Odwiedzin 37864179
Dziś 1789
Wtorek 14 maja 2024

 
 

Pierścionek spleciony z włosia

 
 

Tekst: Krystyna Stochla

 

"W czasie, kiedy w Polsce nie było ani jednego uniwersytetu, ani jednej szkoły średniej, ani jednego wydawnictwa, kiedy panowała maksymalna segregacja narodowa z wytępieniem fizycznym całego narodu żydowskiego na naszej ziemi - próba generała Andersa stworzenia, w ramach wojska na obczyźnie struktury społecznej, żywej, mocnej i giętkiej zarazem, w tradycji liberalnej, społeczności wielonarodowej - powinna pozostać w naszej pamięci jako testament na przyszłość".

Tyle Józef Czapski - a inni? No cóż, dla jednych gen. Anders to watażka na białym koniu - "wino, kobiety i śpiew" - dla innych to wybawiciel, Mojżesz, który wywiódł swój naród z ziemi nieludzkiej, z domu niewoli. Dla wszystkich człowiek dużego formatu, wybitny wódz i strateg. Powtarzam za Ewą Berberyusz*: "najpierw "uwiódł", potem "wykołował" Stalina, chociaż ten dopadł go w końcu okrężną drogą, rękami aliantów".

Gdy to się stało, generał Anders zdążył wyprowadzić już Polaków z Rosji i miał za sobą brawurowe zwycięstwo pod Monte Cassino, otwierające aliantom drogę na Rzym. Do tego wojska różnymi sposobami spieszyli ludzie z całej Rosji, wypuszczeni z łagrów: obdarci, chorzy, skrajnie wycieńczeni, zamorzeni głodem. To byli nie tylko mężczyźni, również odnajdywane cudem, zbłąkane dzieci i kobiety. Z tych kobiet generał Anders uformował również wojsko o nazwie Pomocnicza Służba Kobiet, tzw. "Pestki".

Ich rola była ogromna, opatrywały rannych, obsługiwały szpitale, kantyny, kuchnie, pracowały w szkole dla wojennych sierot, jako sekretarki w sztabie, wreszcie jako świetliczanki. Szły z armią dzielnie, zahartowane, gotowe do poświęceń. Ich wojenne losy - jak też losy kobiet z innych formacji - pieczołowicie rejestruje i opracowuje biogramy zespół naukowców przy Uniwersytecie w Toruniu pod wodzą prof. Zawackiej, a także "emisariusze" w całej Polsce. Piszę o tym dlatego, że minęło właśnie 60 lat od powstania Armii Polskiej w ZSRR, utworzonej przez generała Andersa, a w Sztokholmie odbyły się związane z tym uroczystości.

W numerze drukujemy obszerne fragmenty referatu p. Krystyny Wojtowicz, z którego dowiadujemy się bardzo dużo o roli kobiet żołnierzy w czasie II wojny światowej, a o roli "Pestek" zwłaszcza. Ja ograniczę się do relacji z uroczystości, które trwały cztery dni - między 19/10-22/10. Powołano komitet organizacyjny: Elżbieta Górfińska - przewodnicząca. Członkowie: Ewa Bielska SP (Stowarzyszenie Polek), Katarzyna Mińczykowska - Archiwum WSK Toruń, Piotr Cegielski - dyrektor Instytutu Polskiego. Członkowie honorowi: Maria Sobocińska - major WP, kombatant AK, Zofia Stadfors - ochotniczka PSK. W obchodach uczestniczył też Konsul Generalny RP w Sztokholmie Stefan Skawina, Polska Misja Katolicka, komenda Hufca "Kaszuby". Przyjechali też z Londynu nie lada goście, bo pani Irena Renata Anders - wdowa po generale i "Pestka", a także pan Juliusz Englert ze swą angielską żoną Margaret. Pan Englert jest autorem wielu świetnych albumów o wielkich Polakach, w tym o generale Andersie i podczas tych czterech dni albumy, jak i książki historyczne udostępniono do nabycia.

Było wzruszająco i podniośle! U św. Jana uroczysta msza ze sztandarami i harcerstwem w mundurach i złożeniem kwiatów pod pomnikiem katyńskim. W Instytucie Polskim dyrektor udostępnił salę kinową i salę wystawową. Posłuchaliśmy okolicznościowych referatów, a także wspomnień kombatantów. Była też projekcja filmu dokumentalnego Krzysztofa Szmagiera o całym szlaku II Korpusu i o jego wielkim wodzu. Ten film przywieziony przez p. Anders - bardzo wyważony, obiektywny - był prostą i wzruszającą lekcją historii. Pokazał życie II Korpusu takim, jak je widział rotmistrz Józef Czapski - w cytowanym na początku fragmencie Jego wypowiedzi.

Na koniec obchodów kameralne spotkanie w Stowarzyszeniu Polek i poza oficjalnym programem dodatkowa projekcja filmu i referat p. Wojtowicz w Klubie Seniora. Sama okolicznościowa wystawa - bardzo skromna, na niej eksponaty z muzeum w Toruniu i osobiste pamiątki wojenne "Pestek".

Rozmawiam z Przewodniczącą Komitetu Organizacyjnego Elżbietą Górfińską:

KS: Skąd pomysł zorganizowania uroczystości?

EG: Wszystko zaczęło się od przekazania mi pamiątek rodzinnych z Londynu, które zobowiązałam się wyeksponować, przypomnieć ludziom tamten czas. Włączyły się koleżanki ze Stowarzyszenia Polek i dyrektor Instytutu Polskiego. Niezastąpiona pani Maryla Sobocińska służyła radą i pomocą w nawiązaniu kontaktów poza Szwecją, stąd obecność pań Minczykowkiej i Wojtowicz...

KS: Czy te pamiątki są w gablotach?

EG: Tak, Wacława Banaszewska-Wrona, to moja ciotka. Pracowała na Syberii przy wyrębie lasu, później udało Jej się przedostać do Andersa i przeszła z Nim cały szlak do końca. W armii była kierowcą - prowadziła ciężki wojskowy sprzęt. Później wyszła za mąż za podpułkownika Wronę, swego wojennego druha i zostali w Anglii. Nie czuje się już dobrze, dlatego nie przyjechała, lecz przekazała mi te pamiątki wojenne.

Przyglądam się wystawie: najprawdziwszy mundur kobiety-żołnierza pożyczony z muzeum w Toruniu. Na ścianach powiększone fotografie roześmianych dziewcząt w takich właśnie mundurach. To te same srebrnowłose damy z laseczkami, którym teraz harcerze pomagają przemieszczać się podczas uroczystości. W gablotach pożółkłe dokumenty z wyblakłym atramentem, a wśród tych papierów ciekawy pierścień - pamiątka wojenna pani Zofii Stadfors.

ZS: Ja ten pierścionek kupiłam od jednego z żołnierzy. Ciekawy, bo zrobiony ze szczoteczki do zębów, spleciony z włosia. Taką miałyśmy wtedy biżuterię. Przechowuję go dla mojej rodziny, chociaż muzeum w Londynie prosiło, by go przekazać.

KS: Pani Zofio, jak trafiła pani do II Korpusu?

ZS: Przez straszne cierpienie i tułaczkę. Bo najpierw było więzienie w Łucku, do którego trafiłam po nieudanej ucieczce przez zieloną granicę. To było przed Bożym Narodzeniem. Nasz przewodnik uciekł, a ja trafiłam na trzy miesiące do więzienia. Potem było więzienie w Kijowie, skąd wysyłano skazańców do łagrów. Wreszcie etap III to Nowosybirsk, a potem droga do Tomska. Coraz częściej słyszało się rozmowy, że tworzy się Armia, więc skrzyknęliśmy się we czworo: ja, nauczyciel, student i oficer i wyruszyliśmy szukać tego wojska. Te wszystkie podróże od-bywały się w potwornych warunkach - bez jedzenia i picia. W mrozie i spiekocie, żeby mieć na bilet sprzedawaliśmy ciuchy na bazarze. Wreszcie po dwóch tygodniach do-tarliśmy do Buzułuku do Andersa. Jakie to było szczęście znaleźć się wreszcie wśród swoich! Ja pracowałam w sztabie u saperów, przy dokumentach; wszystko trzeba było pisać ręcznie, bo nie było maszyn do pisania. Z Buzułuku powędrowaliśmy dalej do Teheranu, gdzie pracowałam w cenzurze. Cenzurowaliśmy listy żołnierzy do rodzin i od rodzin. Mogłam już mieszkać poza bazą w mieście i po pracy nie nosić munduru. Miałam jedną, jedyną sukienkę. Tam poznałam swojego męża - Szweda. Związki z cudzoziemcami były źle widziane, więc musiałam napisać podanie o zwolnienie. Tak więc w Armii Andersa byłam tylko rok, na przełomie 1941/42. Później złożyłam dokumenty w poselstwie o przyznanie mi obywatelstwa szwedzkiego, bo wtedy przez małżeństwo obywatelstwo dostawało się automatycznie. Do dziś mam tamten paszport o formacie A4.

Nieposkromiona kobiecość! Do munduru pierścionek, choćby ze szczotki do zębów, frontowa miłość, małżeństwa. "Skąd Panie bierzecie tych cudzoziemców?" - pytał dowódca panią Zofię, bo prócz Jej szwedzkiego małżeństwa było jeszcze małżeństwo przyjaciółki Haliny z Duńczykiem, inna wyszła za Ormianina, a jeszcze inna za Persa - burmistrza.

Byłyśmy młode i na wszystko patrzyłyśmy inaczej - wtrąca pani Anders.

KS: Przywiozła pani film, na którym młodziutka i śliczna Renata Bogdańska w mundurze śpiewa dla wojska na zaimprowizowanej scenie. Z jakimi odczuciami Pani ten film ogląda?

RA: Mój Boże, płaczę za każdym razem, tak jak Wy dzisiaj. Cóż to były za straszne czasy! Żywcem zjadały nas wszy, spaliśmy w ziemiankach, szalały groźne epidemie. Ja i tak byłam szczęściarą, bo uniknęłam pracy w łagrach na Syberii. Kiedy wybuchła wojna właśnie zamierzałam się uczyć gry na fortepianie w Lwowskim Konserwatorium. Miałam 19 lat. W tym czasie zaczęli ze wszystkich stron napływać do Lwowa artyści - uciekinierzy. Za dużo ich, by obsadzić miejscowe teatry. Rosjanie zebrali nas w sali baletowej Teatru Wielkiego i podzieliwszy na zespoły rozesłali po Rosji "propagować polską kulturę" - jak mówili...

Za protekcją Gwidona Boruckiego dostałam się do zespołu Henryka Warsa i z nim ruszyłam na objazd Rosji. Był tam też Eugeniusz Bodo, Jasia Jasińska i Haris - późniejszy autor piosenki "Warszawo Ty moja Warszawo". Nazywaliśmy się Teatralny Jazz Zapadniej Ukrainy i objechaliśmy z tym programem całą Rosję. Aż tu wojna niemiecko-bolszewicka zastaje nas w Czkałowie, więc bezładnie uciekamy na południe.

W Taszkiencie spotykam grupę "Żelaznodarożnyj jazz" założoną przez Feliksa Konarskiego "Ref-Rena". Od nich dowiadujemy się, że gdzieś w pobliżu tworzy się wojsko polskie. Szukaliśmy tego wojska na ślepo, aż wreszcie znaleźliśmy o świcie w Boże Narodzenie. I tak zostaliśmy wcieleni do armii. W Tockoje dali nam mundury i zaprowiantowanie. Ja jeszcze wcześniej we Lwowie przyjęłam pseudonim Renata Bogdańska i pod tym pseudonimem cały czas śpiewałam. U Andersa byli już inni artyści - Lawiński, Krukowski, Zosia Terné. Występowaliśmy nie tylko na przyjęciach w sztabie w Buzułuku, ale występami uprzyjemnialiśmy życie żołnierzom, by choć na chwilę zapomnieli o swoim losie.

Swoim śpiewem niechcący oczarowałam Andersa. Kiedy wszys-cy uciekli pod ostrzałem do schronu, na scenie tylko ja z akordeonistą śpiewałam dla generała "Mój strzelec Stach".

KS: Jaki pani ma stopień wojskowy?

RA: Przez 23 lata byłam kapralem, dopiero później dostałam podporucznika.

KS: Gratuluję.

RA: Nie ma czego! Kapral brzmi młodo, a ten podporucznik z tym "pod"... jest w tym coś degradującego. Zresztą natychmiast w zaprzyjaźnionym gronie powstał na ten temat dowcip.

KS: Czy nie bała się Pani występować na scenie w takich warunkach?

RA: Czasem się bałam, ale kto tam myślał o zagrożeniu! Śpiewaliśmy nawet kiedy zaczął się atak na Monte Cassino. Przy mnie powstała piosenka "Czerwone maki na Monte Cassino", która była później hymnem II Korpusu.

KS: Po wojnie małżeństwo z gen. Andersem, wspólne życie w Londynie, córeczka Anna Maria. Czy rozstała się Pani ze sceną?

RA: Nie, ciągle robiliśmy wspólne programy z Ref-Renem i Marianem Hemarem. Kochałam scenę, śpiew, taniec. Miałam swój piękny czas, ale moja epoka już minęła. A generał? To był wspaniały człowiek. Kiedy związał się ze mną - był żonaty, miał dwoje dorosłych dzieci, więc nie obyło się bez problemów i towarzyskich zadrażnień. I chociaż wielu miało nam za złe ten związek, to nasze małżeństwo przetrwało 23 lata za życia i 30 lat po śmierci...

Z wdzięcznością żegnam szacownych gości z Londynu i młodziutkich naukowców z Torunia. Dziękujemy organizatorom i pani Danucie Rodziewicz, która wplatała fragmenty wierszy i prozy związane z tym historycznym czasem i Jego bohaterami.

A czego życzyć nam wszystkim w chwili pożegnania?

Niech się historia świata tak toczy, by nie trzeba było podziwiać wielkich wodzów i bohaterskich żołnierzy.
 

Krystyna Stochla
Relacje 



*"Anders spieszony", wyd. Aneks, Londyn 1992.
 






Cleanflat-firma sprzatajaca (Sztokholm i okolice)
Praca (Stockholm )
Markarbetare /pracownik robót ziemnych (Stockholm)
ZBROJARZ BETONIARZ (Sztokholm)
Firma sprzątająca zatrudni panie do sprzątania (Helsingborg)
Sprzatanie Åkersberga (Åkersberga )
Dam pracę Pracownik budowlany Karlstad Varmland (Hammarö)
Firma sprzątająca poszukuje kobietę do sprzątania (Älvsjö)
Więcej





8 najładniejszych miejsc z drzewami wiśniowymi w Sztokholmie.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Wielkanocna wyprawa do wschodniej Albanii.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Ugglegränd o jednej z najkrótszych uliczek w Sztokholmie.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Firma Sprzątająca
Polka w Szwecji
Moja historia cz.5
Polka w Szwecji
Przygoda z malowaniem
Polka w Szwecji
Nowe szwedzkie słowa 2023 - nyord
Szwecjoblog - blog o Szwecji


Odwiedza nas 26 gości
oraz 0 użytkowników.


Jak kupowano zbiory Czartoryskich
Szwedzki „wstyd przed lataniem” napędza renesans podróży koleją
Katarzyna Tubylewicz: W Sztokholmie to, gdzie mieszkasz, zaskakująco dużo mówi o tym, kim jesteś
Migracja przemebluje Szwecję. Rosną notowania skrajnej prawicy
Szwedka, która wybrała Szczecin - Zaczęłam odczuwać, że to już nie jest mój kraj
Emigracja dała mi siłę i niezależność myślenia










© Copyright 2000-2024 PoloniaInfoNa górę strony