Odwiedzin 37831355
Dziś 939
Sobota 4 maja 2024

 
 

Tylko nie zapomnijcie wrócić z tej Syberii

 
 

Tekst: Paweł Dąbrowski
Foto: Paweł Dąbrowski

2002.09.12
 




Czy może być coś bardziej ekscytującego niż pięciodniowa podróż pociągiem? Wielu znajomych pukało się w czoło gdy opowiadałem im o moich planach wakacyjnych, ale ja i tak wiedziałem swoje. Podróż Koleją Transsyberyjską marzyła mi się już od wielu lat a o Mongolii nasłuchałem się przez ostatnie lata wiele wspaniałych rzeczy. To że wycieczka miała się skończyć w moim ulubionym azjatyckim kraju, czyli Chinach, jeszcze bardziej przemawiało za wyjazdem.

Wybraliśmy się w pięć osób: Tomek - mój przyjaciel od dziecka, jego znajomi Grażyna i Marcin, Zosia - którą spotkaliśmy po raz pierwszy na kilka dni przed wyjazdem i ja. Na całą wycieczkę mieliśmy mniej więcej pięć tygodni - może nie za wiele jak na podróż przez pół świata, ale musiało wystarczyć. Przygotowania nie zabrały wiele czasu - ostateczne decyzje zapadły na niecałe dwa tygodnie przed wyjazdem, więc i tak nie było na nie zbyt wiele czasu.



Dworzec w Mińsku

Była 6.00 rano i pociąg do Irkucka właśnie stanął przy peronie na stacji w Brześciu. "Tylko nie zapomnijcie wrócić z tej Syberii" powiedział do nas jakiś wojskowy pokazując wagon, do którego mieliśmy wsiąść. Moja transsyberyjska przygoda miała się wreszcie zacząć.

Pociąg i Pasażerowie

Większość turystów podróżujących Koleją Transsyberyjską jedzie najpierw do Moskwy (pociągiem lub samolotem) i tam przesiada się na pociąg jadący w głąb Rosji. My postanowiliśmy jechać bezpośrednim pociągiem z Brześcia do Irkucka.

Jechaliśmy wagonem platskartnym, tzn. taką kuszetką, ale bez drzwi do przedziałów (wszyscy śpią właściwie na jednej sali z małymi ściankami działowymi). Tak było najtaniej, najbezpieczniej i chyba najzabawniej, bo można było bez problemu podglądać współpasażerów i patrzyć jak im upływa czas. Taki układ sprzyjał bardzo zawieraniu znajomości i już drugiego dnia Marcin palił papierosy z naszym sąsiadem, Zosia uczyła się mongolskiego z Mongołem jadącym do domu po pobycie w Łodzi, a ja mało nie zostałem wyswatany z jadącą obok dziewczyną.



Podglądanie sąsiadów

Kontakty utrudniał niestety język. Biorąc pod uwagę, że uczyłem się rosyjskiego aż pięć i pół roku, wydawało mi się, że coś powinienem pamiętać. Nie było jednak tak dobrze i mimo, że z dnia na dzień szło mi lepiej to przez szacunek dla Rosjan nie chciałbym nazywać języka, którego używałem, rosyjskim. Chociaż po tygodniu, gdy udawało mi się już nie myśleć po niemiecku, gdy miałem mówić po rosyjsku, to szło mi już całkiem nieźle!



Załoga naszego pociągu - pani Walentyna pierwsza z prawej

W każdym wagonie (w naszym pociągu było ich szesnaście) najważniejszą osobą jest pani prowadnica, czyli konduktor. To ona sprawdza bilety, sprząta, zamyka i otwiera toaletę przed postojem na stacji, zarządza samowarem itd. Co zrozumiałe trzeba mieć z nią jak najlepszy układ, bo np. tylko ona mogła włączyć mi prąd gdy musiałem naładować baterię do mojego aparatu. Nasza pani miała na imię Walentyna, była bardzo miła i bardzo dobrze radziła sobie z naszym "rosyjskim".

Naszymi najbliższymi sąsiadami była rodzina (rodzice i dwie córki) mieszkająca na samej północy Bajkału w Niżneangarsku. Wracali właśnie do domu po odwiedzinach u krewnych mieszkających w Brześciu. Trzeciego dnia okazało się, że Aleksi (starsza córka) obchodziła 17 urodziny. Traf chciał, że tego samego dnia Marcin kończył 30 lat! Takiej okazji nie można było przepuścić. Na stół szybko wyjechał rosyjski szampan i słodycze. Potem była wódka i słonina do zagryzania. Potem jeszcze więcej jedzenia i w końcu jedna z pasażerek wyciągnęła swój wspaniały samogon.



Urodziny Aleksi i Marcina

Do zabawy dołączyła nawet nasza pani prowadnica, która, mimo że w pracy nie mogła nic pić, pozwoliła sobie na łyczek szampana. Nietrudno sobie wyobrazić, że wszyscy bawiliśmy się przednio i bardzo bym chciał żeby moja 30-stka też była taka niecodzienna.

Czas

Życie w pociągu toczyło się bardzo wolno. Pięć dni, które spędziliśmy w podróży zlewa mi się teraz w jedną całość i nie jestem do końca pewien, co się kiedy wydarzyło. Nie jestem nawet pewien czy to rzeczywiście było pięć, a nie sześć dni... Nie chcę przez to jednak powiedzieć, że choć przez chwile było mi nudno - tego uczucia zdecydowanie nie pamiętam! W pociągu można robić całą masę rzeczy: spać (co najczęściej robili Rosjanie), czytać, słuchać muzyki, rozmawiać, oglądać krajobrazy za oknem, no i oczywiście jeść.



Kolejny peron

Czas jest zreszta pojęciem bardzo względnym podczas takiej podróży. Wszystkie pociągi w Rosji jeżdżą według czasu moskiewskiego i według niego toczyło się nasze życie w pociągu. Ponieważ jednak cały czas jechaliśmy na wschód i właściwie codziennie wjeżdżaliśmy w nową strefę czasową doszło w końcu do tego, że obudziłem się kiedyś o drugiej w nocy i podziwiałem wspaniały wschód słońca. Do tego okazało się jeszcze, że trasa Kolei biegnie mniej więcej na wysokości Sztokholmu i Helsinek, tak wiec przez całą podroż mieliśmy piękne białe noce.



Kolejna stacja

Gdy w końcu dojechaliśmy do Irkucka to, mimo że nie wsiedliśmy ani na chwile do samolotu, to i tak nabawiliśmy się lekkiego jetlag-u, bo w Moskwie była dopiero godzina 18.00, a lokalny zegar wskazywał już 23.00.

Widoki za oknem

Na początku podróży okna były bardzo brudne, ale na którymś z postojów chwyciłem za mokrą ścierkę i ku dużej uciesze ludzi na peronie umyłem je. Oni się pośmiali, a my mieliśmy przynajmniej w miarę czyste okna! Okien niestety nie można było otworzyć (oprócz małego lufcika), ale z tyłu wagonu, przy przejściu do następnego, ktoś na szczęście wybił szybę i to właśnie tam udawaliśmy się chcąc pooddychać świeżym leśnym powietrzem lub porobić zdjęcia.



Jak okiem sięgnąć drzewa i mokradła

Widok z okna był niby jednostajny, ale jak się nad tym zastanowię to każdego dnia krajobraz trochę się zmieniał. Natura była piękna - mijaliśmy wielkie łąki, rzeki, lasy i pola. W życiu nie widziałem tylu brzóz! Przez większość czasu jak okiem sięgnąć nie było widać żadnych zabudowań i ludzi.



Smoleńsk

Miasta były szare i brzydkie. Przedmieścia zazwyczaj wypełniały bloki, a okolice dworców były pełne straganów i kramów z jedzeniem, filmami video i innymi rzeczami. Same dworce były jednak zawsze imponujące. Te w większych miastach wyglądały jak pałace, te w mniejszych były zawsze zadbane i wyremontowane. Dużych miast nie było jednak wiele i zazwyczaj przejeżdżaliśmy przez małe miasteczka i wsie. Te ostatnie wyglądały bardzo biednie, ale ładnie. Zabudowa była głownie drewniana - domy miały rzeźbione fasady i otoczone były ogrodami.



Chata

Mijaliśmy wiele opuszczonych fabryk, magazynów i domów. Mówiono nam, że wszyscy uciekają z tych rejonów na zachód. Pola uprawne pojawiły się dopiero w okolicach Irkucka - podejrzewam, że klimat nie sprzyja specjalnie uprawie roli w tych rejonach.

Jedzenie

Jedzenie było chyba najprzyjemniejszą częścią podroży. Jedliśmy właściwie przez prawie cały czas, a jak nie jedliśmy to rozmawialiśmy o jedzeniu. Z jakiegoś powodu w naszym pociągu nie było wagonu restauracyjnego. Nie stanowiło to na szczęście większego problemu - własne zapasy uzupełniane po drodze i samowar z wrzątkiem w wagonie zdecydowanie wystarczały.



Prowiant kupowaliśmy na peronie

Z Polski wzięliśmy ze sobą podstawowy prowiant składający się z zupek chińskich, "gorących kubków", kawy, herbaty itd. Resztę zakupów robiliśmy po drodze. Na każdej stacji na peronie czekał zawsze zastęp babuszek sprzedających warzywa, chleb, kiełbasy, napoje i różne miejscowe specjały. Mnie najbardziej smakowały kapiące tłuszczem i często jeszcze ciepłe racuchy z mięsem lub serem i ziemniakami.



Grażyna uzupełnia zapasy w Jekaterynburgu

Przynajmniej dwa razy na dzień pociąg stawał na jakiejś stacji na około dwadzieścia minut. Biegliśmy wtedy jak szaleni przed dworzec i tam robiliśmy większe zakupy w sklepikach i na stoiskach. Jednym z mitów o Rosji, który okazał się nieprawda, jest to, że wódkę można tam kupić w każdym kiosku. Może w Moskwie tak, ale w okolicach dworców na trasie Kolei Transsyberyjskiej zdecydowanie nie. Gdyby nie mały zapas, który zrobiliśmy w Mińsku to nie mielibyśmy nic. Piwa, natomiast, było pod dostatkiem: od doskonałej "Baltiki" do mocnego ciemnego piwa o miodowym smaku sprzedawanego w półtoralitrowych plastikowych butelkach. To ostatnie nie było specjalne dobre, ale za to ceny nie dało się pobić.

Czystość

Na początku w wagonie było czysto i porządnie, ale im więcej czasu upływało, tym bardziej traciliśmy kontrolę nad naszym "przedziałem" i zamieniał się nam powoli w mały barłóg. Po pierwszej nocy wszyscy ładnie zwinęliśmy naszą pościel. Po trzeciej nocy zniknęła już tylko pościel z dolnych łóżek, a po czwartej już tylko przykryliśmy pościel kocami i na niej siedzieliśmy. Może to i dobrze, że jechaliśmy tylko do Irkucka a nie aż do Władywostoku?



Pani konduktor i pasażerka

Tak czy inaczej zdecydowanie łatwiej było utrzymać czystość w wagonie niż samemu być czystym. Mimo że chusteczki Pampersa dokonywały cudów a w umywalce w toalecie nawet głowę dało się umyć, nie ma co ukrywać, że po kilku dniach wszyscy nieźle podśmiardywaliśmy. Jak długo pociąg jechał to wszystko było dobrze, bo ciągły strumień powietrza usuwał z wagonu wszelkie zapachy.

Jednak gdy stawaliśmy zaczynało się robić nieciekawie. W czasie postojów dochodził jeszcze problem toalety. Na piętnaście minut przed każdym długim postojem pani prowadnica zamykała toaletę i otwierała ją dopiero piętnaście minut po postoju. Raz jednak pociąg zatrzymał się na dwie godziny w środku lasu. Toaleta nie była zamknięta, a ponieważ wszyscy co chwilę korzystali z niej i robili pod wagon to smród był straszny. Ale przynajmniej nasz własny smrodek przytłumiło...



Nowosibirsk

Tak to właśnie miło podróżowało nam się przez Syberię. Było nam tak dobrze, że gdy nagle przyszło nam opuścić pociąg w Irkucku czuliśmy pewien smutek. Może jednak pojechać dalej do Władywostoku? Bardzo trudno było nam uwierzyć, że jesteśmy tak daleko od domu, w samym środku Syberii! Czy można rzeczywiście pokonać taki kawał drogi nie odrywając się od ziemi? Najgorsze było to, że po totalnym lenistwie w pociągu trzeba było wreszcie zabrać się do pracy. Ale przecież właśnie o to nam chodziło - Bajkał już na nas czekał.
 

Paweł Dąbrowski
Foto: Paweł Dąbrowski
PoloniaInfo (2002.09.12)



Artykuły w temacie

  Kierunek wschód
     Moje Chiny
     Z wizytą u Czyngis Chana
     Bajkał i okolice
 






Praca w firmie sprzatajacej w Sztokholmie (Stockholm)
Praca od zaraz Stolarz (Stockholm )
DAM PRACE / BUDOWLANKA (Odeshog)
sprzatanie (Vändelsö)
Praca w firmie sprzątającej (Bjärred)
Praca w lesie (Gagnef)
LAKIERNIK SAMOCHODOWY/Stockholm (TÄBY)
Firma sprzatajac Skura (Älvsjö)
Więcej





8 najładniejszych miejsc z drzewami wiśniowymi w Sztokholmie.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Wielkanocna wyprawa do wschodniej Albanii.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Ugglegränd o jednej z najkrótszych uliczek w Sztokholmie.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Firma Sprzątająca
Polka w Szwecji
Moja historia cz.5
Polka w Szwecji
Przygoda z malowaniem
Polka w Szwecji
Nowe szwedzkie słowa 2023 - nyord
Szwecjoblog - blog o Szwecji


Odwiedza nas 9 gości
oraz 0 użytkowników.


Dzis palạ koran w Skärholmen
Szwedzki „wstyd przed lataniem” napędza renesans podróży koleją
Katarzyna Tubylewicz: W Sztokholmie to, gdzie mieszkasz, zaskakująco dużo mówi o tym, kim jesteś
Migracja przemebluje Szwecję. Rosną notowania skrajnej prawicy
Szwedka, która wybrała Szczecin - Zaczęłam odczuwać, że to już nie jest mój kraj
Emigracja dała mi siłę i niezależność myślenia










© Copyright 2000-2024 PoloniaInfoNa górę strony