Odwiedzin 37827314
Dziś 249
Piątek 3 maja 2024

 
 

Emigrację przestano traktować poważnie

 
 

Tekst: Andrzej Szmilichowski

6/2002
 

Rozmowa z Ludomirem Garczyńskim-Gąssowskim, Sztokholm, 4 kwietnia 2002 roku

Szmilichowski:- Żyjemy w świecie ścigających się nawzajem dramatycznych wydarzeń, za nami tragiczny nowojorski 11 września, na Bliskim Wschodzie nasila się konfrontacja izraelsko-palestyńska. Jakie pierwsze wydarzenie polityczne utkwiło w Twojej pamięci.

Gąssowski:- Wydarzenia roku 1968, ale bardziej w Czechach niż w Polsce.

Szmilichowski:- To znaczy "praska wiosna" Dubczeka?

Gąssowski:- Tak. W roku 1956 byłem jeszcze za młody, uczęszczałem wtedy do liceum OO Pijarów. W rok 1968 się zaangażowałem, szczególnie podobała mi się liberalizacja w prasie czechosłowackiej. Zacząłem czytać czeskie gazety, słuchać radia....

Szmilichowski:- Mieszkałeś wtedy w Czeskim Cieszynie?

Gąssowski:- Nie, mieszkałem w Krakowie. Ale był to okres, kiedy mój ojciec miał dyrekcję teatrów w Bielsku i Cieszynie. Po drugiej stronie Olzy dyrektorem Tesinskeho Divadla był pan Josef Zajic, który postanowił dla Polaków z Zaolzia utworzyć “Polską Scenę”. Nawiązała się pomiędzy nimi współpraca i przyjaźń, teatry wizytowały się wzajemnie, i tak poznałem Zaolzie bo często jeździłem tam z rodzicami. Ba, nawet występowałem, grałem kiedyś Chaimka w "Niemcach" Kruczkowskiego.

Szmilichowski:- Gąssowski aktorem, to niespodzianka!

Gąssowski:- W czasach studenckich byłem też w zespole kabaretu "Salamandra" w krakowskich Jaszczurach.

Szmilichowski:- Mówiąc o Czeskim Cieszynie miałem na myśli Twój debiut dziennikarski.

Gąssowski:- Rzeczywiście debiutowałem w Czechach, ale w Ostrawie, w piśmie "Głos Ludu". Mimo że było to już po inwazji Czechosłowacji, nie działała tam aż do sierpnia 1969 roku cenzura, i gdy w lutym 1969 zmarł Kazimierz Wierzyński – w PRLu był na niego "zapis" za "Czarny Poemat", posłałem do GL informację o Wierzyńskim oraz parę wierszy, i oni to zamieścili. Potem pisałem u nich o Gombrowiczu i Hłasce - po jego tragicznej śmierci /stąd Michał Moszkowicz uznał, że ja pisuję nekrologi/. Zresztą z artykułem o Hłasce była zabawna historia jak ten artykuł wrócił do Polski.

Szmilichowski:- Nie bardzo rozumiem, co masz na myśli mówiąc – wrócił do Polski?

Gąssowski:- Wydawany w Ostrawie “Głos Ludu” był dostępny we wszystkich “empikach” w Polsce, i na dodatek leżał na ladzie obok wydawanego w Detroit polonijno-komunistycznego pisma “Głos Ludowy”. I tak się złożyło, że jednocześnie w obu tych pismach ukazały się artykuły o Hłasce, z tym że w “Głosie Ludowym” był anonimowy napad na pisarza, że zmarnował talent wyjeżdżając na zachód, a w “Głosie Ludu” mój, uznany potem przez Związek Literatów Polskich za jedyny “przyzwoity tekst o Hłasce”, który można było przeczytać w PRLu. Rzecz w tym, że “zapis” na Hłaskę był totalny. ZLP nie mógł w ogóle zamieścić nekrologu pisarza, a matce Hłaski cenzura wykreśliła z nekrologu zamieszczonego w “Życiu Warszawy” słowa - “pisarz polski”, pewnie bardziej chodziło o drugie słowo. Po śmierci Hłaski w prasie krajowej ukazały się tylko dwa artykuły: Hamiltona /Słojewskiego/ w “Kulturze” i Jerzego Wilmańskiego w “Odgłosach” – oba wyjątkowo podłe. Na tym tle mój artykuł, który też był dostępny w “wycinkach” w ZLP /jak mówił mi Kisielewski/, zrobił furorę.

Szmilichowski:- Mirku, pochodzisz ze szlacheckiego gniazda, Twój ojciec był znanym w Polsce dyrektorem teatrów. Jak biegło życie syna dyrektora teatru, musiało być nieco cygańskie?

Gąssowski:- I tak i nie. Ojciec zaczął zajmować się poważnie teatrami - “z braku innego zajęcia”, dopiero po wojnie, choć z teatrem związany był “od zawsze” - ukończył Państwowy Instytut Sztuki Teatralnej, był na jednym roku z Niną Andrycz. I tak się złożyło, że znajomy ojca z przed wojny, były wicepremier Eugeniusz Kwiatkowski /był przedstawicielem rządu RP na wybrzeże gdańskie/, namówił ojca na utworzenie w 1945 roku pierwszego teatru na Wybrzeżu, był to Teatr Dramatyczny województwa gdańskiego z siedzibą w Sopocie.

Szmilichowski:- Był tam w tych czasach Instytut Galla kształcący aktorów.

Gąssowski:- Tak, ale później. Ojciec objął również w Gdyni Teatr Marynarki Wojennej. Po dwóch latach, z prawie całym zespołem, przenieśliśmy się do Gorzowa Wielkopolskiego, potem do Bydgoszczy i Bielska. Odbiło się to na mojej edukacji, pierwszą klasę zaliczyłem w Sopocie u hrabiny Pruszyńskiej, która prowadziła komplety dla dzieci “lepiej urodzonych” by się nie skomunizowały w szkole państwowej. Drugą klasę już normalnie zaliczyłem w Gorzowie, trzecią w Bydgoszczy, a czwartą w Białej. Od piątej klasy moja edukacja była związana z Krakowem. Ojciec myślał, że dostanie dyrekcję w Krakowie, a dostał w Poznaniu, ale rodzina mimo wszystko przeniosła się do Krakowa, i z tym miastem było związane dalsze moje życie, tam studiowałem, tam pracowałem.

Szmilichowski:- Czy dotknęła cię kiedykolwiek wiara w leninizm, stalinizm, słowem w komunizm?

Gąssowski:- Nie! I może to był mój błąd. Ja byłem wcześnie zahartowany, większość rodziny była w Armii Krajowej, wuj był szefem sztabu generała Maczka i po powrocie do kraju został skazany na śmierć. Ale był jeszcze jeden aspekt. W Bydgoszczy mieliśmy bardzo duże mieszkanie i w jednym z pokoi mieszkali “maszyniści” z teatru. Oni ciągle słuchali “Głosu Ameryki” i bardzo mi się te audycje podobały, szczególnie gdy opowiadano dowcipy o Stali-nie. Potem zacząłem sam słuchać wszystkich możliwych zachodnich audycji w języku polskim, a było tego sporo. Moja zażyłość ze Stefanem Kisielewskim zaczęła się od tego, że wyłapałem jakiś atak na niego w radiu Madryt i zawiadomiłem go kiedy będzie powtórka. Ale naturalnie wszystko przebijała “Wolna Europa”, jej słuchałem najbardziej.

Szmilichowski:- Co być może ułatwiło ci, mówiąc daleko idącym skrótem, podjęcie decyzji wyjazdu z Polski. Powiedz trochę o swoich początkach w Szwecji.

Gąssowski:- Był rok 1971 kiedy uznałem, słusznie czy niesłusznie, że w kraju nic się zrobić nie da. Myślałem, że tylko można oddziaływać z zewnątrz. Załatwiłem sobie zaproszenie do Szwecji bo akurat taka nadarzyła się okazja, ale absolutnie nie wybierałem Szwecji na kraj stałego pobytu. Myślałem naiwnie, że będę zmywał gdzieś w knajpie naczynia, a w wolnych chwilach pisał artykuły dla Giedroycia. Nawet zabrałem z sobą polską maszynę do pisania. Trzeciego dnia po przybyciu do Sztokholmu znalazłem w książce telefonicznej adres biura “Wolnej Europy”, zatelefonowałem i powiedziałem: “Z polską redakcją proszę”. Szwedzka sekretarka zrozumiała słowo “polską” i połączyła mnie z panem Michałem Lisińskim, szefem sekcji polskiej. Ten zaprosił mnie do siebie, zatelefonował do Norberta Żaby, i tak w ciągu jednego dnia zacząłem współpracę z RWE i paryską “Kulturą”. W tej ostatniej, w latach 1972-74, zamieściłem parę większych tekstów. Po moim powrocie z Londynu, gdy zacząłem redagować “Jedność”, moja współpraca z “Kulturą” rozluźniła się.

Szmilichowski:- Czy na Twojej drodze stanęły kiedyś służby specjalne PRLu?

Gąssowski:- Tak, dwukrotnie. Po raz pierwszy gdy byłem – zresztą przypadkowo, przewodniczącym założonego przez szwedzkich studentów z Folkpartiet i Moderaty “polskiego komitetu” do zwalczania wizyty Gierka w Szwecji. Doszło wtedy do najścia mojego mieszkania w akademiku. Intruzów wypłoszyły koleżanki. A propos, ciekawe rzeczy opowiadał mi później Jacek Kubicki, dziś to już nie tajemnica. Otóż Jacek będąc profesjonalnym tłumaczem, tłumaczył również różne pisma dla ambasady PRL, i kiedyś zapytano go czy zna tego Garczyńskiego, który stoi na czele komitetu, i czy to jest Żyd. Jacek zaprzeczył i powiedział im: ”Znam go dobrze i wiem że to Polak, wiem nawet, że kardynał Wojtyła dawał mu ślub na Wawelu.” “Jak to, Polak przeciw Polsce?” – zdziwili się w ambasadzie. W drugim wypadku, już po moim powrocie z Londynu, spotkałem się nawet z próbą werbunku. Przyszedł do mnie do akademika jakiś facet i twierdził, że ma dla mnie prezenty od mojego ojca. Zdziwiło mnie to trochę, miałem z ojcem stały kontakt telefoniczny i jeśli kogoś do mnie przysyłał to mnie o tym uprzedzał. Gdy facet pokazał “prezenty od tatusia” nie miałem już żadnych wątpliwości, były to bowiem dwie butelki wódki, w tym Żubrówka której nie cierpię, o czym ojciec doskonale wiedział. Zresztą maskarada nie trwała długo, facet przedstawił się, że jest oficerem służb specjalnych i musi ze mną porozmawiać - dla mojego dobra. Wyznaczył spotkanie w restauracji, gdzie za zgodą mojego ów-czesnego szefa M.Lisińskiego, spotkałem się z nim. Namawiał mnie do współpracy i umawiał następne spotkanie w Helsinkach lub Berlinie Zachodnim. Naturalnie odmówiłem, napisałem raport do RWE, i sprawa na tym się skończyła. Z tym, że w czasie rozmowy facet – rozpoznany potem w Sztokholmie jako major Mossakowski, dziwił się dlaczego wyjechałem, bo przecież nie miałem żadnego powodu. Powiedziałem mu wtedy, że jednym z powodów było, że jak chciałem coś wydrukować to musiałem to robić w Czechach bo w Polsce nie mogłem. Po dwóch dniach facet zatelefonował do mnie i pyta zadowolony z siebie: “No jak tam panie Garczyński?”. Dowcip polegał na tym, że pisząc na Zaolziu podpisywałem się tylko Garczyński, ale już za Gierka, gdy cenzura rozluźniła się, drukowałem w krakowskim “Głosie Młodzieży” i w “Życiu Literackim” jako Garczyński-Gąssowski. W Szwecji też używałem obu członów. Ubawiła mnie sprawność wywiadu PRLu, który ustalił że Ludomir Garczyński i Gąssowski to to samo. Po paru tygodniach wydało się po co była ta cała akcja. Major Mossakowski zbierał informacje dla telewizyjnego programu o RWE. Do Polski wrócił wtedy Andrzej Smoliński, zatrudniony w RWE w sekcji prognoz ekonomicznych PRLu, który miał małe rozeznanie w ogólnym działaniu rozgłośni. Niemniej Smoliński pokazał w “okienku” zdjęcie Lisińskiego i moje, i wskazując na Lisińskiego komentował tak: “Obecnie współpracuje z Gąssowskim, to jest człowiekiem który przybył do radiostacji w latach po 68 roku”. Aluzja do 68 roku mówiła sama za siebie.

Szmilichowski:- Jesteś szefem Archiwum Kongresu Polaków w Szwecji, które skupia wielkie ilości dokumentów dotyczących emigracji.

Gąssowski:- Dokładniej mówiąc jestem kierownikiem Archiwum Emigracji Polskiej w Szwecji. Działa ono w ramach Kongresu Polaków, którego jestem sekretarzem. Dokumentów rzeczywiście jest dużo. Nawiązaliśmy ostatnio współpracę z Archiwum Emigracji Polskiej przy Uniwersytecie im. Kopernika w Toruniu. Ta placówka naukowa wcześniej czy później skupi wszystkie emigracyjne archiwalia lub ich kopie. My na razie przekazaliśmy niektóre duplikaty. Nasze archiwum powstało ze zbiorów Polskiego Związku byłych Więźniów Politycznych w Szwecji, pracowałem tam przez wiele lat. PZbWP był też wydawcą “Jedności” którą redagowałem. Związek był organizacją niepodległościową, i z jego szeregów rekrutowała się większość działaczy niepodległościowych w Szwecji.

Szmilichowski:- A propos polityki, jakie są Twoje poglądy polityczne?

Gąssowski:- Teraz czy kiedyś?

Szmilichowski:- Teraz.

Gąssowski:- Na pewno jestem gdzieś w centrum. Kiedyś byłem bardzo prawicowy, ale łatwiej było mi porozumieć się z ludźmi z lewicy niż z mojej opcji. Tak się złożyło, że w Sztokholmie spotkałem mądrych i miłych ludzi lewicy, takich jak Lucjan Sulkin, Łukasz Winiarski, czy Michał Lisiński, a tych z prawicy..... wolę nie wymieniać. Choć naturalnie spotykałem na emigracji ludzi wybitnych i bardzo mi imponujących po obu stronach, inna rzecz, że wszyscy oni byli na swój sposób liberałami. Los dał mi poznać bliżej wybitne postacie: profesorów Wiktora Sukiennickiego i Stanisława Swaniewicza, redaktora Jerzego Gedroycia, dyrektora Jana Nowaka-Jeziorańskiego, Tadeusza Nowakowskiego-Olsztyńskiego, państwa Ciołkoszów, braci Zbyszewskich, poetę i głębokiej wiedzy publicystę Józefa Łobodowskiego.

Szmilichowski:- Wiek robi z nas liberałów.

Gąssowski:- Na pewno tak. Byłem, i sądzę że jestem nadal konserwatywnym liberałem. Albo – jak określał siebie świętej pamięci redaktor Norbert Żaba, liberalnym konserwatystą.

Szmilichowski:- Czy barwa Twojego konserwatyzmu jest laicka?

Gąssowski:- Nie bardzo rozumiem pytanie. Jestem bliski tego co reprezentują sobą takie wydawnictwa jak “Tygodnik Powszechny”, “Więź”, “Znak”, “Res Publica”. Na przykład bardzo dobrze mi się rozmawiało z księdzem Adamem Bonieckim, gdy gościł niedawno w Sztokholmie.

Szmilichowski:- Działałeś również jako wydawca, wydawałeś pisma “Jedność” i “Arka”, publikowałeś książki.

Gąssowski:- Rzeczywiście, założyłem pierwsze wydawnictwo polskie w Szwecji. Wydałem dziesięć książek i kilkanaście broszur. O ile się nie mylę, wśród tych książek były Twoje dwie?

Szmilichowski:- Jedna, debiutancki tomik wierszy. Jak długo trwała Twoja działalność wydawnicza?

Gąssowski:- Piętnaście lat. Ostatnią pozycję wydałem w 1989 roku. Był to numer “Arki” witający pierwszy od czasów wojny nie komunistyczny rząd polski. Nota bene w tym numer były też Twoje trzy wiersze.

Szmilichowski:- Bywasz często w Polsce na różnego rodzaju imprezach kulturalnych, spotykasz działaczy z różnych krajów. Jaką ma rolę do spełnienia emigracja dziś, gdy istnieje wolne państwo polskie?

Gąssowski:- Wiesz Andrzeju, myśmy tę emigrację w jakimś sensie zakończyli na Zjeździe w Krakowie. Był wtedy triumfalny prze-marsz ulicami, ludzie stali na chodnikach i nas oklaskiwali, czuliśmy się jak zwycięzcy. Miałem przyjemność iść w doborowym towarzystwie, w jednym rzędzie z profesorem Józefem Garlińskim i Tadeuszem Nowakowskim seniorem, stryjem “naszego” Tadeusza Nowakowskiego. Bywałem też na spędach dziennikarzy polonijnych, ale mi się to znudziło. Organizatorzy traktowali nas niepoważnie, próbowali instruować w materii jak mamy pisać o przemianach w Polsce.

Szmilichowski:- Powstanie Rzeczpospolitej spowodowało między innymi dostrzeżenie emigracji i jej roli w podtrzymywaniu pamięci narodowej niepodległej Polski. Należysz do tych, którzy działali bardzo aktywnie, czy to zostało zauważone i docenione?

Gąssowski:- Byłem drugą osobą z kręgu RWE, która wjechała do Kraju. Pierwszym był Wojciech Wasiutyński, a trzecim dyrektor Jan Nowak-Jeziorański, który powiedział w 1989 roku w londyńskim “Dzienniku Polskim” – “Jak wróg się cofa to należy wyjść z okopów na jego terytorium”, oraz “Nie strzela się do żołnierzy przechodzących na naszą stronę”. Wtedy bardzo nas doceniano. Była też ważna sprawa przekazania Krajowi insygniów państwowych, symboliczne przekazanie “legitymizmu państwowego” przez londyńskiego prezydenta RP Kaczorowskiego, krajowemu Wałęsie. Tu też dużą rolę w przełamaniu wahań “Londynu” odegrał dyrektor Nowak-Jeziorański. Gdy to wszystko nastąpiło, przestano emigrację traktować poważnie.

Szmilichowski:- Odznaczono cię jednak. Jak cię odznaczano?

Gąssowski:- Głupio. Powiem ci, że do odznaczeń to ja miałem pecha. Były dwa rozdawnictwa książek do Kraju, jedno wielkie zza oceanu z puli Adama Rudzkiego, i mniejsze z Londynu z puli Andrzeja Stypułkowskiego. W Sztokholmie przedstawicielem pierwszego był Norbert Żaba, a drugiego – po Michale Lisińskim, ja. Nasi amerykańscy przyjaciele którzy finansowali tą całą działalność, uznali ją w początkach stanu wojennego za bardzo ważną, i zwrócili się do Rządu RP na uchodźstwie o odznaczenia dla kolporterów. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie pomylili rządów. Były wtedy w Londynie dwa rządy, w tym jeden zupełnie niepoważny, powołany przez też niepoważnego prezydenta Sokolnickiego. W listopadzie 1983 roku pan Żaba i ja dostaliśmy z Londynu przesyłki, w których były dyplomy i legitymacje upoważniające do noszenia Złotego Krzyża Zasługi. Pan Norbert zdziwił się, ponieważ ZKZ z Londynu miał już dawno. Gdy zorientował się, że dostał Krzyż od Sokolnickiego, odesłał przesyłkę z obraźliwym listem. Ja tego nie zrobiłem, i po pięciu latach ten sam rząd przysłał mi dyplom i legitymację Krzyża Kawalerskiego Polonia Restituta. Jestem w dobrym towarzystwie, prezydent Sokolnicki przyznał Wielką Wstęgę PR prezydentowi Wałęsie, a Komandorię i stopień admiralski prałatowi Jankowskiemu, który odznaczenie to nosi, a nawet uszył sobie mundur admiralski przedwojennego kroju. Gdy Wałęsa zorientował się skąd dostał odznaczenie, próbował namówić “właściwy” rząd w Londynie do przewekslowania Wstęgi, ale to nie wyszło.

Szmilichowski:- Rzeczpospolita też cię odznaczyła.

Gąssowski:- Tak, ale gierkowskim orderem.

Szmilichowski:- Nie rozumiem.

Gąssowski:- Swego czasu, by nie szafować zanadto Polonią Restitutą, Gierek wymyślił pięcioramienny Order Zasługi PRLu. Po przemianach zlikwidowano Order Budowniczego PL i Order oraz Sztandar Pracy, a ten niewydarzony pięcioramienny, na moje nieszczęście, przemianowano na Order Zasługi RP. Za pracę niepodległościową nie powinno się dawać odznaczeń grzecznościowych, albo prawdziwe, albo wcale! Jak więc widzisz, moje odznaczenia są trochę śmieszne.

Szmilichowski:- Ostatnie pytanie – gdybyś miał tabelę punktacyjną od 1 do 10, jakbyś ocenił swoje życie?

Gąssowski:- Hmmm... Robiłem w zasadzie w życiu to co chciałem, naturalnie w miarę możliwości - siedem. Brak mi trzech milionów dolarów, no miliona, abym zrobić to co bym naprawdę chciał.

Szmilichowski:- Bagatela!

Gąssowski:- Wtedy mógłbym napisać i wydać to, co uważam za ważne. Teraz mógłbym najwyżej w małym nakładzie, ale to nie ma sensu. Dlatego potrzebuję milionów.

Szmilichowski:- Życzę ci tego! Ale wtedy byłaby dziesiątka?

Gąssowski:- Wtedy tak!

Szmilichowski:- Dziękuję za rozmowę.
 

Andrzej Szmilichowski
Relacje (6/2002)



Tekst autoryzowany
 






Praca w lesie (Gagnef)
LAKIERNIK SAMOCHODOWY/Stockholm (TÄBY)
Firma sprzatajac Skura (Älvsjö)
Zbrojarze (Stockholm)
Zatrudnię zbrojarzy (Göteborg )
Personel sprzatajacy do hotelu (Nacka)
Sprzątanie (Stockholm )
Remonty łazienek (Stockholm )
Więcej





8 najładniejszych miejsc z drzewami wiśniowymi w Sztokholmie.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Wielkanocna wyprawa do wschodniej Albanii.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Ugglegränd o jednej z najkrótszych uliczek w Sztokholmie.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Firma Sprzątająca
Polka w Szwecji
Moja historia cz.5
Polka w Szwecji
Przygoda z malowaniem
Polka w Szwecji
Nowe szwedzkie słowa 2023 - nyord
Szwecjoblog - blog o Szwecji


Odwiedza nas 9 gości
oraz 0 użytkowników.


Podatek od dochodów w Polsce
nie uczciwi pracodawcy
Dzis palạ koran w Skärholmen
Szwedzki „wstyd przed lataniem” napędza renesans podróży koleją
Katarzyna Tubylewicz: W Sztokholmie to, gdzie mieszkasz, zaskakująco dużo mówi o tym, kim jesteś
Migracja przemebluje Szwecję. Rosną notowania skrajnej prawicy
Szwedka, która wybrała Szczecin - Zaczęłam odczuwać, że to już nie jest mój kraj
Emigracja dała mi siłę i niezależność myślenia










© Copyright 2000-2024 PoloniaInfoNa górę strony