Odwiedzin 37781518
Dziś 1841
Piątek 19 kwietnia 2024

 
 

Lubimy kontakt z ludźmi - wywiad z Kabaretem Neo-Nówka

 
 

Rozmawiała: Monika Henriksson

2014.09.28
 


Radość Neo-Nówki w parku zabaw Liseberg podczas zwiedzania Göteborga. Fot. Michał Dzieciaszek

Przed występem w Sztokholmie rozmawiamy z 2/3 Kabaretu Neo-Nówka, Romanem Żurkiem i Michałem Gawlińskim.

Monika Henriksson: Jesteście pierwszy raz w Szwecji. Za Wami występ w Göteborgu (z rozpędu użyłam tu szwedzkiej wymowy nazwy miasta - „Jetebori”), jakie są Wasze wrażenia po występie?

Michał Gawliński: Po pierwsze nie w „Jetebori”, tylko w „Geteborgu”. Tak mówią Polacy.

Roman Żurek: Mamy bardzo miłe wrażenia, było bardzo fajnie, sympatycznie.

Czy przeżyliście w Szwecji coś, co mogłoby zainspirować Was do napisania nowych skeczy?

R. Ż.: Może ten deszcz? Spadł nieoczekiwanie, a dopiero dziwiliśmy się, że jest tak ciepło. Nabraliśmy kurtek puchowych, a okazuje się, że tu temperatura jest dodatnia, jeszcze wczoraj było słońce… Nie wiem, zobaczymy jak przyjedziemy, inspiracja nie pojawia się tak od razu, pojawi się może po pewnym czasie.


Fot. Zbigniew Kozak

Gdzie do tej pory wystąpiliście poza granicami kraju?

M. G.: Występowaliśmy w Niemczech, Belgii, Wielkiej Brytanii, Norwegii. W Stanach Zjednoczonych też byliśmy.

I gdzie chcielibyście jeszcze wystąpić?

M. G.: W Irlandii!

R. Ż: Praktycznie we wszystkich tych krajach, których nie wymieniliśmy.

Ha, ha. Jest ich bardzo dużo!

M. G.: Tam, gdzie jest Polonia, tam my gramy. A że Polaków jest coraz więcej za granicą, a coraz mniej w Polsce, jesteśmy zmuszeni migrować, żeby być tam gdzie oni. Ale jest to miłe i bardzo przyjemne.

Jak publiczność za granicą odbiera Wasze skecze?

M. G.: Tak samo. Okazuje się, że Wy za granicą nadal jesteście Polakami.


W sztokholmskim metrze. Fot. Zbigniew Kozak

Część Polonii dosyć daleko „odjechała” od polskiej rzeczywistości. Wiele osób jest tutaj bardzo długo, nie pamięta nazwisk polityków czy aktorów. Czy do występów za granicą przygotowujecie się w szczególny sposób?

M. G.: W ogóle. Cały czas gramy dokładnie ten sam program, który gramy w kraju i kompletnie niczego nie zmieniamy. Okazuje się, że też macie tutaj Internet i ludzie jednak śledzą to, co się dzieje w kraju, a przynajmniej się orientują.

Czyli nie ma żadnej różnicy pomiędzy polską publicznością za granicą a polską publicznością w Polsce?

R. Ż.: Gdy pierwszy raz wyjeżdżaliśmy za granicę, do Anglii, zastanawialiśmy się, jak publiczność odbierze nasze nawiązania. Jeszcze wtedy mieliśmy programy bardziej polityczne i one jakoś w większym stopniu odnosiły się do rzeczywistości w kraju. Ale okazało się, że za granicą gra się nam tak samo jak w Polsce. Tak samo fajnie i żywiołowo odbierane są nasze skecze, publiczność wszystko rozumie.


Fot. Zbigniew Kozak

M. G.: W Polsce w środowisku kabaretowym mówi się, że Wielka Brytania to kolejne województwo, do którego regularnie się zagląda. I fajnie byłoby, żeby Szwecja stała się takim naszym stałym punktem, żebyśmy mogli do Sztokholmu częściej przyjeżdżać. No i do Göteborga oczywiście też. Jeszcze zostało nam Malmö, którego nie zaliczyliśmy, ale co ma wisieć, nie utonie. Myślę, że za trzecim razem będziemy mówili „Jetebori”.

Co jest w Waszej pracy najciekawsze?

...

R. Ż.: To była odpowiedź. Ta długa pauza.

M. G.: Najwięcej radości daje mi to, że wychodzę na scenę i ludzie się śmieją. To znaczy, że to, co robię, ma sens. Zależy nam na rozbawieniu publiczności, oderwaniu jej na chwilę od szarej rzeczywistości, od pracy, od problemów. Żeby miała te 1,5 godziny oddechu od tego wszystkiego. I jak nam się to uda, to już jest nasz sukces.

M. G.: Może zabrzmi to banalnie, ale robimy to dla ludzi, dla publiczności. I wiemy, że dajemy im cząstkę siebie. Ta ilość endorfin, która się wytwarza podczas naszego koncertu, te wszystkie hormony szczęścia i radości. Może coś z tego w ludziach na chwilę zostaje. To jest dla nas ważne.


Fot. Michał Dzieciaszek

A co jest najtrudniejsze?

R. Ż.: To, co na pewno jest trudne, to podróże. Trzeba jeździć samochodem, przemieszczać się...

M. G.: Jeżdżenie. Ja nienawidzę jeździć. Nie lubię samochodów. I tyle.

Co lubicie, a czego nie lubicie, przed każdym zbliżającym się występem?

R. Ż.: Nasze występy są tak częste, że nie mamy czasu czegoś nie lubić, to jest nasza praca. Lubimy kontakt z ludźmi, to na pewno. Lubimy tę energię, którą nam daje publiczność. Nie lubimy zmęczenia, które jest przed i po, ale to jest wpisane w ten zawód.

M. G.: Lubimy poznawać nowych ludzi. Zwłaszcza, gdy wyjeżdżamy za granicę, gdy poznajemy nowych ludzi w nowym otoczeniu, tak jak np. w Szwecji. Jesteśmy pierwszy raz tutaj, w Göteborgu czy w Sztokholmie, i chłoniemy te miasta. Dzisiaj zaledwie przyjechaliśmy do Sztokholmu, to już zaczęliśmy chodzić po mieście, które jest po prostu rewelacyjne!

Macie czas, by pomiędzy występami zwiedzić miasta, które odwiedzacie?

R. Ż.: Staramy się zawsze coś zobaczyć. Jeżeli jeździmy, to nie tylko po to, żeby zagrać, ale też żeby przy okazji dla siebie chociaż kawałeczek wyrwać z tego miasta – z kultury, z tradycji…


Fot. Zbigniew Kozak

Czy bycie artystą kabaretowym pomaga w życiu codziennym?

R. Ż.: Myślę, że tak… W momencie, kiedy jesteśmy już rozpoznawalni dzięki telewizji, jest nam troszeczkę łatwiej, ludzie się do nas uśmiechają, są bardziej życzliwi. Oni się uśmiechają, my się też uśmiechamy i to tak działa jak neurony lustrzane. Przychodzimy do takich miejsc mniej przytulnych, jak urzędy, i okazuje się, że można wiele rzeczy załatwić normalnie, poprzez uśmiech.

Jaki jest Wasz niezawodny temat w skeczach?

M. G.: Chyba nie ma takiego, który jest niezawodny.

R. Ż.: Staramy się poruszać sprawy, które są bliskie ludziom, sprawy z ich otoczenia, które są śmieszne. I staramy się pokazać je w taki sposób, żeby je oczywiście jeszcze bardziej wykrzywić, wypaczyć, ale żeby były zjadliwe, nie obrażały ludzi, a zarazem dawały do myślenia.

Zauważyłam w Waszych skeczach wzmożone używanie przekleństw. Czy to jest konieczne?

R. Ż.: Przekleństwo to jest brzydkie słowo, ale czasami trzeba go użyć, żeby coś wyrazić. Ja nie mam nic przeciwko uzasadnionemu przekleństwu.

Tak jak w skeczu „Teleexpress”...

R. Ż.: Tak. Niektóre skecze są rzeczywiście oparte o to, że padnie w nich przekleństwo, ale stosujemy ten zabieg rzadko, aczkolwiek stosujemy, nie będziemy się wybielać. Ale jeżeli pada ono ot tak sobie, po to tylko, żeby wywołać reakcję, to też jesteśmy temu przeciwni.


Fot. Krzysztof "Marian" Marianiuk

Natomiast wszystkie przekleństwa, które padają u nas na scenie są w jakimś sensie uzasadnione. I wywołują nie tylko śmiech, ale i czasami zastanowienie. A o to nam też chodzi. I czasami trzeba użyć jednak dosyć mocnych środków wyrazu, żeby zwrócić na coś uwagę.

Wielu ludzi przychodziło do nas po występie i mówiło nam, że „Teleexpress” jest świetny, rewelacyjny, że powiedzieliśmy to, co wszyscy myślą. Jacek Fedorowicz powiedział mi kiedyś po festiwalu, jako juror, że on nie znosi przekleństw w kabarecie, ale mnie, Romanowi Żurkowi, daje przyzwolenie, bo ja robię to w taki subtelny sposób, że jego to nie razi. To był jeden z piękniejszych komplementów, jakie uzyskałem.

To bardzo miłe, bo Jacek Fedorowicz jest znany ze swojej pięknej polszczyzny.

R. Ż.: Tak, ja się absolutnie tego nie spodziewałem.

A czy jest temat, którego nigdy nie podjęlibyście na scenie?

M. G. Każdy kabaret stara się przesuwać te granice, żeby nie robić niepotrzebnych świętości. Wydaje mi się, że fajnie jest poruszać wszystkie tematy, które są bliskie ludziom. My służymy temu, żeby rozładować niepotrzebne, złe emocje.

R. Ż.: Problem polega na tym, że publiczność polska nie jest jeszcze gotowa na pewne tematy. Śmiech z niepełnosprawnych nie jest czymś, co na pewno większość społeczeństwa by zaakceptowała. A my spotykamy się z niepełnosprawnymi na różnych akcjach charytatywnych i oni domagaliby się, żeby z nich się pośmiać. Jednak staramy się w tym kraju jeszcze nie dotykać tych spraw.


Fot. Michał Dzieciaszek

Śmiejemy się z gejów, to się geje oburzają, że jesteśmy homofobami. Zrobiliśmy skecz o Bogu, to ludzie zaczęli się oburzać, dlaczego zrobiliśmy skecz o tym bogu, a nie o innym. Ech… Nie dogodzimy naszemu społeczeństwu. Robimy to, co czujemy, to, co nas śmieszy i to jest pierwsza, najważniejsza rzecz, na którą zwracamy uwagę.

Czujecie oddech konkurencji, czy po 14 latach na scenie czujecie się na tyle mocni, że nie musicie się o nią martwić?

M. G.: Środowisko kabaretowe w Polsce jest jednocześnie tak duże i tak małe, że dla każdego znajdzie się miejsce. Kabarety są różne, jeden dotyka spraw politycznych i społecznych, inny jest zaangażowany w tematy mówiące o absurdzie. Nie ma wielkiej konkurencji między nami, nie jest tak, że „A! Musimy tym pokazać”, wręcz przeciwnie, czasem omawiamy ze sobą pewne rzeczy, żeby nie powielać tych samych tematów. Na pewno nie ma nienawiści między nami „kabareciarzami”.

Nie jest chyba zbyt łatwo spędzać dużo czasu razem, bo to nie tylko przedstawienia, ale i próby, wyjazdy. Jak dajecie sobie z tym radę?

M. G.: Jesteśmy ze sobą już bardzo długo i mamy świadomość, że zaczyna się pojawiać tzw. choroba polarników, ale staramy się nie kłócić. Czasami lepiej się wyciszyć, pójść w drugim kierunku na pięć minut.


Fot. Krzysztof "Marian" Marianiuk

R. Ż.: To prawda, co ten chłopak rzecze. Nie ma między nami scysji, jesteśmy bardzo dobrze naoliwionym mechanizmem, który wie, dokąd zmierza i po co to robi.

A nie macie czasami uczucia, że macie już dosyć wychodzenia na scenę, żartowania, powtarzania tych samych skeczy?

M. G.: W moim przypadku, jeśli chodzi o wychodzenie do ludzi – to się nie znudzi!

Czy bawią Was i cieszą spotkania z fanami, pozowanie do zdjęć, czy jesteście tym zmęczeni?

M. G.: Lubimy to, bo wtedy mamy możliwość porozmawiania sobie z tymi ludźmi. Jak najbardziej lubimy.

Macie fanki/fanów, którzy zawsze przychodzą po koncertach i zawracają Wam głowę?

R. Ż.: Ktoś kiedyś powiedział, że najmniej znany zespół rockowy w Polsce ma więcej fanów niż najbardziej znany kabaret.


Z autorką wywiadu. Fot. Adam Henriksson

Jesteście wielkimi fanami siatkówki. Czy planując występy w Szwecji wiedzieliście o tym, że zbiegną się one z Mistrzostwami Świata, które aktualnie odbywają się w Polsce?

R. Ż.: To jest właśnie najbardziej wrażliwy temat, bo byliśmy bardzo blisko naszego zespołu, jeździliśmy z nimi na mecze i wspieraliśmy ich, a oni nawet bardzo nalegali, żebyśmy nie jechali do Szwecji, tylko wspierali ich tam w Katowicach. Ale niestety publiczność jest dla nas ważniejsza, a siatkarze muszą sobie radzić bez nas. Ale po występie będziemy biec żeby obejrzeć, co się wydarzy.

Bardzo żałujecie, że nie możecie oglądać dzisiaj finału na żywo?

R. Ż.: Nie chodzi o żałowanie, fajnie by było być i tu i tu.

Zjeść ciastko i mieć ciastko?

R. Ż.: Byliśmy już na kilku meczach, więc czujemy się tym trochę najedzeni, a tutaj przyjechaliśmy pierwszy raz. Na pewno bardzo mocno im kibicujemy.

Bardzo dziękuję za rozmowę, było mi bardzo przyjemnie porozmawiać z Wami.

R. Ż.: Nam również, proszę pozdrowić od nas wszystkich, którzy to będą czytali.
 

Rozmawiała: Monika Henriksson
PoloniaInfo (2014.09.28)




Artykuły w temacie

  Kabaret Neo-Nówka w Szwecji - relacja
     Kabaret Neo-Nówka w Göteborgu - relacja
     Kabaret Neo-Nówka w Sztokholmie - relacja
 









Praca-sprzatanie (Täby)
Brukarstwo (Täby)
Praca dla ogólno budowlańca (Skåne)
BLACHARZ, LAKIERNIK (SKOGAS)
mechanik samochodowy (SKOGAS)
Firma sprzątająca (Helsingborg)
Firma sprzątająca (Malmö,Lund, Ystad, Sjöbo i okolice)
Brukarzy, Pracy ziemne (UPPSALA)
Więcej





Szwecja o smaku lukrecji czyli spotkanie w bibliotece Morenowej.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Kristineberg slott – piękny pałacyk z Kungsholmen.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Firma Sprzątająca
Polka w Szwecji
Muzeum tramwajów w Malmköping.
Agnes na szwedzkiej ziemi
Moja historia cz.5
Polka w Szwecji
Przygoda z malowaniem
Polka w Szwecji
Nowe szwedzkie słowa 2023 - nyord
Szwecjoblog - blog o Szwecji


Odwiedza nas 27 gości
oraz 0 użytkowników.


Szwedzki „wstyd przed lataniem” napędza renesans podróży koleją
Katarzyna Tubylewicz: W Sztokholmie to, gdzie mieszkasz, zaskakująco dużo mówi o tym, kim jesteś
Migracja przemebluje Szwecję. Rosną notowania skrajnej prawicy
Szwedka, która wybrała Szczecin - Zaczęłam odczuwać, że to już nie jest mój kraj
Emigracja dała mi siłę i niezależność myślenia










© Copyright 2000-2024 PoloniaInfoNa górę strony