Odwiedzin 37801876
Dziś 2320
Czwartek 25 kwietnia 2024

 
 

Wywiad z Dominiką Depczyk

 
 

Rozmawiała: Dominika Wypych
Foto: Bogusław "Bobo" Rawiński

5/2008
 



PLm: Dominiko, jesteś artystką, która znalazła już miejsce w sercach sztokholmskiej widowni. Chciałabym, abyś przybliżyła swoja osobę nowoprzybyłym Polakom.

DD: Jestem z wykształcenia wokalistką. Ukończyłam Szkołę Muzyczną II st. im. Fryderyka Chopina w Warszawie (tzw. „Bednarska”) na wydziale wokalnym i rozrywkowym.

Śpiewałam oczywiście dużo wcześniej i właściwie nie pamiętam już, kiedy zaczęłam. Dla mnie był to zawsze dość naturalny środek wyrazu. Jako dziecko, a potem nastolatka śpiewałam w różnorodnych grupach wokalnych działających przy kościele, a także w chórze szkolnym.

Jednak dopiero dzięki szkole muzycznej i kilku dobrym pedagogom, spotkanym tam, zaczęłam bardziej świadomie traktować śpiewanie i w ogóle bycie na scenie. Co do poszukiwania własnego głosu (dosłownie i w przenośni), to myślę, że jest to niekończący się proces, trwa do dzisiaj. (Śmiech) Do Szwecji przyjechałam dawno (tak mi się przynajmniej wydaje) i właściwie na chwilę, i trochę przypadkowo. Upss... przecież ja nie wierzę w przypadki. (Śmiech)

Chciałam nabrać dystansu do siebie i swojego życia. Czułam głęboką potrzebę zbudowania swojej rzeczywistości od początku, bardziej świadomie, odnalezienia własnego miejsca w życiu. W każdym razie nigdy nie myślałam o Szwecji, jako o miejscu mojego przeznaczenia. Tymczasem zauroczyła mnie od pierwszego wejrzenia... Te skały , woda, przestrzeń i wrażenie stałości i bezpieczeństwa. A Sztokholm mnie oczarował...

PLm: Chciałabym zapytać o brzmienie Twojego głosu. Wielu artystów twierdzi, że to sprawa dziedziczna, czy jest tak również w Twoim przypadku?

DD: Czy ja wiem... Samo brzmienie głosu, to pewnie sprawa dość indywidualna w moim przypadku. Za to w kwestii otwarcia na samą muzykę, rola bliskich nie pozostaje bez znaczenia. Oboje rodzice lubią śpiewać, w moim domu rodzinnym wciąż obowiązuje świąteczne śpiewanie kolęd. Moja siostra Magdalena, choć głównie wykonuje zawód tancerki i choreografa, to również pracuje głosem. Moja babcia od strony mamy, której to zarówno ojciec, jak i brat byli organistami, będąc solistką w chórze, marzyła o karierze primadonny. Nie dane jej było spełnić tych marzeń. Może ja w pewien sposób spełniam je dwa pokolenia później.

Nie mogę nie wspomnieć o domowej kolekcji płyt, które słuchałyśmy z siostrą na walizkowym gramofonie cioci, i które to płyty wykorzystywałyśmy jako tło naszych ”występów”. Dumą była oryginalna płyta Elvisa Presley’a (z utworem Fever) zdarta przez nas do granic możliwości.



PLm: Jaki artysta jest Ci najbliższy, kto jest muzycznym guru Dominiki Depczyk i dlaczego?

DD: To naprawdę trudne pytanie... Nie jestem pewna czy mam jakiegoś jednego guru. Słucham różnorodnej muzyki i z różnych powodów. Moją pierwszą fascynacją był chyba Stanisław Soyka i jego charakterystyczna i intrygująca artykulacja dźwięków oraz sugestywnie brzmiący fortepian. Płyty Radioaktywny a potem Acoustic wywarły na mnie duże wrażenie pozostawiając ślad w myśleniu o piosenkach w ogóle.

Potem była klasyka jazzu, głównie wokalnego z genialnymi improwizacjami Elli Fitzgerald, była Billie Holiday, Frank Sinatra, Sarah Vaughan i Abbey Lincoln, ale także Miles Davis, Chet Baker i wiele innych znakomitości, od których wciąż uczę się jak śpiewać i interpretować standardy jazzowe. Następną fascynacją była dla mnie na pewno Aretha Franklin – nigdy wcześniej nie słyszałam, żeby ktoś z taką mocą śpiewał, a Machalia Jackson – the queen of gospel.

Potem przyszła kolej na Stevie Wonder’a, Quincy Jones’a, Pata Metheny i, rzecz jasna, Stinga.

Wśród płyt, po które sięgam jest i Sade, i Lauryn Hill, i chóry bułgarskie, jest Take 6, Diana Krall i Voo Voo. To czego słucham zależy od tego czego w danym momencie potrzebuję: jeśli chcę poezji, włączam Grechutę czy Turnaua, jeśli mam ochotę na posłuchanie historii (lubię, kiedy piosenki opowiadają jakieś historie) włączam płyty Martyny Jakubowicz albo ostrzej brzmiące Lao Che. Upraszczam oczywiście sporo te „funkcje” poszczególnych artystów i gatunków muzycznych, ale trochę to tak działa u mnie.

Moim faworytem, jeśli chodzi o współczesny polski męski głos i sposób śpiewania, jest Mieczysław Szcześniak, kobiecy to zdecydowanie Kayah. Moje odkrycia szwedzkie to miedzy innymi Monica Zetterlund, Lisa Nilsson, Victoria Tolstoy i Bo Kaspers Orkester. A rap po szwedzku, tak jak i po francusku, to dopiero brzmi! (np. Ken albo Timbuktu).

Mogłabym wymienić jeszcze wiele nazwisk, które miały i mają wpływ na mój rozwój muzyczny, ale uogólniając, to poszukuję prawdy w muzyce (w sztuce w ogóle). Doceniam, kiedy artyści starają się mówić swoim własnym głosem i nie próbują oszukać odbiorcy lśniącą powierzchownością, pod którą niewiele się kryje.

PLm: Z kim tworzysz muzykę? Wolisz pracować ze szwedzkimi, czy polskimi artystami?

DD: Współpracuje zarówno ze szwedzkimi muzykami jak i z polskimi, i z tymi drugimi chyba jednak dużo częściej. A kwestia występowania z różnymi instrumentalistami, wynika z potrzeby nowych doświadczeń i inspiracji. Mam szczęście i przyjemność pracować ze świetnym muzykiem Witoldem Robotyckim - pianistą, którego postrzegam nie tylko jako starszego kolegę, ale też w pewnym sensie mentora – oraz basistą Januszem Słotwińskim.



Jeśli chodzi o szwedzkich muzyków, to na moim ostatnim koncercie w Galerii „Lyktan” w Skogås, podczas wernisażu Tomka Rzepeckiego, zagrał ze mną rewelacyjny gitarzysta Tomas Brocklandem oraz kontarbasista Peter Söderblom.

Moim ideałem jest, by ludzie, którzy ze sobą muzykują, mięli wspólny język nie tylko na scenie, ale również poza nią i ten argument biorę pod uwagę, jeśli mam wpływ na wybór składu zespołu, poza profesjonalizmem muzyków oczywiście. Rzecz jasna, często trzeba podejmować trudne decyzje nie zapraszając do współpracy kogoś, kogo się ceni, bo po prostu nie da się wystąpić ze wszystkimi na raz.

PLm: Jak często koncertujesz? Gdzie Cię możemy spotkać?

DD: Tak naprawdę koncertuję dość rzadko, w każdym razie nie tak często, jak bym chciała. Mam za sobą kilka solowych występów tu w Sztokholmie, jak również poza. Wymienić tu mogę Konsulat Generalny RP, Instytut Polski czy wielokrotne występy w Skogås, organizowane przez Kulturförening „Lyktan” (tu podziękowania dla pani Grażyny Kulpy i jej współpracowników).

Muszę wspomnieć także o wspólnym przedsięwzięciu „Vår salong” z 2004 roku. Korzystając z gościnności pani Danuty Fries i Galleri A-line Art., zorganizowaliśmy wraz z Tomkiem Rzepeckim (malarstwo), Bogusławem Rawińskim (fotografia) oraz Dorotą Esmont (mlarstwo) wystawę i koncert.

Oprócz tego dane mi było brać udział w innych grupowych projektach sceniczno-muzycznych współpracując z kilkoma znaczącymi postaciami Polonii sztokholmskiej, między innymi Markiem Terpiłowskim, Zbyszkiem Bizoniem, Joanną Janasz czy Daną Rechowicz. Ostatnio związana jestem bliżej z grupą „Bagatela”, skupiającą kilka artystycznych dusz, prowadzonych przez Marię Kabałę-Rejment.

PLm: Dominiko, zastanawiam się, czy masz tremę, dreszczyk emocji, na kilka minut przed wyjściem na scenę, czy po prostu jesteś pewna, że wszystko się powiedzie i w zasadzie nic specjalnie podczas występu nie jest w stanie Cię zaskoczyć?

DD: Tremę mam zawsze i tak naprawdę nie wielu rzeczy w życiu jestem pewna. (Śmiech)

Co do tremy jeszcze, to o ile jest mobilizująca, to wychodzi tylko na dobre artyście, gorzej, gdy zdarzy się obezwładniająca. Wtedy można już iść do domu... Czasami łatwiej jest opanować drżący głos niż drżącą nogę. (Śmiech)

Tu moje pytanie do specjalistów: dlaczego?

Wiem, brzmi to zabawnie, ale jak się stoi samemu na scenie, a przed sobą ma się kilkadziesiąt par oczu, nie zawsze życzliwych, wpatrzonych w siebie, nie wygląda to już tak zabawnie... brrrr



Kontynuując odpowiedź na Twoje pytanie, to element zaskoczenia potrafi być czasami inspirujący czy wręcz uskrzydlający. Dzieje się tak np. wtedy, kiedy muzycy zaczynają improwizować, a myśl jednego rozumiana jest i podchwytywana przez pozostałych. To absolutnie cudowne uczucie, kiedy wspólne muzykowanie jest naprawdę wspólne. A im lepiej dopracowany repertuar, tym większa szansa na dobrą improwizację.

PLm: Przybliż naszym czytelnikom koncert, który odbędzie się w maju. Ponoć to początek serii koncertów z cyklu „Dominika Depczyk i...” Czy mogłabyś uchylić rąbka tajemnicy, co za tym się kryje i kogo będziemy mogli zobaczyć na sztokholmskiej scenie, jako Twojego gościa?

DD: Gorąco zapraszam wszystkich na mój koncert, który będzie miał miejsce 30 maja tego roku w TeaterStudio Lederman w Sztokholmie. Dzisiaj, kiedy rozmawiamy, jeszcze nie wszystkie kwestie koncertu są dopięte na ostatni guzik, między innymi otwartą wciąż sprawą jest skład muzyków. Na pewno na scenie pojawią się wymieniani wcześniej panowie Robotycki i Słotwiński, a także najprawdopodobniej Kazimierz Drozdowski (gitara, saksofon, skrzypce) oraz perkusista.

Tym koncertem chciałabym bliżej zaprezentować siebie publiczności, może przypomnieć, prezentując muzyków, których lubię i muzykę, którą kocham. Na koncert będą się składać w dużej mierze utwory innych artystów (chociaż pojawi się też kilka piosenek z moimi tekstami), bo przecież tyle pięknych utworów zostało stworzonych, więc dlaczego ich nie grać?

To prawda, że koncertem tym chciałabym rozpocząć pewien cykl, w którym mogłabym prezentować różnych artystów, zarówno ze Szwecji jak i z Polski, jednak czy urzeczywistnienie tego zamierzenia będzie możliwe, okaże się wkrótce.

Wiele zależy od faktu czy zdołamy uzyskać pomoc przy realizacji tego pomysłu, chodzi o sponsoring – nie ukrywam, ze to sprawa kluczowa, jeśli chce się zrealizować wydarzenie artystyczne, takie jak koncert na przykład, w pełni profesjonalnie.

Wracając do mojego majowego koncertu, muszę podkreślić ogromny wkład pana Konsula Generalnego Radomira Wojciechowskiego, który objął mecenatem to wydarzenie. Bez Jego wsparcia i życzliwych sugestii prawdopodobnie nie zdecydowałabym się podjąć ryzyka realizacji tego projektu.



PLm: Jakie są Twoje plany na przyszłość? Może nagranie albumu?

Moje plany? Przede wszystkim dożyć do końca maja i zagrać dobry koncert, i nie musieć rezygnować ze zbyt wielu zamierzeń, które sobie założyłam. Planuję także nareszcie zaangażować profesjonalnie działającego i godnego zaufania agenta, który przejmie ode mnie te wszystkie kwestie organizacyjne, bym mogła spokojnie skupić się na sprawach wyłącznie artystycznych. Ale to planuję już od dawna... (Śmiech)

Chciałabym też, żeby każdy sukces, jaki osiągam, mały czy duży, jaki by on nie był, mogła dzielić z innymi ludźmi. Wiele doświadczyłam dobra w życiu i, o ile to możliwe, chcę oddawać to dalej.

A nagranie albumu, to naturalnie rzecz znacząca dla każdego muzyka, czy się uda w bliskiej przyszłości ziścić te plany, czas pokaże.

PLm: Dziękujemy za rozmowę i trzymamy kciuki.
 

Rozmawiała: Dominika Wypych
Foto: Bogusław "Bobo" Rawiński
PL Magazyn (5/2008)



Koncert Dominiki Depczyk w Sztokholmie, 30 maja 2008 r.
 






Pracownik återvinningscentral (Sztokholm)
Praca- sprzątanie (Tyresö )
Praca dla operatora koparki (Stockholm)
🌟 Szukamy pracownikow do zespołu sprzątającego! (Stockholm)
Praca dla Ogolnobudowlanca (malmö)
Sprzatanie (Sztokholm)
Firma zatrudni (Bandhagen )
praca w restauracji (stockholm)
Więcej





Ugglegränd o jednej z najkrótszych uliczek w Sztokholmie.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Szwecja o smaku lukrecji czyli spotkanie w bibliotece Morenowej.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Kristineberg slott – piękny pałacyk z Kungsholmen.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Firma Sprzątająca
Polka w Szwecji
Moja historia cz.5
Polka w Szwecji
Przygoda z malowaniem
Polka w Szwecji
Nowe szwedzkie słowa 2023 - nyord
Szwecjoblog - blog o Szwecji


Odwiedza nas 28 gości
oraz 0 użytkowników.


Szwedzki „wstyd przed lataniem” napędza renesans podróży koleją
Katarzyna Tubylewicz: W Sztokholmie to, gdzie mieszkasz, zaskakująco dużo mówi o tym, kim jesteś
Migracja przemebluje Szwecję. Rosną notowania skrajnej prawicy
Szwedka, która wybrała Szczecin - Zaczęłam odczuwać, że to już nie jest mój kraj
Emigracja dała mi siłę i niezależność myślenia










© Copyright 2000-2024 PoloniaInfoNa górę strony