Odwiedzin 37836182
Dziś 2605
Niedziela 5 maja 2024

 
 

Skazani na pomoc bliźnim

 
 

Tekst: Andrzej Szmilichowski

5/2002
 

Rozmowa z Janiną i Bohumirem Smejkal -Sztokholm, 20 luty, 2002 roku.

Szmilichowski:- Mirku, poznaliśmy się wiele lat temu, w 1973 roku, gdy przyjeżdżałeś na obiady do Bistro Boheme gdzie pracowałem. Notabene Bistro mieściło się – zapewne pamiętasz, w nieistniejącym już budynku, naprzeciw którego zastrzelony został premier Szwecji Olof Palme. Zauważyłem wówczas, że jesteś dwujęzyczny, ze swobodą rozmawiałeś ze mną po polsku, aby zaraz przejść z równą swobodą na język czeski. Kim jesteś?

Smejkal: - Dobre pytanie – kim jestem, sam je sobie zadaję. Urodziłem się w Cieszynie, za czasów panowania Najjaśniejszego Pana, cesarza Austro-Węgier Karola I-go i wtedy byłem Austria-kiem. Ale dwa lata po moim urodzeniu rozpisano Plebiscyt, w wyniku którego Cieszyn podzielono między Czechów i Polaków, i nasza ulica znalazła się po polskiej stronie. To był Andrzeju bardzo specyficzny teren, można się było porozumieć z równym powodzeniem w wielu językach - polskim, czeskim, słowackim, niemieckim, jidisz. Tę atmosferę przyjaznego współżycia wielu na-rodów zburzyła dopiero okupacja. Wszystko wtedy runęło i pojawił się sztywny podział – po pierwsze Niemcy, długo potem Polacy i Czesi, a na szarym końcu Żydzi i Cyganie. Pytasz kim jestem? Mój drogi, mieszkam w Szwecji pięćdziesiąt osiem lat, i zjeździliśmy z Janiną, bez przesady mówiąc – cały świat. Najbliższe prawdy będzie gdy powiem, że czuję się Europejczykiem.

Pani Smejkalova: Ja natomiast, pomimo pięćdziesięciu trzech lat pobytu w Szwecji, czuję się absolutnie Polką, ale jednocześnie bardzo lojalną obywatelką Szwecji.

Szmilichowski:- W którym roku przyjechałeś do Szwecji?

Smejkal:- Białymi autobusami.

Szmilichowski:- A więc dzięki akcji hrabiego Bernadotte w 1945 roku. Byłeś w obozie?

Smejkal:- Tak. W Stuthofie.

Szmilichowski:- Stuthof, ten obóz leżał niedaleko Gdańska?

Smejkal:- Zgadza się.

Szmilichowski:- Byłem tam w dzieciństwie ze szkolną wycieczką. Co stało się później?

Smejkal:- Potem był lager, znaczy obóz przejściowy.

Pani Smejkalova:- Byłeś w Ystad.

Smejkal:- Tak, początkowo byłem w Ystad.

Szmilichowski:- Ile osób objęła ta akcja?

Smejkal:- Trzydzieści pięć tysięcy ludzi, głównie Żydów. Ale z tego co najmniej połowa powróciła póżniej do domu, albo się rozjechała po świecie. Po obozie znalazłem się w Eskilstunie.

Szmilichowski:- Jesteś z zawodu inżynierem?

Smejkal:- Tak. Pracowałem w Kungliga Vattenfallsstyrelsen (królewski urząd do spraw energii), w sekcji energii nuklearnej “High Quality & Security Control on Reactor Plants”. Miałem tytuł i funkcję pierwszego inżyniera i z tej racji uczestniczyłem w wielu konferencjach na całym świecie. Byłem służbowo w Ameryce, Japonii, Finlandii. Byłem również wielokrotnie członkiem różnych komisji kontrolujących jakość elementów, które kupowaliśmy do naszych reaktorów za granicą. Będąc w Finlandii, czy w Ingalinie, oglądaliśmy reaktory produkcji sowieckiej, ich urządzenia - w porównaniu z podobnymi produkowanymi na zachodzie - były bardzo prymitywne. Szmilichowski:- Pracowałeś tam aż do emerytury?

Smejkal:- Tak. Ale to już było dawno, mam dziś osiemdziesiąt trzy lata.

Szmilichowski:- Przejdźmy teraz do innego okresu. Jak przyjęliście zmiany w Polsce. Powstało niepodległe państwo polskie.

Pani Smejkalova:- Żałowaliśmy, że wielu naszych znajomych i przyjaciół, nie dożyło tej chwili.

Szmilichowski:- Jesteście w kołach emigracyjnych Sztokholmu ogólnie znani z różnego rodzaju akcji pomocy, jakie świadczyliście. Przede wszystkim szpitalom, ale także szkołom i zakonom. Jak do tego doszło?

Smejkal:- Andrzeju, jak wiesz, jestem prezesem Polskiego Komitetu Pomocy, najstarszej organizacji polonijnej na terenie Szwecji, jestem nim od szesnastu lat. W czasach, o których mówimy, byłem również prezesem Polskiej Misji Katolickiej i ksiądz Paweł wspomniał kiedyś w rozmowie, że znajomy lekarz mówił mu, iż ma w szpitalu niepotrzebne łóżka i może by się przydały w Polsce. To był ten pierwszy impuls. Jeszcze mięliśmy wtedy Polskę Ludową i trzeba przyznać, że bardzo nam pomagali. Urzędnicy Konsulatu załatwiał na przykład darmowy transport, przychodziły na nasze zamówienie olbrzymie TIR-y. Pierwszy transport, te łóżka, poszły do miasta Ostrów Mazowiecka, tam urodziła się moja żona. Był to okres, gdy można było uzyskać w Szwecji wiele, dużo przedsiębiorstw unowocześniało sprzęt i myśmy tę sytuację wykorzystali. W sumie wysłaliśmy do Polski osiemnaście TIRów sprzętu szpitalnego i nie tylko szpitalnego. Uruchomiłem w Ostrowi filię Komitetu z bazą magazynową, z której szwedzkie dary były rozprowadzane dalej, głównie do okolicznych szpitali.

Pani Smejkalova:- Przyjęliśmy zasadę, że będziemy pomagali tylko małym i zapomnianym szpitalom, uważaliśmy, że duże miasta poradzą sobie same. Szło wszystko, włącznie z nocnikami, bo i tych nie było. Sprzęt medyczny, wózki inwalidzkie, ubrania, maszyny do pisania, ławki szkolne, potem sprzęt komputerowy do szkół, i tak dalej. W tych małych szpitalikach nie mieli prawie dosłownie nic.

Szmilichowski:- Spotkaliście się z wielką życzliwością ze strony Szwedów.

Smejkal:- Ogromną! Bardzo byli pomocni. Dodam tu, że jestem członkiem Lion, a wówczas byłem prezydentem tej organizacji. Jest nas w Szwecji kilka tysięcy i kontakty moich kolegów z Lion bardzo tu pomogły.

Szmilichowski:- Kiedy ta działalność się skończyła?

Smejkal:- Wiesz, wszystko się skończyło parę lat po uzyskaniu niepodległości, gdy nam powiedzieli, że śmieci już nie potrzebują. Samo życie Andrzeju. Myślę, że i dziś w wielu szpitalach przyjęto by taką pomoc z wdzięcznością. Muszę powiedzieć, że chwilami było naprawdę ciężko. Gdy widziało się tą wszechpanującą nędzę i bezsilność lekarzy, to aż coś łapało za gardło.

Pani Smejkalova:- Robiliśmy również zbiórki pieniężne, na przykład na pomoc powodzianom, na Domy Dziecka, oraz indywidualną pomoc ludziom skrzywdzonym przez los.

Szmilichowski:- Ta działalność, ogromnie konkretna i efektywna działalność, dotyczyła pomocy socjalnej i materialnej. Czy w obszarze waszych zainteresowań była również polityka?

Smejkal:- Nie. Zupełnie nie zajmowałem się polityką, nie miałem takiej potrzeby.

Szmilichowski:- Mamy w tym względzie zgodność poglądów. Mirku, napisałeś książkę o jedynym w Sztokholmie katolickim cmentarzu Haga Norra, leżącym w dzielnicy Solna. Jest pięknie wydana, opatrzona masą ładnych zdjęć, jak powstała idea jej napisania.

Smejkal:- To był właściwie przypadek. Archiwum Komitetu Pomocy znajduje się od dawna u mnie, a mój poprzednik, pan Matuszak, zostawił po sobie dwa albumy, wypełnione kolorowymi zdjęciami wielu grobów. Kiedyś, przeglądając materiały archiwalne, począłem systematyzować ten bałagan, i potem pokazałem to panu Eugeniuszowi Wiśniewskiemu. Zdjęcia, oraz różne historie o cmentarzu, które mu przy okazji opowiedziałem, bardzo go zainteresowały. Książka ta powstała z jego namowy i przy jego redakcyjnej pomocy.

Szmilichowski:- Działałeś aktywnie i przez wiele lat w polonijnych kołach katolickich.

Smejkal:- To prawda. Przez dziesięć lat byłem prezesem Rady Polskiej Misji Katolickiej. A wszystko zaczęło się od tego, że zgadaliśmy się z księdzem Pawłem, iż pochodzimy z tych samych stron, on urodził się w małej wioseczce pod Cieszynem. Środowisko katolickie było wówczas bardzo skłócone, od plotek, pomówień, i intryg, aż się trzęsło, a ponieważ byłem prezesem Rady Misyjnej, wiele oskarżeń skupiało się na mnie. Był czas, gdy po trzy razy w tygodniu byłem z wizytą u biskupa Brandenburga, do którego przychodziły listy oskarżające bogu ducha winnych ludzi, a on nie znając środowiska prosił mnie o wyjaśnienia.

Szmilichowski:- Tak, to nieprzyjemne sprawy, na szczęście już poza wami. Czy jesteście jeszcze w jakiś sposób aktywni społecznie?

Smejkal:- Naturalnie! Oboje jesteśmy w kilku szwedzkich organizacjach. Ja nadal jestem w Lion, a także w dwóch lożach.

Szmilichowski:- Masz na myśli loże masońskie?

Smejkal:- Tak. Gdy zaczęły się te wszystkie wokół kościelne afery, był to jeden z koronnych argumentów przeciw mnie – ten mason Smejkal!

Szmilichowski:- W całej twojej działalności wspierała cię naturalnie żona.

Smejkal:- Oczywiście!

Pani Smejkalova:- To ja Mirka ściągnęłam do Sztokholmu, inaczej pewnie by tam w Eskilstunie pozostał.

Szmilichowski:- O ile wiem, wasza długoletnia działalność charytatywna została doceniona, zostaliście odznaczeni przez prezydenta Rzeczpospolitej.

Smejkal:- Nawet więcej Andrzeju, przez kilku prezydentów. Pierwsze odznaczenia, którymi nas uhonorowano, były to medale Ziemi Ostrowskiej....

Pani Smejkalova:- Zaczekaj! Przecież wcześniej prezydent Kaczorowski....

Smejkal:- Tak, rzeczywiście! Prezydent Rządu Polskiego na emigracji, pan Kaczorowski, odznaczył mnie Złotym Krzyżem Zasługi, a Janinę Srebrnym. Nieco później prezydent Wałęsa wręczył nam Złote Krzyże Zasługi, a ostatnio prezydent Kwaśniewski odznaczył nas Krzyżami Kawalerskimi Orderu Zasługi Rzeczpospolitej Polskiej. Janina otrzymała również, od króla Szwecji Karola XVI Gustawa - za trzydzieści lat pracy naukowej na Uniwersytecie Sztokholmskim, złoty (jest rzeczywiście wykonany z tego szlachetnego kruszcu) Medal Zasługi, z wygrawerowanym tekstem “För Nit Och Redlighet i Rikets Tjänst” (Za Rzetelną i Gorliwą Pracę w Służbie Królestwa).

Szmilichowski:- Macie za sobą życie prawdziwych społeczników. Jaki fakt, jaką inicjatywę uważacie w swym życiu za najważniejszą?

Smejkal:- To, że Janka wreszcie przestała palić papierosy!

Pani Smejkalova:- Rzeczywiście zerwałam z paleniem, co Mirek przyjął z wielką ulgą. Pytasz, co uważamy za najważniejsze w naszym życiu spełnienie? Było ich wiele, ale niech ich wagę oceniają inni. Dla mnie i Mirka ważna jest nasza nagroda. Jak wiesz nie mamy dzieci i w związku z tym ufundowaliśmy - jest przyznawana co-rocznie najlepszemu absolwentowi Liceum Ogólnokształcącego w Ostrowi - Nagrodę Imieniem Smejkalów. W ten sposób nazwisko Smejkal będzie żyło i po naszej śmierci.

Szmilichowski:- Jesteście zapewne w tym mieście miłymi i wyczekiwanymi gośćmi.

Pani Smejkalova:- O tak! Bardzo nas tam honorują. A szczególnie gimnazjum, któremu ofiarowałam moją bibliotekę, tysiąc książek wydanych w Paryżu i Londynie.

Smejkal:- A ty się pytasz, czy jestem Czechem! Wszystko w moim życiu jest dla Polski.

Pani Smejkalova:- Mirek ma piękną bibliotekę książek w języku czeskim i chciał ją przekazać swojej dawnej szkole w Czeskim Cieszynie, ale nie byli zainteresowani.

Szmilichowski:- Dotychczas opowieść waszego życia ciągnął Mirek. Naturalnie mówił w imieniu was obojga, ale słyszałem, że w Twoim życiu Janino miały miejsce bardzo dramatyczne zdarzenia.

Pani Smejkalova:- To prawda. I muszę ci powiedzieć, że jeszcze o tym nigdy publicznie nie mówiłam.

Szmilichowski:- Zamieniam się w słuch.

Pani Smejkalova:- A więc dobrze, opowiem. Tuż po wojnie pracowałam w Samopomocy Chłopskiej w Jasienicy pod Szczeci-nem. Miałam wówczas dziewiętnaście lat i poznałam tam pewnego pana, z którym przetańczyłam wiele wieczorów. Któregoś dnia przyszedł do mnie wielce tajemniczy i mówi – Janka pisz list pożegnalny do rodziny, musimy opuścić Polskę! Zapytałam dla-czego, ale w odpowiedzi zrobił tylko tajemniczą minę. Przyniósł męskie ubranie i nocą wkradliśmy się do portu szczecińskiego udając dokerów. Panowie jakoś załatwili – było nas razem cztery osoby, że czterech dokerów nie przyszło do pracy i my zajęliśmy ich miejsce. Otrzymałam ogromną szuflę do węgla i tak weszliśmy na statek.

Szmilichowski:- Pod jaką był banderą?

Pani Smejkal:- To był szwedzki węglowiec. Zeszliśmy po wąskich schodkach do luku i tam – to było oczywiście z góry umówione, zasypano nas w rogu ładowni węglem. Mieliśmy płynąc krótko, a tu mijał czas i ciągle czuliśmy kołysanie. Poczęło męczyć nas pragnienie i lizaliśmy spływające z kadłuba rdzawe krople wody. Wreszcie panowie zdecydowali się na akcję, i poczęli nas odkopywać. Hałasowaliśmy co niemiara, waląc również łopatami w burtę statku i w końcu pojawili się jacyś ludzie. Jeden z nich był w piżamie i okazało się, że to kapitan statku. Było wcześnie rano, z czego nie zdawaliśmy sobie sprawy. Byliśmy zupełnie czarni od pyłu węglowego i Szwedzi wytrzeszczali na nas oczy jak na jakieś zjawy. Zaopiekowali się nami bardzo troskliwie, ale zamknęli nas w ka-binie, gdy wpłynęliśmy do Kanału Kilońskiego. Potem wyładowali węgiel w Amsterdamie i popłynęliúmy dalej, do Lulea. W Lulea zaprowadzono nas na policję, ale ponieważ nie mieli wolnych cel, to do miejskiego więzienia. Tam, gdy dowiedzieli się, że między więźniami jest młoda dziewczyna, Polka, poczęli znosić czekoladę, kawę, słodycze. Pojawił się nawet miejscowy pastor i przyniósł mi w prezencie polską książkę. Ucieszyłam się, ale tylko do chwili gdy do niej zajrzałam.... była o boksie! Byliśmy bardzo ostro przesłuchiwani, trwało to wiele dni i ciągle zadawano te same pytania. Wreszcie się rozpłakałam i powiedziałam, żeby już dali mi spokój. I dali spokój. Stamtąd wysłano mnie do Eskilstuny, a moi towarzysze wyjechali zaraz do Ameryki.

Szmilichowski:- Pozwolisz, że przerwę, ale ciągle nie wiem dla-czego doszło do tych dramatycznych wydarzeń. Jaki był powód Twojej ucieczki.

Pani Smejkalova:- Panowie mieli poważne powody do ucieczki, a mnie zabrali z sobą, bo za dużo o nich wiedziałam.

Szmilichowski:- Słuchając Twojej opowieści przypomniałem sobie książkę Jana Nowaka-Jeziorańskiego - “Kurier z Warszawy”. Dostał się do Szwecji w identyczny sposób, ukryty pod zwałami węgla.

Pani Smejkalova:- Też ją czytałam i miałam wrażenie, że Jeziorański pisze nie o sobie, a o mnie!

Szmilichowski:- Ostatnie, tradycyjne już pytanie. Gdybyście mięli do dyspozycji tabelę punktową od 1 do 10, jaką cyfrą ocenilibyście swoje życie.

Smejkal:- Czuję się szczęśliwy, dziesięć.

Szmilichowski:- Zaskakujący optymizm! Powiem ci, że jesteś rekordzistą, nikt dotychczas tak wysoko swego życia nie punktował. A ty Janino, jaka jest twoja ocena?

Pani Smejkalova:- Dziewięć.

Szmilichowski:- Moje szczere gratulacje dla was obojga, rzadko spotyka się ludzi tak ze swego życia zadowolonych. Dziękuję za rozmowę oraz za pyszny obiad!

Smejkalowie: - My także dziękujemy.
 

Andrzej Szmilichowski
Relacje (5/2002)


 






Praca popoludniami na zastepstwa (Stockholms län)
Remont kuchni (Stockholm)
Remont łazienek (Stockholm)
Praca w okolicach Halmstad, Falkenberg, Varberg. (Varberg/ Halmstad )
Zastępstwo- sprzatanie (Älvsjö)
Praca dla firmy (Stockholm )
Pracownik ogólnobudowlany Karlstad (Karlstad )
Praca sprzatanie (Stockholm)
Więcej





8 najładniejszych miejsc z drzewami wiśniowymi w Sztokholmie.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Wielkanocna wyprawa do wschodniej Albanii.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Ugglegränd o jednej z najkrótszych uliczek w Sztokholmie.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Firma Sprzątająca
Polka w Szwecji
Moja historia cz.5
Polka w Szwecji
Przygoda z malowaniem
Polka w Szwecji
Nowe szwedzkie słowa 2023 - nyord
Szwecjoblog - blog o Szwecji


Odwiedza nas 36 gości
oraz 0 użytkowników.


Dzis palạ koran w Skärholmen
Szwedzki „wstyd przed lataniem” napędza renesans podróży koleją
Katarzyna Tubylewicz: W Sztokholmie to, gdzie mieszkasz, zaskakująco dużo mówi o tym, kim jesteś
Migracja przemebluje Szwecję. Rosną notowania skrajnej prawicy
Szwedka, która wybrała Szczecin - Zaczęłam odczuwać, że to już nie jest mój kraj
Emigracja dała mi siłę i niezależność myślenia










© Copyright 2000-2024 PoloniaInfoNa górę strony