Odwiedzin 37784266
Dziś 1036
Sobota 20 kwietnia 2024

 
 

Stale znajduję w sobie jakieś niedoskonałości - wywiad z Jackiem Fedorowiczem

 
 

Tekst: Monika Henriksson

2014.05.01
 


Fot. Krzysztof "Marian" Marianiuk

Monika Henriksson: Wiem, że tym pytaniem może się Pan poczuć zmuszony do wypowiedzenia się w samych superlatywach, ale proszę powiedzieć tak szczerze, z czym kojarzy się Panu Szwecja?

Jacek Fedorowicz: Pani zakłada, że z czymś musi. Otóż jakoś Szwecja w moim życiu nie brała wielkiego udziału...

A często występuje Pan za granicą dla Polonii?

Był okres, że bardzo często, a potem już znacznie rzadziej. Występowałem w okresie przełomu lat 80 i 90-tych w Stanach Zjednoczonych, Australii, Francji i Kanadzie. Wtedy to, co starałem się tam robić, było formą propagowania idei wolnościowych i niepodległościowych oraz Solidarności.

Wcześniej nie dostawałem paszportu, dopiero jak komuniści zdecydowali się na rozmowy w sprawie Okrągłego Stołu, dostałem paszport i wyjechałem. A potem uważałem, że przede wszystkim w kraju jest coś dobrego do zrobienia i od początku lat 90-tych już wyjeżdżałem bardzo rzadko.


Fot. Michał Dzieciaszek

Jest Pan powszechnie znany jako satyryk, aktor i reżyser. Ale niewiele osób wie, że ukończył Pan Wydział Malarstwa w Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Gdańsku. Ponadto przez wiele lat publikował Pan w prasie swoje rysunki i karykatury. Czy nadal Pan maluje i szkicuje?

Malarstwem się nie zajmowałem, bo dość wcześnie doszedłem do wniosku, że jest tylu zdolniejszych ode mnie, że i tak się nie przebiję. Poza tym malarstwo to jest zajęcie dla ludzi bardzo bogatych, którzy mają z czego żyć. Ja zarabiałem na rysunkach. Mogłem to robić tylko na rysunkach satyrycznych, więc czuję się w sporym stopniu, a właściwie nawet w największym, karykaturzystą.

W ostatnich latach produkowałem w Gazecie Wyborczej i we Wprost bardzo dużo karykatur, które nieskromnie uważam za udane. To były głównie karykatury aktualnych polityków.

Dzisiaj wystąpił Pan gościnnie z Zenonem Laskowikiem, z którym współpracuje Pan od 2009 roku...

Już tyle lat mięło? No proszę! Ani się człowiek obejrzał...

Jak to się zaczęło?

Zenek za pośrednictwem swojego organizatora zwrócił się do mnie z propozycją, na którą się natychmiast zgodziłem. I tak się zaczęło.


Fot. Krzysztof "Marian" Marianiuk

Czy kłócicie się o teksty i role w skeczach?

Nie, dlatego, że on mieszka w Poznaniu, a ja w Warszawie. My zachowujemy się wobec siebie bardzo taktownie, to znaczy wzajemnie szanujemy swoje zdanie. Jeżeli coś, co Zenek mi proponuje, mnie się nie podoba, to mu po prostu o tym mówię i on nie próbuje mnie przekonać. Ale nie zdarza mi się to często, bo na ogół mi się podoba. Laskowik w ogóle mnie się bardzo podoba.

W latach 70 i 80-tych współtworzył Pan radiowy program „60 minut na godzinę”. Jest to wielki skarbiec felietonów, monologów i słuchowisk, na które czekała cała Polska. Jak Pan wspomina tamten okres?

Z największą przyjemnością. Rzeczywiście to była, jak twierdzą niektórzy znawcy tematu, najpopularniejsza audycja w historii Polskiego Radia. I w pewnym okresie, tuż przed stanem wojennym, ona wygrywała nawet z programami telewizyjnymi. Dzisiaj jest po prostu niepojęte, że radio mogło być bardziej popularne niż telewizja, a jednak było.

Czy łatwo było pisać teksty w czasie, kiedy cenzura była zaostrzona? Czy jakiś program lub tekst cenzura wam zablokowała?

Było i trudno, i łatwo. Bo trudno było pisać wprost. Publiczność zaś była wyczulona na aluzje i w momencie, kiedy jakiś twórca miał w sobie wystarczająco dużo determinacji, żeby zrezygnować z apanaży, jakie proponuje władza, i stać się artystą przez nią nielubianym, to momentalnie odbierał coś w rodzaju nagrody za taką postawę, w postaci ogromnego uznania publiczności.


Fot. Michał Dzieciaszek

Wydaje mi się, że w „60 minut na godzinę” udało nam się zrobić rzeczy dobre i jednocześnie niemile widziane przez władzę. Myśmy mogli puszczać na antenę tylko to, na co zgodziła się nasza cenzura, ale jednocześnie słuchacze wiedzieli, że w naszym programie nie ma ani jednego zdania, które by było chętnie widziane przez władzę, czy wręcz przez władzę nam podsunięte.

Ma Pan za sobą olbrzymi dorobek kulturalny, w wielu dziedzinach. Z czego jest Pan najbardziej zadowolony?

Z nagrody za publicystykę. To była nagroda Kisiela, w dziale „Publicystyka”, na początku lat 90-tych. Propagowałem reformę Balcerowicza. I zostało to docenione.

W kinie współpracował Pan ze Stanisławem Bareją. Pisaliście razem scenariusze do filmów komediowych. Miał pan nawet zagrać główną rolę w filmie „Poszukiwany, poszukiwana”. Jak to się stało, że rolę tę dostał jednak Wojciech Pokora, a nie Pan?

Charakteryzatorki się poddały... Nie można było ze mnie zrobić kobiety, chociaż trochę nieodrażającej, już nie mówię, atrakcyjnej...


Fot. Michał Dzieciaszek

Najbardziej znany jest Pan jednak ze swojego programu „Dziennik telewizyjny”, który prowadził Pan przez ponad 10 lat. Ale przedtem był inny „Dziennik telewizyjny” – nagrywany na kasety wideo i konspiracyjnie rozprowadzany. Czy zdarzyła się Panu jakaś wpadka?

Nie aresztowali mnie nigdy. Oni nie mieli zresztą takiego zamiaru, o czym ja, co prawda, wtedy nie wiedziałem. Nie ukrywałem się z tą robotą. Przecież dawałem swój głos i było oczywiste, że ja to robię. Starałem się zachować maksimum konspiracji i być może udało mi się to dzięki temu, że robiłem wszystko sam. Byłem samowystarczalny. Sam montowałem, sam pisałem, sam podkładałem głos. Takiego faceta można albo zamknąć, albo jednak przymykać oko. I oni uznali, że im się opłaca przymykać oko.

Poza twórczością artystyczną ma Pan jeszcze inne zamiłowanie – bieganie. Bierze Pan nawet udział w maratonach.

Nie, nie w maratonach. Maraton w pełni pokonałem tylko dwa razy. Startowałem głównie w półmaratonach, a to jest ogromna różnica. Bo jednak nie jestem bardzo solidnie zbudowany. I niestety to jest jak na razie czas przeszły. Ostatni bieg miałem w Pile we wrześniu zeszłego roku. Od tamtego czasu nie mogę się zdecydować, bo ciągle miałem jakieś kontuzje. Może już nie będę startował.

Skąd ta pasja się wzięła?

Z ambicji! Chciałem mieć jakąś satysfakcję w konkurencji wymiernej. Bo wszystkie nagrody Kisiela, Wiktory, Superwiktory i inne tego typu, są uznaniowe. Natomiast, jeżeli biegnę w Półmaratonie Warszawskim (2009) i wygrywam konkurencję w kategorii siedemdziesięciolatków, to jest to po prostu niesamowita satysfakcja! Z najwyższego miejsca na podium i z tego, że kilkunastu naszych kolegów staruszków udało mi się prześcignąć. (śmiech)


Fot. Krzysztof "Marian" Marianiuk

Teraz kilka krótkich pytań...

O Jezus!

Może Pan odpowiedzieć równie krótko. Pisać czy mówić?

Absolutnie pisać, chociaż wiem, że bardzo dobrze mówię, lepiej niż piszę.

Występować czy rysować?

Jedno i drugie, nie mam tutaj preferencji.

Mówił Pan na scenie, że od 17 lat jest na emeryturze, i widzę, że trudno jest się Panu rozstać z pracą. A więc, praca czy odpoczynek?

Emerytura jest kwotą śmieszną! Przy moich rozbudowanych potrzebach – bo jednak żona, bo jednak staram się pomagać, płacę za studia wnuczce – z emerytury bym nie wyżył... Staram się pracować tak długo, jak tylko będę mógł.

Improwizacja czy dobrze wyuczona rola?

Wolę nauczenie się.

Równouprawnienie czy tradycyjna rola kobiety?

(Śmiech) Nie ma tak: albo – albo. I tradycyjna rola kobiety, i coraz bardziej nietradycyjna. Wszystko jest sprawą kompromisu.

I złotego środka.

Tak.

Występy za granicą czy w Polsce?

Jeżeli dla Polaków to wszystko jedno gdzie. A w obcych językach nie występuję.

Kot czy pies?

(Śmiech) Też jedno i drugie. W domu są w tej chwili dwie kotki i jedna suczka, a normalnie była sfora, co najmniej dwa razy większa.

Czy czuje się Pan spełnionym i szczęśliwym człowiekiem?

Logicznie sobie tłumaczę, że powinienem być, ale stale znajduję w sobie jakieś niedoskonałości, które mnie martwią.

I na koniec pytanie, któremu nie mogę się oprzeć, jaki jest Pana ideał kobiety?

No... niestety musielibyśmy tutaj dołączyć zdjęcia mojej żony, a ona by się na to na pewno nie zgodziła, więc musimy zostawić to pytanie w zawieszeniu.

Bardzo dziękuję za wywiad.
 

Monika Henriksson
PoloniaInfo (2014.05.01)



 









MYCIE OKIEN (STOCKHOLM)
Sprzatanie minimum 50% lub 100% grafiki (Täby)
Praca (Värmdö )
Praca-sprzatanie (Täby)
Brukarstwo (Täby)
Praca dla ogólno budowlańca (Skåne)
BLACHARZ, LAKIERNIK (SKOGAS)
mechanik samochodowy (SKOGAS)
Więcej





Szwecja o smaku lukrecji czyli spotkanie w bibliotece Morenowej.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Kristineberg slott – piękny pałacyk z Kungsholmen.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Firma Sprzątająca
Polka w Szwecji
Muzeum tramwajów w Malmköping.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Moja historia cz.5
Polka w Szwecji
Przygoda z malowaniem
Polka w Szwecji
Nowe szwedzkie słowa 2023 - nyord
Szwecjoblog - blog o Szwecji


Odwiedza nas 16 gości
oraz 1 użytkowników.


Kolejny Polak ofiara szwedzkiego multikulti
TEMU
Szwedzki „wstyd przed lataniem” napędza renesans podróży koleją
Katarzyna Tubylewicz: W Sztokholmie to, gdzie mieszkasz, zaskakująco dużo mówi o tym, kim jesteś
Migracja przemebluje Szwecję. Rosną notowania skrajnej prawicy
Szwedka, która wybrała Szczecin - Zaczęłam odczuwać, że to już nie jest mój kraj
Emigracja dała mi siłę i niezależność myślenia










© Copyright 2000-2024 PoloniaInfoNa górę strony