Odwiedzin 37800474
Dziś 918
Czwartek 25 kwietnia 2024

 
 

Ale była szopka

 
 

Tekst: Krystyna Stochla
Foto: Bogusław "Bobo" Rawiński, Mieszko Tyszkiewicz, Michał Dzieciaszek

2009.01.30


 


Beata Rybotycka i Jacek Wójcicki podczas koncertu w ABF-ie. Fot. Bogusław "Bobo" Rawiński

Mistrz Ildefons pisał onegdaj w jednym z wierszy: ”Kraków to dama fin de sieclowa w biżuterii świateł sztucznych”, a jest to piękny wiersz o Wigilii w Krakowie, o magii tego miasta i tego święta, o sile tradycji. Wiadomo, że spośród innych pięknych miast na świecie Kraków wyróżnia tradycja bożonarodzeniowej szopki. Kto żyw wykleja owe cacka z tego co ma, udoskonala jak umie i mknie „pod Adasia”, czyli pod pomnik Adama Mickiewicza, by zaprezentować swe dzieło w konkursie.





Zobacz fotorelację z koncertów!!!
Ponad 40 zdjęć!



Zapraszam do przeczytania grudniowego numeru „Relacji”, a także artykułu Michała Dzieciaszka w „PoloniaInfo” (Nowe wcielenie Szopki Sztokholmskiej), z którego dowiemy się wiele o tej pięknej tradycji i jej związkach ze Sztokholmem.

Tym razem niestrudzony Maciek Głowacki w ścisłej współpracy z konsulem Radomirem Wojciechowskim zafundowali nam trzy niezwykle intensywne dni:

– otwarcie wystawy szopek w Muzeum Gustavianum w Uppsali,
– spotkanie Polonii w Konsulacie w Sundbyberg,
– koncert w ABF Huset.


Organizator koncertów Maciej Głowacki (drugi z prawej) wraz z artystami. Fot. Bogusław "Bobo" Rawiński

Z tej okazji owa fin de sieclowa dama wyprawiła do Sztokholmu nie lada „Kolędników”, bo z Muzeum Historycznego miasta Krakowa przyjechał wicedyrektor pan Jacek Salwiński, pracownicy działu szopek Marta Smietana i Łukasz Olszewski, a także najsłynniejszy twórca szopek Roman Woźniak z poślubioną niedawno Marią Kozłowską-Woźniak. Prościutko z „Piwnicy pod Baranami” przyjechali:

Pani Halina Jarczyk – rubensowski anioł ze skrzypcami i z poczuciem humoru, w pelerynie złotych włosów,

Pan Konrad Mastyło – pianista, który jest wzorem wierności dla „Piwnicy”. Oklaskiwałam Go jeszcze jako ognistego bruneta w lokach, a teraz to chyba tym srebrem przyprószył się specjalnie „pour la chec” na czas wizyty w Sztokholmie…

Pani Beata Rybotycka – wielka gwiazda, bez gwiazdorskich fanaberii, miła, ciepła, naturalna i piękna.

Pan Jacek Wójcicki – dziecię krakowskiego Zwierzyńca przywykłe do kolędowania od maleńkości. Głos jak dzwon i z tym głosem wyprawia co Mu się tylko podoba.


Otwarcie wystawy szopek w Uppsali. Fot. Michał Dzieciaszek

Otóż najpierw było otwarcie wystawy w Muzeum Gustavianum w Uppsali – bardzo uroczyste i starannie przygotowane. Nie zawiódł nikt z zaproszonych gości, przybyli senatorowie i politycy, dyplomacja, również rektor Uniwersytetu i prezydent Uppsali. Były uroczyste przemówienia, pyszne jedzenie i wyborne trunki. Szopki lśniły i migotały światłem i w tej scenerii śpiewali piwniczni artyści.

Drugiego wieczoru odbyło się spotkanie przedstawicieli Polonii w Konsulacie w Sundbyberg – kameralne, z małym koncertem „Piwniczan”. Tu gwiazdą wieczoru była szopka wykonana przez pana Woźniaka na zamówienie Leszka Aksamita. Stała na honorowym miejscu pięknie oświetlona i wzbudzała wiele emocji.


Roman Woźniak opowiada o detalach stworzonej przez siebie szopki sztokholmskiej. Fot. Bogusław "Bobo" Rawiński

Trzeciego dnia w Sali ABF w centrum Sztokholmu odbył się koncert prawdziwy, na scenie, trwający ponad dwie godziny! Prowadził go z wielkim taktem i dowcipem pan Jacek Wójcicki. Opowiadał anegdoty, zapowiadał kolejne piosenki, no i śpiewał. I to jak! To nie tylko głos jak dzwon, ale też nienaganna dykcja pozwalająca bez trudu pokonać wszelkie językowe karkołomności. Kto z Państwa myśli, że to nic takiego, nic wielkiego, niech postara się zaśpiewać fragmenty „Karuzeli z Madonnami” lub „Czarne Anioły” nie połamawszy sobie języka.

Pani Beata oczarowała nas wdziękiem, aktorskim kunsztem, pięknymi, często zmienianymi strojami. Obojgu Artystom akompaniowali pani Halina – skrzypce i pan Konrad –fortepian.


Beata Rybotycka i Konrad Mastyło. Fot. Bogusław "Bobo" Rawiński

Tych czworo artystów w okamgnieniu, przy pomocy naprawdę skromnych środków wyczarowało jakiś magiczny nastrój, zahipnotyzowali publiczność. Zaprezentowali dawne i nowe piwniczne, powszechnie znane pieśni, kabaretowy repertuar „międzywojnia”, a także – jakże by inaczej – wybrane pieśni z repertuaru Jana Kiepury. W Ich interpretacji owe pieśni i piosenki nabrały nowego blasku i kolorytu. Każdy „numer” był osobnym mini spektaklem, osobną scenką, wypracowaną wirtuozersko w najdrobniejszym geście i mimice – cabarre’ sil vous plait!

Oj, było co oklaskiwać! Podbili serca publiczności do tego stopnia, że co chwila zrywały się spontaniczne brawa w samym środku wykonywanych piosenek. Nie bacząc na konwenanse, nie mogliśmy się powstrzymać!

Na zakończenie bisy, kwiaty, podziękowania i kurtyna w dół!

Ciekawa byłam jednak, jakie Oni – nasi goście wywożą tym razem wrażenia, bo przecież to nie była Ich pierwsza wizyta Sztokholmie.


Po koncercie wraz z wielbicielami

Za kulisami tłum ludzi – dziennikarze, fotograficy, wielbiciele, bliżsi i dalsi znajomi – wszyscy tłoczą się, chcą być jak najbliżej swoich gwiazd. Tak jest zapewne po każdym koncercie, można przywyknąć lub zwariować. Jakoś jednak dotarłam do Jacka Wójcickiego.

Krystyna Stochla: Zdawałoby się, że nie tak dawno oklaskiwaliśmy Pana śpiewającego na tych przepastnych „noblowskich” schodach w Stadshuset. Dzisiaj znów podbił Pan nasze serca. Lubi Pan dla nas śpiewać?

Jacek Wójcicki: Tak, bardzo lubię, bo widzę taki żywy odbiór, śmiech i wzruszenie, nawet czasem łezkę w oku, tak jak teraz, kiedy Beatka śpiewała kolędę dla nieobecnych. Każdy z nas ma rodzinę i bliskich, którzy odeszli, a których wspomina się przy wigilijnym stole.

Chcieliśmy zaprezentować Wam różnorodny rozległy repertuar, pokazać, że „Piwnica” była i jest, ale też sporo koncertujemy poza nią, pamiętając jednak, gdzie są nasze korzenie. Mam tego świadomość ilekroć staję przed polonijną publicznością, która wszędzie jest entuzjastyczna i życzliwa.


Jacek Wójcicki udziela wywiadu Krystynie Stochli. Fot. Mieszko Tyszkiewicz

Wy tu w Skandynawii, nawet gdy mieszkacie poza krajem 10 czy 30 lat, jesteście z Polską kulturą na bieżąco, bo z racji geograficznego usytuowania zawsze możecie do Polski przylecieć, zwłaszcza teraz, gdy są te tanie linie. Inaczej sprawa wygląda z Polakami w Kanadzie czy Australii. Oni mają ten kompleks odległości.

Pamiętam początek Pana kariery, kiedy zaczynał Pan śpiewać ze stempelkiem „uczeń Marty Stebnickiej”. Wróżono Panu wtedy wielką karierę i oto wszystko się spełniło.

Ja byłem tylko „dokształcany” przez Martę Stepnicką, a moją panią profesor była Halina Kwiatkowska – znakomita aktorka, przyjaciółka Papieża jeszcze z Teatru Rapsodycznego. Jest w świetnej formie i kiedy spotkaliśmy się ostatnio szczyciła się tym, że ma prawo jazdy już 65 lat i nadal jeździ.

Pomówmy jednak o karierze. Jakie ma Pan plany?

O planach na pewno nie będziemy rozmawiać, żeby nie zapeszyć. Jako aktor jestem szczególnie przesądny, to takie zawodowe ograniczenie. Natomiast w niedalekiej przeszłości miałem koncert w Toronto, a jeszcze wcześniej w Chicago. Występowałem z orkiestrami symfonicznymi w wielkich salach koncertowych – to było całkiem nowe wyzwanie.


Fot. Mieszko Tyszkiewicz

I zapewne inny repertuar...

O nie, ja mam taki międzynarodowy repertuar dla każdej publiczności. Trzeba wyjść poza Kraków, jesteśmy w Europie, nie miejmy kompleksów, przecież jesteśmy Polakami! Może nie każdy jeszcze mentalnie do tej Europy dorasta, ale może to i dobrze – niech każdy szuka po swojemu. My artyści mieliśmy łatwiej, bo sporo podróżujemy po świecie, mogliśmy porównywać. Zresztą muzyka nie zna granic. Jak pani wie, zapis nutowy jest uniwersalny, zrozumiały w każdym języku.

Pozostaje nam nadzieja, że w Pańskim kalendarzu podróży znów będzie miejsce na Sztokholm…

Chętnie tu przyjadę, a jako krakowianin muszę wyznać, że tego krystalicznego powietrza i wody, tego spokoju i wyważenia wam po prostu zazdroszczę. Chociaż byliśmy przed świętami na zakupach w NK i byłem zdumiony strasznym rozgardiaszem.


Fot. Bogusław "Bobo" Rawiński

To czas szczególny…

Ale to ożywienie bardzo przypominało mi Kraków. Wszędzie przytulne kawiarenki, w których można wypić pyszną kawę. Odwiedzałem więc znane miejsca i odkrywałem nowe.

Zapraszam zatem do kolejnej wizyty i dziękuję za rozmowę.

***

Pani Beata Rybotycka usiłuje w kąciku dyskretnie zmienić garderobę, równocześnie składa autografy, jakby pozuje do zdjęć, od czasu do czasu popijając łyk herbaty.

Krystyna Stochla: Pani Beato, oczarowała nas pani wdziękiem, śpiewem i pięknymi strojami. Każda pani piosenka to aktorski spektakl…

Beata Rybotycka: Bo taki właśnie jest kabaret, składa się z wielu elementów, bardzo różnych i bardzo wyrazistych.


Beata Rybotycka udziela wywiadu Krystynie Stochli. Fot. Mieszko Tyszkiewicz

I jakże miło oklaskiwać Panią znów pod szyldem „Piwnicy”. Po śmierci Piotra było takie poruszenie „ci odlatują, ci zostają”…

To był bardzo trudny czas dla wszystkich, a przecież graliśmy również w wieczór, gdy umierał. Piotr wiedział, że to koniec, ale nie mówił, że trzeba zamknąć kabaret. To jest przecież dzieło Jego życia. Ja już nie gram jak dawniej co sobotę, bo mam inne obowiązki. Jednak jestem w „Piwnicy”, kiedy tylko mogę i jak zawsze czuję, że oddycha się tam innym powietrzem.

Podobno związała się Pani na dobre i na złe z „Teatrem Stu”.

Tak – i jak pani zapewne wie – nie tylko zawodowo (dyrektor teatru Krzysztof Jasiński jest mężem pani Beaty – przyp. K.S.). Gram tam bardzo dużo, teraz w sześciu różnych dramatach, sześć bardzo różnych ról.


Fot. Bogusław "Bobo" Rawiński

Przepraszam, równocześnie?

No nie, wymiennie, ale muszę być „dyspozycyjna”.

Rozmawiałam niedawno z pewną znaną aktorką i ona żaliła się, że żadna szkoła nie uczy studentów, jak wyciszyć się po spektaklu. Schodzi się ze sceny i nie wiadomo, co zrobić z rozpędzonymi emocjami.

…tak? A to ciekawe… Wie pani, ja jestem kobitka ze Śląska, ja takich problemów nie mam. Schodzę ze sceny, zmywam makijaż, wsiadam w auto i jadę do domu. Mam rodzinę, muszę zrobić kolację, porozmawiać z córką. Teatr to praca, a gdy spada kurtyna wraca się do życia. Normalne sprawy muszą mieć swój normalny rytm.

No przecież mnie Pani nie przekona, że można wejść na scenę niemalże z siatką z zakupami.

(śmiech) A wie pani że tak? Są takie role, w które niezwykle łatwo się wchodzi. Ale też muszę przyznać, że gdy gram dużą dramatyczną rolę, taką wymagającą skupienia, to nakręcam się już od rana. Wtedy wszyscy wiedzą, że lepiej trzymać się z daleka.


Fot. Bogusław "Bobo" Rawiński

A więc jednak! Będę niebawem w Krakowie i chętnie zobaczę Panią w takiej dużej dramatycznej roli.

Zapraszam. „Teatr Stu” jest jednym z nielicznych, który prezentuje repertuar w Internecie. Łatwo coś Pani wybierze.

Na zakończenie jedno pytanie: Jakie wrażenie zrobił na Pani Sztokholm i my – sztokholmscy Polacy?

Na wszystko jest jak zwykle za mało czasu. Dzięki Maćkowi i jego synowi, który nas tu i tam powoził i sporo pokazał – zobaczyliśmy trochę tego pięknego miasta. Wprawdzie mamy swój magiczny Kraków, ale ten wasz Sztokholm na wodzie, z łukami mostów, z tą przyrodą wśród pięknych kamienic zapiera dech w piersiach. A wy – nasza publiczność na każdym kroku dajecie nam odczuć sympatię i uznanie. Bardzo chętnie znów dla Was zaśpiewam.

Czekamy, zapraszamy, do zobaczenia.

***

Przez cały czas rozmowy krzątała się w pobliżu pani Halina Jarczyk. Coś pakowała, rozpakowywała, wnosiła, wynosiła, nie spoczęła nawet na chwilę.


Rubensowski anioł Halina Jarczyk. Fot. Mieszko Tyszkiewicz

Krystyna Stochla: Pani Halino, czy zdarza się Pani odpocząć?

Halina Jarczyk: (zaduma) Chyba nie, nie mam na to czasu. A zorganizowana jestem jak w harcerstwie, chociaż nigdy do harcerstwa nie należałam. Proszę pani: dzieci, wnuki i sparaliżowana matka. W Krakowie pracuję jako kierownik muzyczny w Teatrze Słowackiego, robię z Lopkiem Kozłowskim i Jackiem Cyganem taki cykliczny program na Kazimierzu i sto innych rzeczy.

Żeby mi się w głowie nie przewróciło, to wyprowadziłam się z Krakowa do domu z ogrodem, a i dom i ogród mają swoje wymagania. Oczywiście są różne przetwory, konfitury, pomidory i kiszone ogóry. No i jeszcze jest pasieka. Żeby to ogarnąć muszę mieć wielką dyscyplinę.

I jak tu przy Pani powiedzieć, że jest się zajętym…

Ja sama wiem, że to wariactwo, ale nie umiem inaczej żyć.

***

Wybiegamy z teatru najostatniejsze, obwieszone pakunkami. Już wygaszone światła w foyer i na schodach. Zatrzymałam się w tym mroku i pytam:


Fot. Bogusław "Bobo" Rawiński

Lubi Pani ten moment, kiedy już po wszystkim i można z ulgą odetchnąć?

Otóż nie! Ja lubię ten bałagan, kiedy powstaje spektakl. Plątanina kabli, krzyki, burza koncepcji i nie wiadomo jeszcze, co się urodzi. A potem nagle wszystko wygładzone, uczesane i oto zaczyna się gra. Ta droga do celu, ta burza pomysłów jest dla mnie najbardziej inspirująca.

Pan Święcicki mi szepnął, że te programy na Kazimierzu nie byłyby takie piękne bez pani czarodziejskich skrzypiec.

To jest bardzo wymagający instrument. To jest instrument, który poznaje się latami, instrument dla ludzi dojrzałych Moje poznawanie skrzypiec trwało długo zanim zrozumiałam ich duszę.

***

Pora się żegnać. Wszyscy organizatorzy, a zwłaszcza państwo Wojciechowscy i państwo Głowaccy – bo przecież w tę organizacyjną „wirówkę” włączyły się gorliwie obie żony Beata i Lidia – mogą te dni ocenić w kategorii sukcesu. Zainteresowanie było ogromne. Nawet uppsalskie dzieci zaczęły konstruować szopki na szkolnych zajęciach.


Fot. Bogusław "Bobo" Rawiński

Pan Konsul podczas spotkania w Sundbyberg poinformował nas o zmianach administracyjnych. Konsulaty zostaną zlikwidowane i podporządkowane Ambasadzie, będą jednym z działów tej placówki. Zatem ta piękna impreza była fajerwerkiem na finał. Wypada nam marzyć, że nową siedzibą będzie budynek przy Villagatan 2.

A nasi goście? Wśród śmiechów i żartów zrobiliśmy jeszcze pożegnalne „rodzinne” zdjęcie i odfrunęli, pomachawszy nam na pożegnanie skrzydłami. Odfrunęli do swej Damy fin de sieclowej na czas wielkiej kolędy, gdzie „…ten sam stróż stoi na bramie, przy bramie ten sam kamień…”.
 

Krystyna Stochla
Foto: Bogusław "Bobo" Rawiński, Mieszko Tyszkiewicz, Michał Dzieciaszek
PoloniaInfo (2009.01.30)
Relacje 


 






praca w restauracji (stockholm)
Firma sprzatajaca - Cleanflat (STOCKHOLM)
Praca - sprzątanie (Spånga)
Spawacz 136/138 Sztokholm (Sztokholm)
Potrzebna pomoc na dzis (ok 4 godz.) (Södertälje)
sprzatanie Bålsta (Bålsta )
Sprzątanie/Grafik/Sztokholm (Sztokholm )
Praca od zaraz! (Malmo)
Więcej





Ugglegränd o jednej z najkrótszych uliczek w Sztokholmie.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Szwecja o smaku lukrecji czyli spotkanie w bibliotece Morenowej.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Kristineberg slott – piękny pałacyk z Kungsholmen.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Firma Sprzątająca
Polka w Szwecji
Moja historia cz.5
Polka w Szwecji
Przygoda z malowaniem
Polka w Szwecji
Nowe szwedzkie słowa 2023 - nyord
Szwecjoblog - blog o Szwecji


Odwiedza nas 14 gości
oraz 0 użytkowników.


Szwedzki „wstyd przed lataniem” napędza renesans podróży koleją
Katarzyna Tubylewicz: W Sztokholmie to, gdzie mieszkasz, zaskakująco dużo mówi o tym, kim jesteś
Migracja przemebluje Szwecję. Rosną notowania skrajnej prawicy
Szwedka, która wybrała Szczecin - Zaczęłam odczuwać, że to już nie jest mój kraj
Emigracja dała mi siłę i niezależność myślenia










© Copyright 2000-2024 PoloniaInfoNa górę strony