälje (Södertälje)
Firma zatrudni (Bandhagen )
Mycie okien (Stockholm)
Szukam do pracy. (Stockholm )
DAM PRACE / SPRZATANIE (Ödeshög)
Pracownik lesny ( röjning) (FAGERSTA)
zatrudnie , (Tanumshede)
Sprzątanie (Stockholm )
Więcej





Ugglegränd o jednej z najkrótszych uliczek w Sztokholmie.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Szwecja o smaku lukrecji czyli spotkanie w bibliotece Morenowej.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Kristineberg slott – piękny pałacyk z Kungsholmen.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Firma Sprzątająca
Polka w Szwecji
Moja historia cz.5
Polka w Szwecji
Przygoda z malowaniem
Polka w Szwecji
Nowe szwedzkie słowa 2023 - nyord
Szwecjoblog - blog o Szwecji


Odwiedza nas 32 gości
oraz 1 użytkowników.


Szwedzki „wstyd przed lataniem” napędza renesans podróży koleją
Katarzyna Tubylewicz: W Sztokholmie to, gdzie mieszkasz, zaskakująco dużo mówi o tym, kim jesteś
Migracja przemebluje Szwecję. Rosną notowania skrajnej prawicy
Szwedka, która wybrała Szczecin - Zaczęłam odczuwać, że to już nie jest mój kraj
Emigracja dała mi siłę i niezależność myślenia










© Copyright 2000-2024 PoloniaInfoNa górę strony