Odwiedzin 37830385
Dziś 3320
Piątek 3 maja 2024

 
 

Moja własna Vätternrunda

 
 

Tekst: Ewa Kłoskowska
Foto: Krzysztof 'Marian' Marianiuk, Krzysztof Gniady

2007.06.20
 


Wyruszyliśmy o świcie.

Obiecałam, że jeżeli uda mi się dojechać do mety, to opiszę wrażenia z mojego pierwszego rajdu rowerowego dookoła jeziora Vättern. 300 km! Dawałam sobie 50 procent szans na sukces. Bardzo bałam się bólu, zmęczenia, tego że sobie nie poradzę. Daleko mi było w obecnym sezonie do chociażby połowy z tych zalecanych 1000 km w siodełku. Nie dlatego, że zlekceważyłam zalecenia - chciałam, ale nie wyszło.

Zaraz po odebraniu numerów startowych, na kilka godzin przed godziną "zero" natknęliśmy się w sklepie na Renatę Chlumską (szwedzką odpowiedniczkę polskiej Martyny Wojciechowskiej, córkę czeskich emigrantów). Po przejechaniu i przepłynięciu 18 tysięcy kilometrów rowerem i kajakiem przez całe Stany Zjednoczone stwierdziła, że Vätternrundan też będzie dla niej wyzwaniem! Pojawiła się (nie pierwszy raz tego dnia) przerażająca myśl: "Co ja tutaj w ogóle robię?". Robię, nie robię - najmądrzejsze w tej sytuacji było pójść się przespać.

O godzinie 4.30, w nocy z piątku na sobotę, pojawiliśmy się na starcie w centrum Motala. Ponad 17 godzin później byliśmy tam z powrotem, na mecie.

Co 2 minuty wypuszczano po 70 zawodników. Wśród tych siedemdziesięciu byłam ja - amator. Cały czas miałam w głowie rady bardziej doświadczonego znajomego: "Pamiętaj, na początku łatwo poddać się ogólnej euforii i przesadzić z prędkością, musisz zostawić siły na później". OK, przez pierwsze 100 km nie będę przekraczała średniej 22 km/h. Przekroczyłam...


Autorka artykułu zaraz przed "chwilowym zwątpieniem".

Co chwila wyprzedzały mnie znacznie szybsze peletony. Szu-szu-szu, niemalże wciągały w swój wir. Przyjemnie było popatrzeć. Patrzyłam również na piękne krajobrazy. Wszystko nowe, więc wszystkiego byłam ciekawa, a Szwecja jest piękna przecież. Nabrałam ochoty by pojechać tam kiedyś już na spokojniej, pobiwakować trochę nad jeziorem. Potem, przez kilkadziesiąt kilometrów, całą moją uwagę zajmowały barczyste plecy przede mną. Numer 17474. Dobrze ochraniały przed wiatrem.

Pierwsze 120 km, do śniadania w Jönköping, poszło prawie jak z płatka. Pojawiła się nadzieja, że może dalej też tak pójdzie? Wyżej wymieniony znajomy radził jeszcze: "Jak już zaczniesz tracić wiarę w sens tego wysiłku, a przyjdzie taki moment - to pomyśl sobie, że czasami dobrze się po prostu upodlić".

Nie poczułam się ani razu upodlona, nie miałam pretensji do wynalazcy roweru, ani do nikogo innego, że dałam się na to namówić, ale między Jönköping a Hjo pojawiło się lekkie zwątpienie. Jeszcze nie zgłodniałam po śniadaniu, picia też miałam sporo w bidonach (na wszelki wypadek wiozłam ze sobą aż dwa - tak jak zresztą wiekszość uczestników), nienaruszony banan z Jönköping czekał na mnie w kieszeni na plecach, więc zdecydowałam się przeskoczyć kolejny postój. Jednak droga do obiadu w Hjo bardzo się dłużyła... 56 km... pedałuję, pedałuję... 50 km... Jeszcze nawet nie połowa trasy!


Na którymś z postojów. W tle skrzynki z zakąskami.

Nie pocieszał mnie nawet widok kolarzy z numerami poniżej 8 tysięcy. Ci to musieli chyba startować w piątek wieczorem! Co oni tu tak długo robią? Widoki też były już jakieś niepiękne... W końcu zupełnie już zła obiecałam sobie, że jeśli kolejny drogowskaz będzie wskazywał, że zostało mniej niż 10 km to jadę dalej, jeśli więcej niż 10 to chyba się poddam. Przeczytałam: Hjo 10 km.

Lazania, kanapka z "Kalles kaviar" i kawa dodały mi sił. Na chwilę podłączyłam się nawet do nieco za szybkiej jak na moje możliwości grupy pedałujących. Aż do momentu, gdy poczułam jakby ktoś wbijał mi pierwszą szpilkę w lewe kolano. Potem kolejną. Byłam jednak dobrze przygotowana na taką ewentualność. Przepytałam wcześniej znajome dziewczyny o rady/własne doświadczenia, poczytałam forum vatternrundan.se. Na bolące kolana najlepszy jest Ipren. Pierwszą tabletkę wziełam na 206-tym kilometrze, kolejną na 286-tym. Pomogły. Tak bardzo pomogły, że aż wzięłam kolejną tabletkę następnego dnia przy śniadaniu.


Na 80 kilometrów przed metą zostaliśmy pobłogosławieni przez jakiegoś księdza niezidentyfikowanego wyznania.

Niewiele pamiętam z ostatnich stu kilometrów. Nie pamiętam nawet, że w sobotę świeciło słońce, więc w niedzielę zdziwiłam się, gdy zobaczyłam swoją czerwoną twarz... Pamiętam tylko, że dużo czasu zajmowało mi myślenie, o której z aktualną prędkością dojadę do mety, o ile muszę przyspieszyć żeby dojechać na 21.00, czy jest w ogóle szansa zdążyć na tę godzinę (nie zdążyłam), czy zatrzymać się na kolejnym postoju czy nie. Wcześniej nie sądziłam, że to może być takie absorbujące myślenie...

Pamiętam, że mijaliśmy dwie rozwalone ciężarówki, które zderzyły się 100 m za znakiem "Olycksdrabbad vägavsnitt" (odpowiednik polskich ostrzeżeń o "czarnych punktach") i leżały przewrócone w rowach po obu stronach drogi. W jednej nie zostało nic z kabiny kierowcy, drugiej nie zdążyłam się przyjrzeć - nie zwolniłam przy mijaniu.


Pamiętam, że mijaliśmy dwie rozwalone ciężarówki...

Pamiętam jak smakowały mi bułki z miodem, zagryzane małosolnymi ogórkami i popijane słodką zupą jagodową (a ja już od dobrych 10 lat nie słodzę...). Pamiętam, że pod jakieś dwie górki nie wjeżdżałam już na rowerze, tylko go prowadziłam. Z ostatnich 20-tu kilometrów pamiętam pikniki w ogródkach przy drodze, z wesołymi imprezowiczami, którzy nas "heja heja" pocieszali, że do mety już nie tak daleko. A my mijaliśmy ich z zawrotną prędkością 15 km na godzinę i większą ochotą na to ich zimne piwo niż dalsze pedałowanie...

A meta w Motala była na drugim końcu miasta (przy wjeździe mijaliśmy nasz kemping)... A deszcz zaczął kropić dopiero na mecie, chociaż zapowiadali opady na całą drugą połowę dnia... I dostałam brązowy medal, a mój współtowarzysz cierpień, który zniósł tak dzielnie moje - zbyt wolne jak na jego możliwości - tempo, dostał srebrny (za piątą Vätternrundan)... A piwo bezalkoholowe na mecie i zimny makaron tak smakowały... A potem trzeba było jeszcze wrócić kilka kilometrów (no może tylko dwa) na rowerze do kempingu... I nie pamiętam, kiedy zasnęłam...

W przyszłym roku znowu jedziemy! Tylko dobrze sobie przedtem potrenuję i postaram się ruszyć wcześniej, żeby było jeszcze się pod kogo "podczepić", czyli "siąść na ogonie". Myśl o tzw. "Szwedzkim Klasyku" wydaje mi się coraz mniej odległa...

Trochę faktów:

* Vätternrundan organizowana jest od 1966 roku.
* W tym roku zapisało się 17863 osób, w tym 2476 kobiet.
* Reprezentowane były 34 nacje, również Polacy (podający stały adres zamieszkania w Polsce).
* 15673 rowerzystów pojawiło się na starcie.
* 719 zrezygnowało na trasie.
* Renata Chlumska miała czas 12 godz. 30 min.
* Numer 17474 zrezygnował z dalszej jazdy o godz. 11.19.
* Poza 300 km Vätternrundan organizowane są jeszcze rajdy: Tjejvättern (kobiecy) - 90 km i Halvvättern (połowa) - 150 km. Więcej informacji można znaleźć na stronie www.vatternrundan.se
* En Svensk Klassiker ("Szwedzki Klasyk") to wyzwanie, któremu od 1971 roku z powodzeniem stawiło czoła 23005 mężczyzn i 4734 kobiety. Żeby zdobyć dyplom trzeba w ciągu 12-tu miesięcy pokonać: na nartach biegówkach, Engelbrektsloppet 60 km albo Vasaloppet/Öppet Spår 90 km; na rowerze, Vätternrundan 300 km; wpław Vansbrosimningen 3 km; biegiem Lidingöloppet 30 km.
 

Ewa Kłoskowska
Foto: Krzysztof 'Marian' Marianiuk, Krzysztof Gniady
PoloniaInfo (2007.06.20)



Artykuły w temacie

  Vätternrunda
     Vätternrunda - wywiady
 






Praca w firmie sprzatajacej w Sztokholmie (Stockholm)
Praca od zaraz Stolarz (Stockholm )
DAM PRACE / BUDOWLANKA (Odeshog)
sprzatanie (Vändelsö)
Praca w firmie sprzątającej (Bjärred)
Praca w lesie (Gagnef)
LAKIERNIK SAMOCHODOWY/Stockholm (TÄBY)
Firma sprzatajac Skura (Älvsjö)
Więcej





8 najładniejszych miejsc z drzewami wiśniowymi w Sztokholmie.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Wielkanocna wyprawa do wschodniej Albanii.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Ugglegränd o jednej z najkrótszych uliczek w Sztokholmie.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Firma Sprzątająca
Polka w Szwecji
Moja historia cz.5
Polka w Szwecji
Przygoda z malowaniem
Polka w Szwecji
Nowe szwedzkie słowa 2023 - nyord
Szwecjoblog - blog o Szwecji


Odwiedza nas 14 gości
oraz 1 użytkowników.


Dzis palạ koran w Skärholmen
Szwedzki „wstyd przed lataniem” napędza renesans podróży koleją
Katarzyna Tubylewicz: W Sztokholmie to, gdzie mieszkasz, zaskakująco dużo mówi o tym, kim jesteś
Migracja przemebluje Szwecję. Rosną notowania skrajnej prawicy
Szwedka, która wybrała Szczecin - Zaczęłam odczuwać, że to już nie jest mój kraj
Emigracja dała mi siłę i niezależność myślenia










© Copyright 2000-2024 PoloniaInfoNa górę strony