Odwiedzin 37784366
Dziś 1136
Sobota 20 kwietnia 2024

 
 

Spływ kajakowy w Göteborgu

 
 

Tekst: Marta Kabsa - vice prezes Polskiego Domu Paradis

2009.09.03
 


Od lewej Marta i Sylwia - zarząd PDP

To już trzeci raz, kiedy udało nam się z Wami zobaczyć! I to w niecodziennych okolicznościach… W sobotę 22. sierpnia zorganizowałyśmy mały spływ kajakowy dla dzieci i dorosłych. Z naszego zaproszenia skorzystało osiemnaście osób – trzynastu dorosłych i piątka dzieci. Najmłodszym uczestnikiem, a raczej uczestniczką - była czteroletnia Agatka. Mieliśmy również odważnego Dawida – który pomimo gipsu z powodu złamanej prawej reki, dzielnie wiosłował razem z innymi, a pod koniec spływu wskoczył do jeziora popływać.

Spotkaliśmy się rano - o godzinie 9:00 - w centrum Angered. Wszyscy uczestnicy spływu byli zmotoryzowani, wiec szybko udało nam się przemieścić na Lovgardet na Kryddnejlikegatan 9, gdzie mieści się wypożyczalnia kajaków. (Dla wszystkich chętnych podajemy stronę internetową wypożyczalni, gdyby ktoś chciał wybrać się tam samodzielnie - http://www.kanotpoolen.se ).



Tam wypożyczyliśmy sześć dużych, trzyosobowych kajaków. Podzieliliśmy się miejscami, by wszędzie mniej więcej był równy układ sił do wiosłowania. Każdy dostał swój kapok i swoje wiosło. Nawet mała Agatka miała swoje wiosło i dzielnie wiosłowała!

O 9:30, kiedy wszyscy byli gotowi do wymarszu, a kajaki postawione na kółkach, by łatwiej je przetransportować nad wodę - wyruszyliśmy razem w kierunku brzegu jeziora. Trzeba było przejść kawałek leśną dróżką, ponieważ miejsce wodowania było oddalone od wypożyczalni o kilkadziesiąt metrów. Nad wodą wyciągnęliśmy kółka spod kajaków, wpuściliśmy je na wodę i wsiedliśmy do środka. Pierwsze wsiadanie odbyło się bez większych niespodzianek. Jedynie duży termos z kawą u Pani Prezes Sylwii stracił równowagę w kajaku i się wywrócił… No cóż, pożegnaliśmy się z kawą, na szczęście została jeszcze herbata.



Kiedy wszyscy szczęśliwie siedzieli już w kajakach, wypłynęliśmy na pierwsze jezioro. Mimo wszystkich złowieszczych prognoz pogodowych straszących deszczem i chłodem, pogoda była dla nas bardzo łaskawa. Słońce przyjemnie przygrzewało a lekki wiaterek odganiał chmury, by nam tego słońca nie zakrywały, i popychał lekko fale do przodu, by nam było wygodniej płynąć.

Uff! Dopłynęliśmy do końca pierwszego jeziora. Każdy musiał podpłynąć do kładki, wysiąść ostrożnie, wyciągnąć kajak z wody, postawić go na kółkach, a wtedy ruszyliśmy kolejne kilkadziesiąt metrów do drugiego jeziora. Trzeba było dużo siły w to włożyć, bo mieliśmy do pokonania niemałą górkę… Na szczęście kawałek dalej było „z górki”, wiec momentalnie odzyskaliśmy siły. Przy drugiej kładce, wodując kajaki spotkaliśmy wiatę, pod którą ułożone były kawałki drewna do wykorzystania przy robieniu grilla, a ponieważ mieliśmy w programie spływu grillowanie, każdy spakował kilka kawałków do swojego kajaka. Wsiadając do kajaków na drugim jeziorze spotkała nas przygoda. Troje uczestników niefortunnie wsiadając do kajaka przewróciło się i wpadło wprost do wody! Na swoje nieszczęście zapomnieli zabezpieczyć swoje telefony i aparaty fotograficzne w woreczki foliowe i niestety wszystko zamokło. Oni sami również byli cali mokrzy do ostatniej nitki. Jednak to przykre zdarzenie absolutnie ich nie zraziło. Spokojnie wyłowili wszystkie swoje rzeczy z wody, wylali wodę z kajaka, wycisnęli wodę z ubrań i butów, po czym wszystko powrotem ułożyli w kajaku, ostrożnie wsiedli jeszcze raz i wypłynęli razem z nami w dalszą drogę. I chwała im za to! Co ważne - ani na chwilę nikogo nie opuścił dobry humor.



Pływając po jeziorach mieliśmy przyjemność z bliska oglądać przepiękną przyrodę. Dzieci miały okazję zobaczyć na żywo, a nawet dotknąć piękne lilie wodne. Krajobraz, który nas otaczał, zapierał dech w piersiach. Sylwia – pomysłodawczyni spływu a zarazem nasza przewodniczka – pokierowała wszystkich w przepiękne alejki wodne. Drzewa z dwóch stron tworzyły swoisty tunel nad tą wodną drogą, która była wąziutka na jeden kajak. Często trzeba było się cofnąć lub schować w jakiejś wnęce, by płynący kajak z przeciwnej strony mógł swobodnie przepłynąć. Takie atrakcje czekały na nas, gdy przemierzaliśmy drugie jezioro.



Gdy dopłynęliśmy do końca, znów czekała nas przeprawa, tym razem na trzecie jezioro. Wszyscy byli bardzo ostrożni wysiadając i potem wsiadając do kajaków. Tym razem już każdy wiedział co może się stać, gdy nieuważnie postawi nogę w kajaku. Nikt nie chciał powtórzyć przygody z poprzedniego jeziora. Pływając po trzecim jeziorze zdecydowaliśmy się na dłuższy odpoczynek połączony z posiłkiem. Znaleźliśmy miejsce dostosowane do grillowania. Przy małym pomoście przycumowaliśmy nasze kajaki, wyciągnęliśmy bagaże z prowiantem i kawałki drewna do rozpalenia ogniska. Mężczyźni ułożyli drewno pod grillem i rozpalili ogień, a panie pokroiły i ponacinały kiełbaski i ułożyły je na grillu. Jedzonko zaczęło się smażyć. Dzieci biegały dookoła, a później wpadły na pomysł rozpalenia swojego ogniska nieopodal nas. Oczywiście były cały czas pod okiem dorosłych i nikomu nie groziło żadne niebezpieczeństwo!



W oczekiwaniu na kiełbaski wspólnie żartowaliśmy, rozmawialiśmy o tym kto skąd pochodzi, gdzie mniej więcej mieszka, jak sobie radzi w Szwecji, a jeśli ktoś miał jakiś kłopot związany z życiem tutaj w Szwecji, wspólnie staraliśmy się mu doradzić, by było mu łatwiej. Niektórzy znaleźli kilka jadalnych grzybów, a także jagody. Dzieci łapały małe żabki i koniecznie chciały je zabrać do domów, ale na szczęście dały się przekonać, że w domu im będzie źle i lepiej im będzie jak je zostawimy na brzegu jeziora. Przez chwilę pokropił nas niespodziewany deszczyk, ale nie trwał on długo, i lada chwila znów pojawiło się słońce. Nasi bohaterowie, którzy nieszczęśliwie wpadli do wody, teraz przy ognisku wysuszyli swoje ubrania.



Kiedy już kiełbaski były gotowe, wszyscy zajadali się ze smakiem. Wiadomo – każdy się napracował wiosłując i teraz trzeba uzupełnić kalorie, by mieć silę na wiosłowanie z powrotem. Pani Prezes zadbała o dodatki do grilla – serwowane były pomidorki, rzodkiewki, ser żółty, szczypiorek i rzecz jasna świeży polski chlebek. Kiedy wszyscy się najedli, napili wody, herbaty lub innych napojów, postanowiliśmy zbierać się do drogi powrotnej. Chłopcy wraz z panami zagasili ogniska wodą z jeziora, panie wyzbierały wszystkie ewentualne śmieci, by nie zostawić po sobie bałaganu i wyruszyliśmy w drogę. Zapakowaliśmy bagaże, założyliśmy kapoki, wsiedliśmy do kajaków i wypłynęliśmy na jezioro. Kiedy pokonaliśmy dwa jeziora, czworo uczestników zdecydowało, że skorzystają z okazji i świadomie wskoczą do wody. W trakcie przeprawy na ostatnie jezioro oddali swoje bagaże, buty i ubrania do innych kajaków, żeby tego nie pomoczyć, gdy będą wskakiwać do wody. I faktycznie wskoczyli! W dodatku postanowili, że już nie będą wracać do kajaków, tylko w kapokach przepłyną całe jezioro i dopłyną sami do brzegu. Warto dodać, że nasz jedenastoletni Dawid z gipsem na prawej ręce (złamał kilkanaście dni wcześniej rękę skacząc po drzewach) również wskoczył do wody i kawałek przepłynął w kapoku, ale chyba zmarzł, bo po chwili wdrapał się z powrotem do kajaka i samodzielnie wiosłując dopłynął do brzegu. Część uczestników dopłynęła szybciej do brzegu i skorzystała z tego, że inni jeszcze wiosłowali, po odstawieniu kajaków na brzeg też się rozebrała do kąpielówek i wskoczyła z pomostu do wody, by się nieco ochłodzić. Wśród śmiałków były wszystkie dzieci prócz małej Agatki, która miała lekki katar, i lepiej by nie pływała w zimnej wodzie…



Kiedy już wszyscy nasi kajakarze znaleźli się na brzegu, ubrali się i pozbierali swoje rzeczy, wyruszyliśmy do wypożyczalni oddać kajaki. Zanim jednak mogliśmy je oddać, musieliśmy je wszystkie wypłukać, wiosła poukładać w odpowiednich miejscach i powywieszać kapoki do wyschnięcia.

Po wykonaniu tych obowiązków podziękowaliśmy sobie wszyscy za świetną zabawę i bardzo udany dzień. Obiecaliśmy sobie spotkać się ponownie, a kto chciał wymienił się numerami telefonów i adresami mailowymi i ruszyliśmy do swoich samochodów. Odjeżdżając zdążyliśmy sobie jeszcze pomachać na pożegnanie i każdy pojechał w swoim kierunku.



Spływ kajakowy Polskiego Domu Paradis możemy zaliczyć do kolejnej udanej imprezy, która udało nam się zorganizować. Ale nie byłoby tak świetnie, gdyby nie Wy!

Dziękujemy, że zechcieliście skorzystać z naszego zaproszenia i mamy nadzieję, że w przyszłym roku, kiedy będziemy organizować kolejny spływ spotkamy się znowu wszyscy w jeszcze większym gronie!

Już zapraszamy wszystkich innych, by również dali się porwać na kajaki, które z pewnością odbędą się w przyszłym roku!

 

Marta Kabsa - vice prezes Polskiego Domu Paradis
PoloniaInfo (2009.09.03)


 









MYCIE OKIEN (STOCKHOLM)
Sprzatanie minimum 50% lub 100% grafiki (Täby)
Praca (Värmdö )
Praca-sprzatanie (Täby)
Brukarstwo (Täby)
Praca dla ogólno budowlańca (Skåne)
BLACHARZ, LAKIERNIK (SKOGAS)
mechanik samochodowy (SKOGAS)
Więcej





Szwecja o smaku lukrecji czyli spotkanie w bibliotece Morenowej.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Kristineberg slott – piękny pałacyk z Kungsholmen.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Firma Sprzątająca
Polka w Szwecji
Muzeum tramwajów w Malmköping.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Moja historia cz.5
Polka w Szwecji
Przygoda z malowaniem
Polka w Szwecji
Nowe szwedzkie słowa 2023 - nyord
Szwecjoblog - blog o Szwecji


Odwiedza nas 23 gości
oraz 1 użytkowników.


Kolejny Polak ofiara szwedzkiego multikulti
TEMU
Szwedzki „wstyd przed lataniem” napędza renesans podróży koleją
Katarzyna Tubylewicz: W Sztokholmie to, gdzie mieszkasz, zaskakująco dużo mówi o tym, kim jesteś
Migracja przemebluje Szwecję. Rosną notowania skrajnej prawicy
Szwedka, która wybrała Szczecin - Zaczęłam odczuwać, że to już nie jest mój kraj
Emigracja dała mi siłę i niezależność myślenia










© Copyright 2000-2024 PoloniaInfoNa górę strony