Odwiedzin 37796209
Dziś 3244
Wtorek 23 kwietnia 2024

 
 

Mieliśmy wielkie plany w Szwecji

 
 

Rozmawiała: Ula Pacanowska Skogqvist

2012.12.13
 


Waldemar Tkaczyk i Grzegorz Skawiński

Przy okazji koncertu KOMBII w Sztokholmie rozmawiamy z Grzegorzem Skawińskim i Waldemarem Tkaczykiem.

Ula Pacanowska-Skogqvist: Witamy w Sztokholmie. To nie jest Wasz pierwszy raz w Szwecji?

Grzegorz Skawiński: Zdarzało już nam się tu bywać, ale było to bardzo, bardzo dawno temu. Ostatni raz w 1982 roku za czasów innego ustroju w Polsce i w ogóle innych czasów. Teraz przylecieliśmy w godzinę, przeszliśmy przez granicę bez żadnej kontroli – to jest już inny świat. Przyznam, że z sentymentem przeszliśmy się po Starym Mieście, odświeżyliśmy sobie pamięć.

W tamtych latach Sztokholm w porównaniu z Polską wydawał nam się strasznie kolorowy, tętniący neonami i światłami. Dziś to wrażenie się zmniejszyło, ale miasto nadal jest piękne, nadal nam się podoba i cieszymy się, że przyjechaliśmy tu do wolnej Polonii jako wolni Polacy.

Co Was tu sprowadziło w tamtych zamierzchłych czasach?

Waldemar Tkaczyk: Dawaliśmy koncerty, tym ostatnim razem graliśmy z Czesławem Niemenem. Przyjechaliśmy tu jako grupa towarzysząca, niejako incognito. Niemen grał w zasadzie solo, ale tu zgodził się zagrać też te starsze, popularniejsze utwory i potrzebny był zespół akompaniujący do koncertu. Wybór padł na nas, jako, że się znamy, czy raczej znaliśmy, bo Czesław już niestety nie żyje. Akompaniowaliśmy więc Niemenowi, a przedtem byliśmy tu jako Kombi.


Kombi w Konserthuset w 1981 roku. Fot. Marek Jerzy Borowiecki

GS: Z Kombi graliśmy w Konserthuset. Była to uroczystość z księżniczką Christiną, która wręczała jakieś nagrody. To była duża impreza i my tam graliśmy jako jedyny polski zespół.

Gdy gracie dla Polonii, jakie macie odczucia wobec publiczności?

WT: Nie ma większych różnic, są to nadal Polacy, którzy nas znają, czy to jeszcze z Polski, czy też poznali nas potem przez media na emigracji. Jeżeli chodzi o sam odbiór za granicą, to – i nie jest to tylko nasze zdanie, tak twierdzą wszyscy artyści, którzy wyjeżdżają na takie koncerty – jest wtedy swoista atmosfera wyjątkowości i odświętności.

GS: No i serdeczności. W Polsce nas mają na co dzień, więc koncert nie jest żadną wyjątkową okazją. Tu jak przyjedziemy raz na powiedzmy 20 lat, to jest to specjalna okazja, jak choćby teraz. I nie wiem, kiedy będzie następny raz. Najczęściej gramy w Niemczech, Stanach, Kanadzie, Anglii, tym razem w Sztokholmie i bardzo się cieszymy z tego, bo to pierwszy raz od lat 1980-tych.

Pamiętacie Wasz pierwszy koncert za granicą?

WT: Ta zagranica nie była aż tak daleko, bo nasz pierwszy wyjazd poza granice Polski był do Budapesztu. To był chyba rok 1980, jeszcze przed stanem wojennym. Była to jakaś wymiana kulturalna, zdaje się studencka. Pamiętam to tak, że była atmosfera wolności, bo Węgry jednak były bardziej zachodnie. Istniały już swego rodzaju centra handlowe – nie takie jak teraz rzecz jasna – i inne było podejście do samego imprezowania.



GS: Było bardziej rozrywkowo i radośniej niż w Polsce.

WT: Dla nas to było nie do pojęcia, u nas wszystko było bardziej suche. Po tym wyjeździe przyszły kolejne, a potem to już poszło lawinowo.

Skoro mówimy o wyjazdach – jakie macie spojrzenie na zjawisko emigracji?

WT: Mnie się wydaje, że jest ona przede wszystkim problemem, bo każdy wolałby nie być emigrantem. Chciałby mieszkać w Polsce, chciałby żeby było dobrze, tak jak i my zresztą chcemy. Na pewno mieliśmy też emigracyjne myśli, ale jednak nie zostaliśmy za granicą, woleliśmy ciasne, ale własne. Choć z powodów politycznych dużo osób wyjechało, to Polacy wyjeżdżali głównie ze względów ekonomicznych. Teraz jak się nieco w Polsce poprawiło, to dużo ludzi wraca. Widać, że życie na obczyźnie nie jest fajne.

GS: Wróciliśmy do Polski ze Szwecji, wtedy po koncercie Kombi, 5 dni przed stanem wojennym, nie wiedząc oczywiście, co się stanie. Kto wie, co by było, gdyby ten stan wojenny zastał nas tutaj, może całkiem inaczej potoczyłyby się nasze losy.


Grzegorz Skawiński i Waldemar Tkaczyk w Konserthuset w 1981 roku. Fot. Marek Jerzy Borowiecki

Mieliśmy wielkie plany ze Stanisławem Dudzikiem, który był organizatorem naszych koncertów. Mieliśmy nagrać parę singli tutaj, było pewne zainteresowanie szwedzkich mediów i wytwórni płytowej. Mieli przyjechać tydzień później do Sali Kongresowej w Warszawie, żeby zobaczyć prawdziwy koncert zespołu Kombi, jak to wygląda na dużej sali zamiast w małym klubiku. Ale wydarzyło się to, co się wydarzyło i to wszystko się po prostu skończyło.

Natomiast jakoś nigdy nie kusiło nas, żeby gdzieś zostać. Może nigdy nie było nam szczególnie źle. Trzeba powiedzieć wprost, że nigdy czynnik ekonomiczny nie był u nas tak zły, żebyśmy musieli emigrować. Teraz żyjemy w wolnym kraju, jest wolny rynek i opłaca się być dobrym zespołem. Dostaje się tyle pieniędzy, ile jest się wartym, bez widełek i ograniczeń.

WT: W tamtych czasach uciążliwe były te polityczne uwarunkowania, granice, obawa czy dostaniemy paszport czy nie, różne wizy, tego typu historie.




GS: To było niewiarygodne. Mój znajomy pisze pracę doktorską o uwarunkowaniach politycznych w show biznesie. Okazało się, że dotarł do naszych akt w Stasi. Przesłał mi do wglądu korespondencję między Stasi a UB. Wszystko wiedzieli z naszego pobytu w Magdeburgu – dokąd dzwoniliśmy, o której godzinie, z kim rozmawialiśmy, wszystko. Było napisane: są przeciwnikami systemu, trzeba na nich uważać itd. Byliśmy inwigilowani.

A byliście przeciwnikami tamtego systemu?

Chórem: Nadal jesteśmy!

WT: Właśnie to co było najgorsze w tamtych czasach, to był ten ucisk polityczny, to zamknięcie, świadomość dominacji ZSRR, niewola. Ludzie tego w większości nie dostrzegali. Dzisiaj przecież niektórzy mają takie sentymenty, żeby to wróciło, bo było fajnie wtedy za Gierka... a gdzież tam, nie było fajnie! Było bardzo źle, przecież nic nie można było zrobić, wszystko było takie oficjalne, zakłamane. I tego jesteśmy przeciwnikami.


Fot. Katarzyna Śliwa

GS: Nawet w tamtym czasie byliśmy firmą prywatną, więc było nam prościej, bo mieliśmy własną działalność. Nigdy nie pracowaliśmy w żadnych instytucjach, na etatach. Graliśmy od zawsze, a jak się gra, to się po prostu zarabia na siebie. Nie byliśmy uwikłani w żadne układy.

WT: Nie mieliśmy do czynienia z jakimiś dyrektorami, prezesami, pierwszymi sekretarzami, to było najważniejsze. Nie byliśmy zrzeszeni. Część artystów się pozapisywała do partii, żeby sobie ułatwić, ale my nie musieliśmy.

GS: Mówimy zresztą z dumą, że nigdy w życiu nie wystąpiliśmy na festiwalu piosenki żołnierskiej czy na festiwalu piosenki radzieckiej. Przenigdy, mimo że były mocne naciski, żeby Kombi zagrało na tych typowo politycznych imprezach. Nigdy się nie zgodziliśmy i nie zagraliśmy, okazało się, że można było.



Na szczęście czasy się zmieniły i jesteśmy bardzo zadowoleni z tej zmiany. Uważamy, że jest to najlepsze, co się mogło Polsce przytrafić.

Skoro czasy się zmieniły i Polska nieustannie rozwija się we wszystkich dziedzinach, także w technologii, to jakie jest Wasze stanowisko wobec rozpowszechniania muzyki w Internecie?

GS: To jest znak czasu. Nie można się przywiązywać do tego, że wszyscy słuchamy tylko płyt analogowych na gramofonie – dziś płyty przenosi się na pendrivach. Jesteśmy za rozwojem techniki i sami też się przestawiamy na inne formy. Nasze utwory można już kupić w iTunes, to jest dziś po prostu normalne. Nieważne, w jaki sposób się sprzedaje muzykę, w jakiej formie, ważny jest sam system ochrony praw.

WT: Jest pewien problem piractwa w tym wszystkim, ale wydaje mi się, że będzie ono stopniowo eliminowane. Piractwo zawsze istniało, istnieje i będzie istnieć. Jak tylko znajdą się jakieś furtki, to niektórzy będą to robili dla zysku. Płyty czy kasety też przecież były podrabiane i sprzedawane na bazarach. Teraz jest problem ściągania za darmo z Internetu. Nas to dotyka finansowo, ale traktujemy to jako przejściowe zło konieczne. Stopniowo się to eliminuje, wymyślane są nowe sposoby zabezpieczeń. Jest już sprzedaż przez różne firmy internetowe czy portale i ona zmniejsza piractwo.


Fot. Krzysztof "Marian" Marianiuk

GS: Poza tym wróciła tendencja – nie tylko polska, a światowa – że znowu zarabia się na koncertach. Kiedyś wszyscy artyści traktowali koncerty jako promocję płyt, to była inwestycja w promowanie materiału płytowego. Dzisiaj zrobiło się inaczej, ludzie więcej płacą za koncert. Od czasu, gdy nakłady płyt zmalały, zarobkowanie przeniosło się na koncerty, znowu dużo gramy.

Waldku, a powiedz, jak to jest grać w jednym zespole z własnym synem?

WT: W dużym skrócie: bardzo fajnie (śmiech). To jest wyjątkowa sytuacja i niewielu ma taką okazję, chociaż zdarza się w niektórych formacjach. My gramy w jednym zespole, różne przyczyny można by tu wymieniać, tak się złożyło. Adam jest bardzo zdolnym młodym człowiekiem i bardzo dobrze się z nim gra nie dlatego, że jest moim synem, tylko jest po prostu dobry.


Waldemar i Adam Tkaczykowie podczas koncertu. Fot. Krzysztof "Marian" Marianiuk

GS: To nie jest żaden nepotyzm, on po prostu znakomicie gra. Waldkowi tak nie wypada mówić, a ja mogę to powiedzieć, że Adam jest rewelacyjnym perkusistą.

Wy też gracie ze sobą przecież ponad 35 lat...

WT: Zawodowo tak, a wcześniej też graliśmy razem amatorsko, od pierwszej klasy liceum. Poznaliśmy się pierwszego września, los rzucił nas do jednej klasy i szybko się zgadaliśmy, że mamy zainteresowania muzyczne.

GS: I dzisiaj musimy się tak znosić nawzajem... (śmiech)

WT: Na gruncie zawodowym wszystko nam wychodzi. Układa się i to jest chyba trochę tak, jak w małżeństwie. Jak jest dobrze finansowo i nikt nie jest chory i może podołać temu wszystkiemu, to w sumie wszystko się dobrze układa i są sukcesy. Gdyby ich nie było, to może człowiek szukałby winnych.


Fot. Krzysztof "Marian" Marianiuk

GS: Liczy się też umiejętność ustępowania sobie w pewnych sytuacjach, żeby czyjeś ego specjalnie nie dominowało, bo może tego po nas nie widać, ale mamy naprawdę bardzo silne osobowości. Czasem ostro dyskutujemy, bywają drobne wybuchy i dobrze, że są, bo jest to jakiś katalizator, odpowietrznik. W działalności artystycznej nie można mieć stale pełnej satysfakcji. Sądzę, że przyczyną tego, że tyle lat gramy przy pewnych sukcesach jest to, że jesteśmy bardzo krytyczni wobec tego, co robimy. Jesteśmy sami swoimi największymi krytykami, wręcz smagamy się bez litości i żadnego pobłażania.

Tak długo jesteście ze sobą profesjonalnie, a przedtem jeszcze trochę, macie za sobą kilka formacji, różne zmiany brzmienia. Jakie macie plany na przyszłość? Czy zaskoczycie jeszcze swoją publiczność?

GS: Myślę, że nie raz. Oprócz tego, że gramy w KOMBII, ja teraz wróciłem też z takim projektem „Me & My Guitar”, gdzie gramy zupełnie inną muzykę, z pogranicza metalu i rocka, podobny styl do Skawalkera i O.N.A. To jest mój projekt solowy, w którym grają też Waldek i Adaś oraz klawiszowiec z O.N.A. Gramy w mniejszych klubach dla kameralnej publiczności rzeczy zupełnie inne niż KOMBII.


Fot. Honorata "Honda" Jozkow

Trudno jest powiedzieć, co będzie. Może wskrzesimy O.N.A., żeby zobaczyć, co się stanie. Wszystko jest możliwe. Póki żyjemy i czujemy się w miarę dobrze, jest zdrowie, to jeszcze nie raz was czymś zaskoczymy.

Czyli chęci macie i jeszcze na długo ich Wam starczy?

GS: Wiesz, Tusk nam załatwił dopiero od 67 roku emeryturę, więc trochę czasu mamy.

WT: A już byliśmy blisko! (śmiech)

GS: Ale znowu się oddaliło, jeszcze z 10 lat będziemy musieli pograć.

Zatem trzymam za słowo, będziemy śledzić Waszą działalność do wieku emerytalnego...

GS: Do tego czasu będziemy musieli, a potem już będziemy tylko chcieli. (śmiech)

Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę dalszych sukcesów.

***

Kombi w sztokholmskim Konserthuset w 1981 roku

Przedstawiamy unikalne zdjęcia z koncertu zespołu Kombi w Konserthuset w Sztokholmie w 1981 roku. Autorem zdjęć jest współpracujący z PoloniaInfo fotograf Jerzy Marek Borowiecki.

Kombi wystąpiło podczas gali Czerwonego Krzyża na rzecz potrzebujących dzieci w Polsce. Impreza miała miejsce 25 listopada 1981 roku w Grünewaldsalen w Konserthuset (sztokholmska filharmonia). Prowadzona była przez siostrę króla Szwecji Karola XVI Gustawa, księżniczkę Christinę.


Kombi wraz z księżniczką Christiną. Od lewej: Sławomir Łosowski, Waldemar Tkaczyk, Grzegorz Skawiński i Jerzy Piotrowski.
Fot. Marek Jerzy Borowiecki


Oprócz Kombi w gali wzięła udział m.in. znana szwedzka piosenkarka Sylvia Vrethammar, śpiewaczka sztokholmskiej opery Jadwiga Koba, chór Stockholm Barbershop Chorus, tancerze sztokholmskiej Akademii Baletu oraz polonijny zespół folklorystyczny "Piastowie".

Kilka miesięcy później, w maju 1982 roku, Kombi wystąpiło ponownie w Sztokholmie (oraz Malmö), tym razem w charakterze zespołu akompaniującego Czesławowi Niemenowi.


Fot. Marek Jerzy Borowiecki


Fot. Marek Jerzy Borowiecki


Fot. Marek Jerzy Borowiecki


Fot. Marek Jerzy Borowiecki


Fot. Marek Jerzy Borowiecki


Fot. Marek Jerzy Borowiecki


Fot. Marek Jerzy Borowiecki


Fot. Marek Jerzy Borowiecki

 

Rozmawiała: Ula Pacanowska Skogqvist
PoloniaInfo (2012.12.13)



 









Personlig assistans Södertälje (Södertälje)
Firma zatrudni (Bandhagen )
Mycie okien (Stockholm)
Szukam do pracy. (Stockholm )
DAM PRACE / SPRZATANIE (Ödeshög)
Pracownik lesny ( röjning) (FAGERSTA)
zatrudnie , (Tanumshede)
Sprzątanie (Stockholm )
Więcej





Ugglegränd o jednej z najkrótszych uliczek w Sztokholmie.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Szwecja o smaku lukrecji czyli spotkanie w bibliotece Morenowej.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Kristineberg slott – piękny pałacyk z Kungsholmen.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Firma Sprzątająca
Polka w Szwecji
Moja historia cz.5
Polka w Szwecji
Przygoda z malowaniem
Polka w Szwecji
Nowe szwedzkie słowa 2023 - nyord
Szwecjoblog - blog o Szwecji


Odwiedza nas 15 gości
oraz 0 użytkowników.


Sklepy Budowlane
Szwedzki „wstyd przed lataniem” napędza renesans podróży koleją
Katarzyna Tubylewicz: W Sztokholmie to, gdzie mieszkasz, zaskakująco dużo mówi o tym, kim jesteś
Migracja przemebluje Szwecję. Rosną notowania skrajnej prawicy
Szwedka, która wybrała Szczecin - Zaczęłam odczuwać, że to już nie jest mój kraj
Emigracja dała mi siłę i niezależność myślenia










© Copyright 2000-2024 PoloniaInfoNa górę strony